piątek, 28 lutego 2014

#75. Two Stars cz. 11

Dedykacja dla Catalina Pantera i Iwwona Horan oraz Nicol Styles (w podziękowaniu za to, że dodałaś posta za mnie:) Jesteś kochana;*)

Podemos (Możemy)

Wróciliśmy do domu późnym wieczorem, oczywiście bez Jacka. Okazało się, że musi niezwłocznie wrócić do domu. Ja i Carol mamy za zadanie spakować wszystkie jego rzeczy, a Leon lub Federico zawiozą je jutro do szpitala. Lekarze nie chcieli mi powiedzieć co z bratem. Nie zezwoli też na spotkanie. Podobno jego stan jest bardzo ciężki, dlatego nazajutrz helikopter przewiezie go do szpitala w okolicy Homles Chapel.
- Candace...- zaczął Ruggero, który bez pukania wszedł do "mojego" pokoju.
Spojrzałam na niego znad swojego zeszytu, który od ostatnich dwóch godzin służył mi za coś w rodzaju pamiętnika. Gdzieś musiałam wylać swoje emocje, a nie chciałam zanudzać swoimi przemyśleniami przyjaciół.
- Jorge prosił, żebyś zeszła na dół- westchnął brunet, kładąc rękę na moim ramieniu.- Nie martw się Can- dodał ciszej.- Jack na 100 procent wróci do zdrowia i znowu będziecie się wyzywać lub ignorować jak do tej pory
Kiedy Rugg to powiedział, do mojej głowy powróciły wszystkie chwile, które spędziłam z bratem. Może rzeczywiście często się kłócimy, ale z całą pewnością się kochamy jak każde inne rodzeństwo.
Mimo że słowa przyjaciela miały mnie rozbawić, stało się całkiem odwrotnie. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, których potoku nie potrafiłam zatrzymać. Wstałam z krzesła i przytuliłam się do chłopaka. Potrzebowałam kogoś, komu mogłabym się wypłakać. Niestety Caroline właśnie wtedy weszła do mojego pokoju. Widok mnie i Fede w jednym uścisku wpłynął na nią negatywnie.
- S*ka!- warknęła i trzaskając drzwiami, opuściła mój pokój.
Puściłam Ruggero, żeby mógł pobiec za dziewczyną. Podeszłam do lusterka wiszącego na ścianie koło łóżka i chusteczką starłam z policzków tusz do rzęs zmieszany ze łzami. Delikatnie wygładziłam swoje blond włosy, po czym zeszłam na dół.
Leon mnie nie zauważył. Siedział tyłem do schodów na jednym z krzeseł w jadalni i brzdąkał coś na gitarze. Kiedy zbliżyłam się do niego zmienił melodię na tę dobrze mi znaną i zaczął śpiewać moją ulubioną piosenkę z serialu. Po pierwszej zwrotce skinął głową, tym samym zapraszając mnie do śpiewu. Nie powiem, bo ta piosenka, duet z szatynem i ogólnie jego obecność nieco poprawiły mi humor. Sielankę przerwał dźwięk dzwonka, który dochodził z mojego telefonu. Na ekranie widniało zdjęcie Louisa. Byłam zdziwiona, czego Tomlinson chce ode mnie o tej porze, ale i tak odebrałam połączenie.
- Słucham
- Halo? Candace?- zapytał głos po drugiej stronie. Jednak nie należał on do Louisa.
- Tak, to ja
- Cześć, mówi Liam- przedstawił się chłopak.- Mam nadzieję, że cię nie obudziłem
- Nie- zaprzeczyłam szybko.- Dopiero wróciliśmy ze szpitala
- Kto to?- zapytał Leon, ale uciszyłam go gestem ręki.
- A propos szpitala, możesz mi powiedzieć co się tam stało Harry'emu?
- Właściwie to...- wstałam i wróciłam do siebie. Nie chciałam, żeby Jorge usłyszał tą historię.

*Następnego dnia, rano*

Oczami Diego

- Tini, po co to robisz?- zapytałem osiemnastolatki, próbując ją objąć, jednak ta ,po raz kolejny, sprytnie mi się wywinęła.
- Diego gdybym od razu ci wszystko powiedziała, to byłoby dla ciebie zbyt proste!- fuknęła z irytacją.- Chodźmy już lepiej do studia. Nagrywam dzisiaj piosenkę z Mercedes. Ona jedna mnie rozumie. Nie rozumiem, dlaczego musi grać w tym pieprzonym serialu zły charakter. Mogłaby być Francescą albo Camillą, bo tamte dwie działają mi już na nerwy
Prychnąłem pod nosem. Z panną Stoessel jestem w związku od kilku miesięcy, ale powoli mam jej już dość. Na każdym kroku się rządzi, decyduje nie tylko za siebie, ale też za mnie i różne takie.
- Ta Candace też- brunetka kontynuowała swój wywód.- Myśli, że coś tu znaczy, bo pochodzi z Anglii? I co jeszcze? Myśli, że Jorge ją pokocha? Litości! Ona mówi na niego Leon!
- Ale ona rzeczywiście podoba się Blanco- zauważyłam i natychmiast tego pożałowałem.
- W takim razie Diego, dopilnujesz, żeby panna Moon nie zakochała się w Jorge tylko w kimś innym, na przykład w tobie. Tak w tobie będzie idealnie
Mruknąłem kilka słów, których na szczęście nie usłyszała. Wykańcza mnie już ten jej chory plan. Mam już dość! Zawsze wszystko uchodzi jej płazem. W kim ja się zakochałem?! Najgorszym elementem tego związku jest fakt, że powoli zaczynam zachowywać się jak Martina...
Candace Moon jeszcze pożałuje, że przyjechała do Argentyny... Oj tak, skończy jak jej zakichany braciszek, który wszedł nam w drogę... Kto by pomyślał, że jeszcze kiedyś go spotkam...


Proszę bardzo, oddaję w Wasze ręce jedenastkę:D Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem, bo jak dla mnie jest taki trochę... Czegoś mu brakuje... Zapraszam do zadawania pytań bohaterom w odpowiedniej zakładce:>
A teraz tradycyjnie...
Co w przeszłości łączyło Jacka i Diego i dlaczego aktor twierdzi, że brat Can wszedł im w drogę?
Dobra odpowiedź zostanie nagrodzona dedykiem :)
A na koniec takie pytanko... Nie znudziło Wam się Two Stars?
Katie;*

czwartek, 27 lutego 2014

#74. Liam cz.3

Oczami (T.I)
Siedziałam w pokoju mojego nowego mieszkania. Przeprowadziłam się już trzeci raz, odkąd opuściłam Londyn. Powód był prosty- gdzie nie trafiłam, znalazły mnie fanki chłopców. Pierwszy raz miał miejsce w Plymouth, tu, w Wielkiej Brytanii. Zabawiłam tam cztery miesiące. Potem wytropiły mnie jakieś dziewczyny. Codziennie jak wracałam do domu miałam popisane drzwi, okna, ściany. Postanowiłam się wyprowadzić z UK, bo to było najmniej bezpieczne miejsce. Zamieszkałam we Francji. No cóż... Francuscy fani też mnie nienawidzili. Tam mieszkałam najkrócej, bo tylko trzy tygodnie. Teraz jestem tu, w Norwegii. Mało osób mieszka w tej miejscowości i jak narazie wygląda na to, że nikt tu nie zna (T.I) (T.N), co jest mi jak najbardziej na rękę.
Do tej pory nie uporządkowałam swoich rzeczy, które przywiozłam, choć mieszkam tu już dwa tygodnie.
- Ubranie zrobione, tak samo jak to.. i to też...- mruczałam, wykreślając z listy kolejne pozycje.- Zostały tylko pamiątki
Położyłam ostatnie dwa kartony, jeden na drugim i zaniosłam do sypialni. Otworzyłam jeden z nich. Na wierzchu były zdjęcia. Od razu zaczęłam je przeglądać. Na każdym (no, może trochę przesadzam) był Liam, co oznaczało, że wszystkie niezwłocznie muszą trafić na śmietnik. Już trzymałam fotografie nad koszem, kiedy cofnęłam rękę.
- Jeśli odbierze- szepnęłam.- Zostaną
Wybrałam numer Payna i wcisnęłam zieloną słuchawkę.

Oczami Louisa
Kilka tygodni prosiliśmy jaśnie hrabiego Liama, żeby raczył opuścić swoje lokum, aż wreszcie spełnił naszą prośbę. Tylko dlaczego trwało to blisko 5 miesięcy?
W każdym razie zjawił się rano na śniadaniu. Był trochę przygaszony, ale wyglądał nieźle.
- Co to jest?-zapytał, biorąc plik kartek z ławy.
- Różne papiery- odparł Niall i zniknął w kuchni.
Payne wziął to wszystko na kanapę i zaczął przeglądać...

Oczami Liama
Przez 5 miesięcy nazbierałem trochę zaległości... W tym czasie chłopcy napisali piosenkę,zapomnieli zapłacić za prąd, (T.I) zrobiła sobie zdjęcie z Hemsworthem, kiedy się całowali, a ja machnąłem sobie fotkę z Sophie... Zaraz co?! Mój wzrok powrócił na poprzednią kartkę. Były na nim dwie fotografie całujących się par. Na jednym była (T.I) i ten aktor, a na drugim ja i Sophie...
- Chłopaki!- wydarłem się na cały głos. Po chwili stali przede mną.
- Matoły! Zapomnieliście zapłacić za prąd!- warknąłem.
- Ups?- panie Malik zaczyna mnie pan wkurzać.
- Skoro ups to rusz swój tyłek i zapłać rachunki
- Odezwał się ten, co prawie pół roku z pokoju nie wychodził-prychnął Zayn.
- Dajcie spokój- wtrącił się Hazz.- Daj Li, ja opłacę
Brunet wyjął kopertkę z mojej dłoni i cała czwórka zniknęła mi z oczu.
W sumie... To Zayn ma rację. Przez szmat czasu obchodził mnie tylko czubek własnego nosa, a teraz prawię im kazania. Muszę im to jakoś zrekompensować... Ale najpierw te zdjęcia.
Kilka godzin przesiedziałem, analizując obie fotografie. I dopiero wtedy zrozumiałem, że ktoś nas wrobił. To dlatego (T.I) nie dzwoniła, nie przepraszała i w ogóle się nie odzywała...
Sfrustrowany wszedłem do kuchni, gdzie przebywał Lou.
- Louis, wiesz może, gdzie jest (T.I)? Dzwoniłem na domowy, ale nie odebrała
Przyjaciel spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Przykro mi Li, ale (T.I) wyjechała i nie utrzymuje z nami kontaktu...
Przez kolejne dni miałem mętlik w głowie. Za wszelką cenę chciałem znaleźć moją małą (T.I). Chciałem jej wszystko wytłumaczyć. Chciałem ją znów trzymać w ramionach. Chciałem być przy niej... Ale żeby to wszystko mogło się spełnić musiałem ją znaleźć.


_____________________________________________________________

Cześć :)

Tutaj Nicol, Katie jest nad morzem i ma problemy z internetem więc poprosiła mnie, abym dodała dla Was 3 część, a więc oto jest! Kto się cieszy? Ja na pewno :3

Katie na pewno poprosiłaby Was też o komentarze, więc ja proszę o nie w jej imieniu. Dla Was to chwila, a dla niej mega motywacja do dalszego pisania :) 
Tak więc, życzę Wam miłego dnia!

Nicol <3 
Nie wiem jak się podpisać xd Notka ode mnie, ale imagin Katie ;) Papa! )

środa, 26 lutego 2014

Bezludna wyspa cz.4

Bezludna wyspa cz.4


Ze snu wyrwało mnie głośny szum oceanu. Otworzyłam oczy. Niebo przykryte było warstwą szarych chmur, a wcześniej błękitna, czysta woda, teraz wydawała się brudnozielona i nadzwyczaj poburzona przez wysokie fale, które biły o brzeg. Wiatr był chłodny, otulał zimnem całe ciało. Zadrżałam. Zmieniłam pozycję leżącą na siedzącą. Teraz wyspa nie wydawała się już taka przyjazna. Mój wzrok powędrował poprzez ciemną zieleń zarośli, potem mokry piasek, aż wreszcie na ciało obce zawinięte wokół mojej lewej stopy. Czułam pieczenie pod, wcześniej zdaje się białym, materiałem, ale teraz przybrał szkarłatny kolor zeschniętej krwi. Wysunęłam rękę, aby dotknąć rany, ale w połowie drogi moja kończyna została zatrzymana.
- Nie dotykaj. - podniosłam głowę i spotkałam się wzrokiem z Harrym. Jego zielone tęczówki były jakby ciemniejsze i bardziej matowe niż zwykle.
- Ile spałam? - zapytałam cicho.
- Długo, jest już kolejny dzień. Martwiłem się już, że ten kokos cię jednak zabił. - zadrwił, a jego spojrzenie złagodniało. Zobaczyłam w nich... troskę? Ha! Jeszcze czego! U niego?
- Przykro mi, że znów cię rozczarowałam. Po raz kolejny jestem wśród żywych. - wywróciłam oczami.
- Nie mów tak. Naprawdę się o ciebie bałem. - powiedział urażony. Zauważyłam, że ma oberwany jeden rękaw od koszulki.
- Co brakowało by ci kogoś do ponabijania? - uniosłam jedną brew- Czy nie wiedziałeś co zrobić z ciałem?
- Daruj sobie. - prychnął i wstał. Wpatrywałam się tępo w piasek. Czy on był dla mnie miły, a ja go właśnie wyśmiałam? Ups... To nie w mojej naturze... Co się ze mną dzieje? Z moich myśli wyrwał mnie banan, który rąbnął mnie w łeb.
- Smacznego.
- Eee...AUĆ?
- Ciesz się, że to nie był kokos.
- Taa drugi by już sobie pewnie ze mną poradził. Na pewno nie chcesz rzucić?
- Chyba zaraz poważnie rozpatrzę tą opcję.
- Spoko. Masz czas. Ja się nigdzie nie ruszam... Tak tylko przypominając spadłam z drzewa na kamień i rozwaliłam sobie nogę, kiedy próbowałam cię ściągnąć na ziemię, bo utknąłeś na bananowcu.
- To gdzie jest ten kokos?
- Serio? Nawet muszę sobie sama szukać rzeczy, która mnie zabije na amen?
- Kobieto, nasz statek zaatakowali groźni terroryści,  utonęłaś, ale żyjesz, przebywałaś jakieś dziesięć centymetrów od śmiercionośnej tarantuli, spadłaś z drzewa, a do tego jeszcze kokos zdzielił cię po łbie. Jesteś nieśmiertelna!
- Taa, a ciekawe, że wszystkie te rzeczy mnie spotkały kiedy byłeś w pobliżu. Przypadek?
- Ah, więc to moja wina, że aż promieniuje od ciebie pech?
- Ze mną było wszystko w porządku zanim poznałam ciebie!
- Haha, no tak, 'kolega cztery wdechy' nie przypadł ci do gustu, co?
- 'Kolega cztery wdechy' zaraz będzie miał podbite oko. - ostrzegłam groźnie. Niech on mi w końcu przestanie przypominać o tym co zrobił! Harry zaczął się śmiać. Zmrużyłam gniewnie oczy i sięgnęłam po banana. Byłam strasznie głodna! Bo w końcu kiedy ostatnio jadłam? Trzy dni temu? A ten banan był taki pyszny! Nigdy nie smakował mi tak bardzo jak teraz ten owoc. Pochłonęłam jeszcze cztery.
- Co? - zapytałam kiedy zauważyłam, że chłopak mi się przygląda.
- Nic. Chcesz jeszcze? Dawno nic nie jadłaś.
- Nie, dzięki. Tyle mi wystarczy.
- Ok.
Zapadła niezręczna cisza. Dopiero po długiej chwili odważyłam się zapytać o coś co nie dawało mi spokoju od naszej małej kłótni.
- Naprawdę myślisz, że emanuję pechem?
- Na kilometr.
- Oh...
Zabolało. Nie wiem czemu, po prostu zrobiło mi się przykro. Wstałam.
- Gdzie idziesz? - zdziwił się loczek.
- Promieniować gdzie indziej. - burknęłam cały czas urażona. Kurcze, dlaczego aż tak wielkie wrażenie zrobiły na mnie jego słowa? Bo oczekiwałam, że zaprzeczy? Ale po co miałby kłamać? Przyznał mi prawdę.
- [T.I], noga! Nie możesz chodzić! - zawołał za mną.
- Mam to gdzieś. - warknęłam i przyspieszyłam mimo potwornego pieczenia na stopie, które czułam przy każdym kroku. Mało tego, wiedziałam już, że będę płakać, oczy napełniły się niebezpiecznie szybko łzami. Cholera, dupku! Czemu tak zabolało?
Wciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby czując przeszywający ból w lewej nodze. Jakby ktoś wepchał mi ogromną igłę wprost do rany. Łzy ujrzały światło dzienne. Nie wiem tylko czy to z bólu psychicznego czy fizycznego. Prawdopodobnie oba się do tego przyczyniły. Oklapłam na piasku i sięgnęłam do materiału na stopie. Świeża krew. Zakręciło mi się w głowie. Nienawidzę zapachu krwi... Jest mi od niego nie dobrze i słabo. Taki metaliczny, obrzydliwy.
- [T.I.]... - jakby przez mgłę zauważyłam obecność Harry'ego. Próbowałam go odnaleźć wzrokiem, ale obraz był rozmazany i widziałam tylko niewyraźną sylwetkę chłopaka. Mówił coś, ale wszystkie słowa zlewały się w jedno. Chyba ze mną jest źle... Wnioskuję, bo właśnie zobaczyłam jak jednorożec ciągnie elfa za skrzydła...
- Halo? [T.I.]? Słyszysz mnie?
- Nie dobrze mi... - mruknęłam czując jak przed chwilą zjedzone śniadanie podchodzi mi do gardła.

******
- Lepiej ci już? - zapytał Harry kładąc delikatnie dłoń na moich plecach.
- Taa... chyba tak.- powiedziałam słabym głosem. Gwiazdy nadal tańczyły mi przed oczami. Nie wymiotowałam, ale było mi tak nie dobrze...
- Dziękuję... - szepnęłam speszona. Moje policzki paliły żywym ogniem.
- Za co? - zdziwił się.
- Ehh... Nie wiem. Za wszystko. Za uratowanie życia, za to, że rozpaliłeś ognisko, za to, że mnie zmusiłeś, by pójść w dżunglę szukać jedzenia. Cały czas mnie ratujesz. - wyznałam.
- Z tym ostatnim dałem plamę. Nie sprawdziłem czy wszystkie banany są już na tyle dojrzałe by je zjeść... Przepraszam, teraz przeze mnie cierpisz. - posłał mi przepraszający uśmiech, a w oczach dostrzegłam troskę. O mnie.
- To chyba raczej ja byłam na tyle głupia i zjadłam niedojrzałego banana... Nie masz za co przepraszać.
- Nie, to moja wina.
- Wcale nie, nie miałeś z tym nic wspólnego. - zaprzeczyłam znów.
- Nie. To moja wina! Kurcze, czuję się odpowiedzialny za ciebie! - wybuchł.
- Dlaczego? - zanim zdążyłam ugryźć się w język, pytanie samo, automatycznie wypłynęło z moich ust. Wpatrywałam się w tęczówki Harry'ego z obawą. Co jeśli powie coś co znowu mnie zaboli? W jego oczach szalały iskry, jakby się z czymś zmagał, toczył wewnętrzną bitwę. W końcu tak jakby iskry zastygły. Podjął decyzję. Ale jaką? I nagle, jak na moje zawołanie zaczął się ku mnie pochylać. Zamknął powoli i niepewnie powieki. Dystans między nami zmieniał się z sekundy na sekundę. Centymetry zmieniły się w milimetry. Już czułam jak jego przyśpieszony oddech otula moją twarz. Nawet nie zauważyłam kiedy, ale sama też pochylałam się do niego. Gdy miałam zamykać powieki dosłownie ułamek sekundy przed tym jak nasze usta miały się złączyć, zamarłam wytrzeszczając gałki oczne.
- Harry... Nie ruszaj się... - szepnęłam spanikowana gapiąc się z przerażeniem ponad jego ramię. Od razu otworzył oczy.
- Oh... eee... ja... - zaczął coś bełkotać, a jego policzki oblały się purpurą. Przerwałam mu.
- Nie ruszaj się. - powtórzyłam, tym razem stanowczo. Na jego twarzy malowało się zdezorientowanie. Wolnym ruchem, nie spuszczając wzroku z zielonego stworzenia na ramieniu Harry'ego sięgnęłam po patyk leżący koło mnie. Mina chłopaka była bezcenna gdy uniosłam drewno na wysokość jego głowy.
- Ani drgnij. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Szybkim, ale silnym ruchem strzepnęłam z pleców loczka niebezpiecznego gada. Od razu odskoczyłam.
- Boże! - zawołał i zerwał się na równe nogi.  Ciężko dyszał, a oczy prawie wyszły mu z orbit.
- Musimy stąd iść. To jego teren. - powiedziałam wpatrując się z przerażeniem w węża. Zasyczał groźnie. Harry był blady jak ściana, serio! Nigdy nie widziałam, żeby komuś krew tak bardzo odpłynęła z twarzy. Wystraszyłam się, że może on zaraz zemdleje. Sprawdziłam pozycję węża i gdy stwierdziłam, że jest ode mnie dalej, rzuciłam się biegiem przed siebie po drodze chwytając ramię loczka. Było ciężko, bo jakby zastygł w miejscu, ale poziom adrenaliny w mojej krwi był na tyle wysoki, że udało mi się go pociągnąć za mną. Biegliśmy, aż dotarliśmy do naszego ogniska.
- W porządku? - zapytałam nadal śmiertelnie bladego loczka. Pokiwał tylko lekko głową. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko i opadała, a oczy były szeroko otwarte. Wyglądał jakby nie do końca wiedział co się wokół niego dzieje. Na czole zauważyłam drobne kropelki potu. O nie, co jeśli...?
- Odwróć się. - rozkazałam.
- Co? Czemu? - wystraszył się.
- Chcę sprawdzić czy cię nie ugryzł. - powiedziałam zupełnie poważnie. Błagam, żeby wszystko było w porządku... Co mam zrobić jeśli rzeczywiście go wąż ukąsił? Czy był jadowity?
- Nic mi nie jest. - odparł.
- Nie zaszkodzi sprawdzić. - wzruszyłam ramionami. Noga dawała o sobie znać... Adrenalina znikła z mojego krwiobiegu i pojawiły się skutki biegu z rozciętą stopą.
- Ale... - zaczął. Nie dokończył, bo zmroziłam go wzrokiem. Moja dłoń powoli wędrowała w górę, aż dotknęła delikatnie jego ramienia. Patrzyłam cały czas mu w oczy szukając jakiejś reakcji lub pozwolenia. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a oczy matowe, trochę przestraszone. Postanowiłam kontynuować i przesunęłam swoją rękę wzdłuż jego barku. Harry jest świetnie zbudowany. Przez cienką koszulkę czułam jak jego mocne mięśnie napinają się i rozluźniają pod moim dotykiem. Przekręciłam swoją głowę lekko w bok próbując się skupić i dokładnie badać strukturę jego silnego ramienia. Było mi troszkę ciężko, bo jest wyższy ode mnie i musiałam stać na palcach by sięgać wzrokiem do jego szyi, ale czułam, że zrobiłabym wiele, aby móc go dotykać w ten sposób. W zasadzie nawet już nie szukałam ukąszenia... Po prostu rozkoszowałam się czuciem jego ciepłej skóry pod moimi palcami. Poczułam jak ujmuje mój podbródek. Nasze spojrzenia spotkały się. Teraz o wiele szybciej zbliżyliśmy się do siebie. Najpierw niepewnie nasze usta się zetknęły. Potem przerodziło się to w bardziej namiętny pocałunek. Nasze usta były jakby siebie spragnione, jakby czekały na to od dawna. Jego dłonie sunęły w górę i w dół po moich plecach, a moje rozpaczliwe próbowały przyciągnąć go jeszcze bliżej. W końcu podniósł mnie, a ja, żebyśmy się nie przewrócili, owinęłam swoje nogi wokół jego bioder. Całowaliśmy się coraz bardziej namiętnie. Czułam jakby temperatura podskoczyła co najmniej o dziesięć stopni w górę. Moje dłonie zatopiły się w jego włosach, przyciągały go do mnie tak blisko jak się tylko dało. Harry zataczał kółka na moich plecach, od czasu do czasu zjeżdżając to niżej, to wyżej, aż do moich łopatek. Bawił się moimi włosami. Najlepsze w tym wszystkim były jego usta... Takie czułe, ciepłe, zmysłowe... To jak jego język pieścił moje podniebienie. Zagryzłam lekko jego wargę, na co on jęknął z rozkoszy w moje usta. Pobudzał wszystkie moje zmysły, nawet te, o których pojęcia nie miałam, że istnieją.  Moje dłonie przejechały po jego karku próbując się przedostać do zagłębienia między jego ramieniem, a głową. I wtedy wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby. Odsunęłam się. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na niego zdezorientowana. Zrobiłam coś nie tak? Nadal trzymał mnie w swoich objęciach, nad ziemią. Teraz w sumie miałam lepszy widok na jego ramię. Mój wzrok utkwił w miejscu, w którym przed chwilą go dotknęłam. Moje oczy robiły się coraz większe i większe gdy zauważyłam dwie drobne ranki na jego szyi. Skóra wokół była zaczerwieniona i ledwo zauważalnie opuchnięta.
- Cholera. - zaklął gdy podążył za moim wzrokiem.
- Boże... On cię ugryzł... - wyszeptałam przerażona.



C.d.n…

_______________________________________________________

Czeeeeeeeść :3

Przepraszam, ze dawno nie dodawałam, ale mam teraz na głowie drugą część Rozśpiewanej historii i za Chiny nie mogę wymyślić jak połączyć pewne wątki, które się tam znajdą... Ale mam już dla Was część 4 nawet troszkę części 5 :) 
Mam nadzieję, że podobało Wam się i nie zawiodłam Was takim obrotem sprawy. Ha! Wrogowie stają się kochankami^^ Oklepany temat, ale... no kurcze, nadal fascynujący xd Jak to tak? :D

Pozdrawiam Was serdecznie i mogę Was prosić o komentarze? To wiele dla mnie znaczy, dziękuję :) Kocham Was <3

P.S. Zapraszam na mojego drugiego bloga ^^ >>>TU<<<

Wasza Nicol <3

czwartek, 20 lutego 2014

#72. Liam cz.2

Pisana przy tym KLIK:) (naprawdę polecam, bo jest świetna). I tym KLIK (kocham ją<3).

OCZAMI (T.I)

Walcz ze mną... Razem... Na polu bitwy... Ty i ja... Przeciwko nim... Przeciwko całemu światu... My przeżyjemy, zawsze przeżyjemy...
Ruszyłam krok do przodu i chwyciłam jego silną dłoń. Pomógł mi wsiąść na konia i razem pojechaliśmy... w sam środek okrutnej bitwy, w której nagrodą było życie... Przetrwanie.
Bronił mnie cały czas jak lew. Pomagał mi, był przy mnie. Ale w pewnym momencie zaczęłam spadać z grzbietu naszego czarnego zwierzęcia. Odwrócił się i próbował mnie złapać, ale nie przyniosło to skutku... Spadałam... Spadałam w ogień...
Obudził mnie mój własny krzyk. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Jednak szara, ponura, okrutna i przerażająca rzeczywistość szybko mi o sobie przypomniała. Spojrzałam na zegarek. Była druga w nocy. Blade światło na biurku przykuło moją uwagę. To moja komórka wyświetlała coraz to nowe powiadomienia z Twittera. Za radą Liama zaczęłam je ignorować, ale tym razem coś podkusiło mnie, żeby poczytać co myślą o mnie inni.
Minęło już pół roku, odkąd cały świat dowiedział się o istnieniu (T.I) (T.N), czyli mnie. Prawda jest taka, że przyjaźniłam się z chłopcami z One Direction w tamtym czasie, jednak nikt w to nie wierzył. Każdy doszukiwał się w naszej szóstce pary cudownych kochanków. Nie musieli czekać długo na sensację. Nie wiem ile to trwało, miesiąc? Półtora? Jakoś tak. Wtedy zaczęłam się spotykać z Liamem. Byliśmy naprawdę szczęśliwi.
Wzięłam do ręki komórkę i weszłam na Twittera. Było tam pełno wyzwisk lub życzeń albo próśb o follow. Tych ostatnich zawsze było najmniej, więc odpowiadałam wszystkim dziewczynom, spełniając ich prośby. Wydawało się, że wszystko jest tak, jak zawsze. Z wyjątkiem jednej wiadomości w mojej skrzynce. Kliknęłam w nią, chociaż do tej pory nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ponieważ wiadomość była od Anonima. Na prawdę, nazwa to Anonim, tak samo jak adres. Ale co się stało, to się nie odstanie. Weszłam w wiadomość, w której, jak się okazało, było tylko jedno, jedyne zdjęcie. Liama i... CO?! To nie możliwe! Ale na zdjęciu jest data! Wczoraj!
Moje serce toczyło wojnę z umysłem, a ja leżałam na łóżku, zanosząc się łzami. Byłam głupia... Uwierzyłam mu, że mnie kocha...

OCZAMI LIAMA

Walcz ze mną... Razem... Na polu bitwy... Ty i ja... Przeciwko nim... Przeciwko całemu światu... My przeżyjemy, zawsze przeżyjemy...
Ruszyła krok do przodu i chwyciła moją dłoń. Pomogłem jej wsiąść na konia i razem pojechaliśmy... w sam środek okrutnej bitwy, w której nagrodą było życie... Przetrwanie.
Broniłem jej cały czas najlepiej jak potrafiłem. Pomagałem jej, byłem przy niej. Ale w pewnym momencie zaczęła spadać z grzbietu naszego czarnego zwierzęcia. Odwróciłem się i próbowałem ją złapać, lecz nie przyniosło to skutku... Spadała... Spadała w ogień...A ja byłem tak blisko i nie mogłem nic zrobić. Nie chciałem jej stracić! Nie! Nie!
- Nie!- krzyknąłem na cały głos i się obudziłem.
Była druga w nocy, ale ja już wiedziałem, że nie zasnę. Ten sen z (T.I) był taki rzeczywisty... Oby ona spała spokojnie. Nie dopuszczę do tego, żeby coś się jej stało. Za bardzo ją kocham.
Leżałem bezczynnie na łóżku. Myślami krążyłem wokół ukochanej. Przyjaciele pomogli mi wszystko zaplanować. Może to szaleństwo, ale chciałem się jej oświadczyć. Znamy się już wiele lat, a to, że w związku jesteś od pół roku nie ma znaczenia. Wiem o niej wszystko. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Sięgnąłem na szafkę nocną i podniosłem z niej telefon. Znudzony, ale podekscytowany zarazem, wszedłem na Twittera. Oczywiście cały Timeline miałem zaspamowany przez fanki, ale nie mam im tego za złe. Są takie urocze. Niby wszystko było tak, jak zawsze, ale zwykle pusta skrzynka odbiorcza zawierała jedną wiadomość. Myślałem, że to Simon albo ktoś z rodziny lub przyjaciół, względnie Directionerka, którą follownąłem. Jednak to było od Anonima. Zaintrygowany kliknąłem na kopertę. W środku znajdowało się tylko jedno zdjęcie. Fotografia mojej (T.I) z jakimś gościem... Na dole zdjęcia widniała wczorajsza data... Wraz z tym zdjęciem mój świat legł w gruzach. Byłem pewny, że ona mnie kocha. Chciałem się jej oświadczyć. Wziąć z nią ślub. Mieć dzieci... A ona... TO PODŁE!!!

OCZAMI LOUISA

Rano Liam nie zszedł na śniadanie. Trochę się zdziwiliśmy, bo to on jest naszym rannym ptaszkiem. Tym razem przygotowanie posiłku spadło na mnie, a musicie wiedzieć, że nie za dobrze mi to wyszło.
- Louis!- zawołał mnie Harry.
Stanąłem w kuchni i oparłem się o futrynę.
- Co jest?
- Chciałem upiec ciasto, ale nie ma jajek. Idź do sklepu
Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Szczerze mówiąc to wcale nie chciało mi się siedzieć w domu. Na dworze była taka piękna pogada. Ubrałem kurtkę i buty i wyszedłem na zewnątrz.
W Tesco spotkałem (T.I). Wyglądała strasznie, jakby płakała przez co najmniej pół nocy. Pewnie znowu przeczytała kilka wiadomości od naszych fanek, mimo że wyraźnie zabroniliśmy jej to robić. Podszedłem do niej od tyłu i zakryłem jej oczy.
- Zgadnij kto to?
- Zostaw mnie- warknęła cicho.
Zdziwiony zabrałem dłonie z jej twarzy. Dziewczyna, korzystając z mojego chwilowego szoku po prostu uciekła. Podszedłem do kasy, zapłaciłem za jajka i wróciłem do domu.
W kuchni siedział Harry, który nadal czekał na produkty do swojego wypieku.
- No nareszcie- mruknął.- Myślałem, że już cię nie zobaczę w domu Tomlinson
- Też cię miło widzieć- westchnąłem.- Widziałeś Liama?
Styles pokręcił przecząco głową.
- A ty?
- Przecież byłem w sklepie. Ale widziałem (T.I). Tylko ona zachowywała się trochę... Dziwnie
- Co masz na myśli?
- Uciekła jak do niej podszedłem
- Rzeczywiście dziwne- potwierdził Loczek.
- Chłopaki szybko!- usłyszeliśmy Zayna, który siedział z Niallem w salonie.
Kiedy weszliśmy do pokoju na ekranie ogromnego telewizora była fotografia (T.I) i Liama. Ale nie Payna tylko Hemswortha!
- Czyżby to był koniec związku znanego piosenkarza z (T.I)?- zakończyła prezenterka wiadomości, a ekran zgasł.
- I co wy na to?- zapytał Malik.- Może to przez to Liam się załamał?
- Czekaj- stęknął Horan, grzebiąc w swoim telefonie.- Patrzcie na to
Odwrócił komórkę w naszą stronę. Na ekranie widniało zdjęcie Liama i Sophie... O co tu chodzi?
- Ktoś ich próbuje rozdzielić- podsumował Harry.
- A my się dowiemy kto- dodałem.
Moje słowa spotkały się z falą aprobaty.

Dwa tygodnie później...

Szukaliśmy, sprawdzaliśmy, węszyliśmy, aż znaleźliśmy właściwy trop. A konkretnie Missy- "koleżankę" (T.I) ze studiów. Jak się okazało była zazdrosna o to, że (T.N) się powiodło w miłości, a jej nie. Zostało to tylko wytłumaczyć Liamowi i (T.I). Problem polegał na tym, że Li zamknął się w pokoju i nikogo nie wpuszczał do środka, a (T.I) wyjechała z Londynu...


No dobra. Tutaj macie 2 część, ale będzie jeszcze jedna. Jeszcze nie wiem czy zakończenie będzie happy czy sad, ale pomysł na któryś na pewno znajdę. Bardzo dziękuję tym, którzy podali mi tytuły piosenek w ostatnim poście... Może to nie ułatwiło mi życia, ale na pewno odrobinkę poprawiło humor...
Pomyślałam sobie, że w chwili wolnej od 2T albo braku weny będę pisać imaginy na podstawie piosenek, więc podawajcie tytuły i wykonawców, ale najpierw koniecznie sprawdźcie czy dana piosenka ma tłumaczenie (jeśli jest w obcym języku). Niedługo postaram się dodać przykładowy imagin na podstawie piosenki. Będzie to prawdopodobnie Avril Lavigne- I'm with you albo Complicated. Piosenki u góry postu też możecie posłuchać, jeśli nie lubicie czytać i słuchać jednocześnie xd.
Chyba już nic nie mam do dodania xd
Katie;*

poniedziałek, 17 lutego 2014

#71. Liam cz.1

- I co to da?- mruknęłam, patrząc na Liama.- Już mnie przed tym nie uchronicie- tym razem mój wzrok spoczął na Niallu.- To, że wy będziecie coś robić z hejtami, nie znaczy, że fanki raptem zaczną mnie uwielbiać- zerknęłam na Harry'ego.- Wręcz przeciwnie, im bardziej będziecie mnie bronić, tym bardziej będą mnie nienawidzieć- teraz spoglądałam na Zayna.- Będzie tylko gorzej- swoją wypowiedź zakończyłam spojrzeniem na Louisa.
Siedzieliśmy w salonie w domu chłopców i rozmawialiśmy o błahych sprawach dopóki ktoś genialny nie wpadł na pomysł przedstawienia mnie światu. Nie, nie jestem dziewczyną żadnego z nich. Byliśmy i nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Według nich problem naszej przyjaźni polega na tym, że nie mogę być wszędzie z nimi, bo nie chcę, żeby ludzie o mnie usłyszeli. To prawda. Obawiam się tych wszystkich hejtów i tym podobnych. Boję się, ale to normalna reakcja...
- Późno już- mruknęłam, patrząc na zegarek.
- Po pierwszej (w nocy)- westchnął Liam.
- To ja już pójdę
- Nie ma mowy!- wręcz krzyknął Lou.
- Nie będziesz jechała o tej porze na drugi koniec Londynu- poparł przyjaciela Harry.
- Zostaniesz na noc- zarządził Zayn, rzucając we mnie poduszką.
Nawet nie zaprzeczę. Jestem tak zmęczona, że pewnie jak tylko wsiądę za kierownicę to spowoduję wypadek.
***
Wstałam dość wcześnie, biorąc pod uwagę fakt, że zasnęłam po trzeciej... Albo i później. To pewnie dlatego, że przyszło mi spać razem z Louisem, a on się okropnie wierci. Tak więc obudziłam się o 8.00, leżąc na podłodze. Było mi trochę zimno, bo Tomlinson zabrał całą kołdrę dla siebie, a mi nie dał nawet koca.
Wstałam i poszłam do kuchni zrobić jakieś śniadanie. Przygotowywałam grzanki, kiedy do pomieszczenia wbiegli chłopcy.
- Czasami zachowujecie się jak dzieci- jęknęłam.
- Ale to w nas lubisz- Zayn uśmiechnął się prowokacyjnie.
- Tak, ale to się zaczyna robić wkurzające
- Możliwe, ale kochasz nas tak bardzo, że nas nie zostawisz- kontynuował Malik.
- To też prawda
- To dobrze- odetchnął z ulgą Niall, a wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni.- No co? Jak (T.I) gotuje to jeszcze zdążam robić zapasy- oznajmił, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Przesiedziałam u chłopców całe popołudnie i dopiero o 18 wróciłam do domu.
***
Następnego dnia kupiłam gazetę. Dlaczego? Na pierwszej stronie był artykuł o mnie!
Tajemnicza dziewczyna przyjechała do chłopców z boysbandu One Direction około 15 po południu, a opuściła posesję dopiero następnego dnia wieczorem. Czyżby czarnowłosa piękność była nową miłością któregoś z chłopców? Czy to Louis? Może Harry? Albo Niall? Czy też Liam? Lub nasz bad boy Zayn? Miejmy nadzieję, że tego dowiemy się już wkrótce...
***
Siedziałam w kuchni nad herbatą i płakałam. Płakałam z bezsilności. Jeszcze nic o mnie nikt się nie dowiedział więcej niż pisało w krótkim reportażu niejakiej Amber Goldenberg, a fanki chłopców już zaczęły mnie hejtować. Fanki, bo Directionerki mnie broniły i życzyły szczęścia...
Kolejna łza spokojnie spłynęła po moim policzku. Trzy lata ukrywania się na marne. Nawet nie zauważyłam, kiedy w kuchni pojawił się Liam. Usiadł koło mnie i złapał mnie za rękę.
- Damy radę (T.I). Zawsze damy radę- wyszeptał.
Tak bardzo chciałam wierzyć w jego słowa. Chciałam, ale nie mogłam.


Hej Kochani! Mam dla Was taki im z Liamkiem, bo zauważyłam, że trochę go tu mało... Możliwe, że napiszę kontynuację, ale to zależy tylko i wyłącznie od Was.
A teraz mam prośbę
NAPISZCIE MI W KOMENTARZU JAKIE MACIE ULUBIONE PIOSENKI NA TZW DOŁA ALBO JAKIE SMUTNE PIOSENKI ZNACIE
Z poważaniem
Kate

sobota, 15 lutego 2014

#70. TWO STARS- cz. 10

10. Ona wie
W szpitalu nie chcieli mnie wpuścić na salę Jacka, co spowodowało jeszcze głośniejszy szloch. Nawet jeden lekarz i pielęgniarki zaczęli mnie pocieszać.
- Co jej jest?- zapytała jedna, która przechodziła obok nas.
- Nie chcą jej wpuścić na salę brata- wyjaśnił Jorge.
Harry i Louis się nie odezwali. Pewnie nic nie zrozumieli. Z tego co się orientuję po hiszpańsku mówi tylko Horan.
- To zrozumiałe, ale niech tak nie ryczy, bo straszy pacjentów
Tego było już za wiele! Wstałam z krzesła i wylałam na kobietę wiadro wyzwisk, które znałam w tym języku. A musicie wiedzieć, że dzięki Caroline znam ich nie mało. Widziałam jak oczy Leona powiększają się z każdą chwilą.
- Proszę jej wybaczyć- mruknął ciemnooki.- Jest po prostu zdenerwowana
Zdziwiło mnie, że nie przerwał mojej 5-minutowej wypowiedzi. Ruda fuknęła pod nosem i ruszyła w nieznanym nam kierunku.
- Can, nie możesz atakować tak ludzi- westchnął Jorge.- Nawet w takich nerwach
Spuściłam głowę i wyjąkałam ciche "przepraszam". Nagle poczułam jak czyjeś ramiona oplatają moją talię. Podniosłam wzrok i ujrzałam twarz Leona. Oparł głowę na moim ramieniu i szeptał do uch pocieszające słówka. Nie wiem dlaczego, ale jego bliskość dała mi ukojenie. Zapomniałam o całym świecie. Był tylko on i ja.
- Poszukajmy Caroline i Ruggero- powiedziałam, kiedy już się uspokoiłam.
Wcisnęłam się między Leona i Harry'ego i ruszyliśmy korytarzem w poszukiwaniu dwójki idiotów.
- Jak oni wyglądają?- zapytał Harry, rozglądając się po korytarzu.
- Tak- odparł Jorge.
Spojrzeliśmy w prawo i ujrzeliśmy całującą się parę.
- Nie przeszkadzamy?- uśmiechnęłam się złośliwie.
Carol i Rugg odskoczyli od siebie, a blondynka spaliła buraka.
- No proszę- uśmiechnął się Leon.- Zawsze wiedziałem, że coś Was połączy
Korzystając z okazji Styles pociągnął mnie za rękę. Stanęliśmy kilka metrów od pozostałych.
- Candace...- zaczął niepewnie.- U...umówiłabyś się ze mną?
Ponownie tego dnia mnie zamurowało. H.A.R.R.Y.S.T.Y.L.E.S.C.H.C.E.S.I.Ę.Z.E.M.N.Ą.U.M.Ó.W.I.Ć!!!!! Harry! Ten sam, który gra w One Direction! Mój idol! Mój ideał!
- Dobra, nieważne- mruknął, wracając do Louisa.
- Harry...-jęknęłam, ale on już mnie nie słyszał.
Loczek razem z Tommo opuścili szpital. Stałam przy oknie i patrzyłam jak wsiadają do taksówki.
- I jak spotkanie z idolami?- zapytał Leon, obejmując mnie ramieniem.
- To była fantastyczna niespodzianka, dziękuję- szepnęłam, wtulając się w jego ciepłe ciało.
- Pójdziemy po jedzenie- mruknął Ruggero i razem z Leonem zeszli na dół po schodach.
Usiadłam na krześle obok Caroline i spojrzałam w okno. Gdyby nie Jack, nie poznałabym Jorge i Ruggero i obsady "Violetty" i oczywiście mojego ulubionego zespołu. Tylko Harry... Dlaczego mnie zaprosił, a chwilę potem powiedział, że to nieważne? Za długo w duszy skakałam z radości, czy jak?
- Jesteś na mnie zła?- cichy głos przyjaciółki sprowadził mnie na ziemię.
- Za co?
- Że nie powiedziałam ci o Ruggero...
- Spokojnie, przecież nic się nie stało
- A ty i Leon?
(Nie patrzcie na napisy:))
- Ja i Leon?- powtórzyłam bezmyślnie.
My się tylko przyjaźnimy. Chociaż...
- Tak. Ty i on. Spędzacie razem dużo czasu
- No nie wiem...
- Can...- blondynka uważnie wpatrywała się w moje oczy.- Can, ty się zakochałaś...







No i proszę! Mamy 10 rozdział!!! Nicol twierdzi, że Carol i Ruggero za szybko się zaczęli spotykać. A Wy co o tym myślicie? Rozdział dedykuję Catalinie i Nicol, które jako jedyne skomentowały ostatni rozdział.
Pytanie na dedyka- Dlaczego Harry "zrezygnował" z randki?
Zachęcam też do zadawania pytań bohaterom w odpowiedniej zakładce (Proszę zadawajcie je, bo chcę się w Leośka pobawić xd)
Katie;*

czwartek, 13 lutego 2014

#69. Historia pisana piosenką cz.2




Zwarta i gotowa stanęłam w progu salonu opierając się o framugę drzwi. Delikatnie włożyłam ręce do kieszeni i spojrzał z uśmiechem na Emili która z zainteresowaniem oglądała telewizję.  Tak bardzo za nią tęskniłam.  Odchrząknęłam  delikatnie tak aby dziewczyna zobaczyła moją obecność.
-O nie wiedziałam, że jesteś. Zeszłaś tak cicho.- odparła spoglądając na mnie. Posłałam jej lekki uśmiech i usiadłam na kanapie.
-Jak się spało?-  zapytała ściszając serial który właśnie leciał na ekranie
-Wspaniale …od dawna tak dobrze nie spałam.- moje kąciki ust od razu poszybowały w górę.
-Jesteś głodna? Na stole jest śniadanie.- zaproponowała  Em i wróciła do niezbyt interesującego serialu.  Mimowolnie spojrzałam na kuchenny stół a następnie na siostrę. Nie miałam ochoty na siedzenie w czterech ścianach w tak słoneczny dzień. Delikatnie przeczesałam włosy ręką i podniosłam się z mięciutkiej kanapy kierując się do wyjścia.
-Idę się przejść. Niedługo wracam.- zakomunikowałam zatrzaskując za sobą drewniane drzwi. Promienie słoneczne prażyły moją skórę od razu ubolewałam nad tym, że nie zabrałam ze sobą okularów przeciwsłonecznych. Maszerowałam brukowaną uliczką kierując się w stronę parku.  Zielony pejzaż zachwycił moje oczy. Gdy przeszłam przez metalową bramę miejskiego deptaka moim oczom ukazała się ławka usytuowana w idealnym miejscu dla mnie. Z daleka od innych ale nie za daleko cywilizacji. Wygodnie rozsiadłam się na drewnianej ławeczce z oparciem pomalowanej na kolor soczystej zieleni. Zamknęłam powoli oczy i skierowałam głowę ku górze opierając ją o wystające oparcie. Odpłynęłam. Lekki wiatr powiewał moje włosy  i powodował przyjemny dreszczyk.  Delikatne muskanie słońcem rozgrzewało moje  blade ciało.
-Przepraszam mogę się dosiąść?- zapytał mnie głos wyrywając z błogiego  rozmyślania. Lekko przymrużyłam oczy kierując wzrok na osobę stojącą prze de mną.  Zmierzyłam od góry do dołu i po chwili przesunęłam się na róg ławki aby zrobić dla niego miejsce.
-Dziękuję, nie lubię tłocznych miejsc.- odparł zajmując miejsce i wyciągając  z kieszeni telefon.
-To po co spędzasz czas w parku.- odparłam z ironią zezując w jego stronę. Chłopak  odpisał prawdopodobnie na smsa i spojrzał na mnie pokazując szereg białych zębów.
-Umówiłem się z kimś . Ale chyba ten ktoś nie zamierza przyjść.- zakomunikował zmieniając pozycję siedzenia. W tym momencie był oparty jedną ręką o oparcie ławki a jego ciało było skierowane w moją stronę.
-Na co tak się gapisz?- furknęłam po długiej ciszy która mnie krępowała.  Chłopak jedynie się zaśmiał  i skierował swój wzrok na obłoki które wędrowały po niebie z dość dużą prędkością.  Czułam się dość dziwnie  jego obecnością  i chciałam jak najszybciej  ulotnić się z tego miejsca. Bez zastanowienia wstałam i ruszyłam przed siebie modląc się aby mnie nie zaczepił.  Powoli kierowałam się w stronę domu ciesząc się, że nie muszę wymigiwać się z niezręcznej rozmowy z nim.  Gdy na horyzoncie ukazał się dom mojej siostry z naprzeciwka ku mojemu zdziwieniu pojawił się chłopak z parku. Lekko zdenerwowana  zbluźniłam w myślach i szybkim tempem podeszłam do niego.
-Śledzisz mnie?- krzyknęłam z oburzeniem szturchając go przy tym w ramię. Mina chłopaka była bardzo zszokowana.
-Ja tu mieszkam.- odparł półtonem wskazując na dom znajdujący się obok mojego.  W tym momencie poczułam się jak ostatnia kretynka. Napadłam na  chłopaka który spokojnie chciał wrócić do własnego mieszkania.
-Przepraszam.- rzuciłam krótko i chciałam odejść nie pokazując swojego zażenowania. Niestety chłopak chwycił mnie za rękę a ja pod wpływem jego siły odwróciłam się.
-Jestem Harry.- zakomunikował z uśmiechem- Nic się nie stało- dodał po chwili.
-[T.I]- odparłam z rumieńcem na policzkach.
-Na długo przyjechałaś do Emily?- spytał przerywając krepującą ciszę. To pytanie lekko mnie zdziwiło ale widocznie znali się z moją siostrą.
-Na całe wakacje.- uśmiechnęłam się sztucznie spoglądając w jego zielone jak trawa oczy.
-Może chciałabyś się spotkać. Kiedyś.- zapytał niepewnie i podrapał się w tył głowy.
-Może kiedyś.- odpowiedziałam i odwróciłam się na piecie kierując się w stronę domu.”Może kiedyś serio [T.I]? Serio?
Obudziłam się cała w skowronkach. Wygrzebałam się z ciepłego łóżka. Powoli podeszłam do biurka i chwyciłam czarny flamster. Z żalem serca skreśliłam ostatnią datę w wakacyjnym kalendarzu. Nawet nie wiem kiedy ten czas minął. Całe cztery miesiące spędzone w tym miejscu a ja czułem się jakbym tu mieszkała od dziecka. Po chwili wpatrywania się w kalendarz skierowałam się do łazienki aby trochę się odświeżyć i wybrać się na 122 randkę z Harrym.  Pewnie każdy pomyśli mnie za idiotkę ale każde spotkanie z nim było prze ze mnie policzone oraz dokładnie opisane. Nie chciałam aby te piękne chwile uszyły w zapomnienie. Z Harrym byłam już od dwóch i pół miesiąca. Zakochałam się w nim i kompletnie straciłam dla niego głowę.  Gdy tylko o nim pomyślałam uśmiech sam nasuwał mi się na usta a w brzuchu grasowało stado motyli. Ale również miałam świadomość, ze musimy się rozstać a to nastąpi już jutro. Gotowa wyszłam z toalety i powoli zbiegłam na dół myśląc że zastam w kuchni Emily. Niestety zauważyłam niewielką karteczkę na stole. Podniosłam ją bez zawahania czytając treść. „Wezwali mnie do pracy będę wieczorem” Emi.  Kolejny dzień spędzony bez mojej siostry. Od miesiąca wzywają ją do pracy non stop . Nie wiedząc co ze sobą zrobić skierowałam się do salonu włączając przy tym telewizję.  Cały dzień zleciał mi na leniuchowaniu. Wskazówki zegara dochodziły do godziny 20:00. Parę minut po pełnej godzinie w całym domu rozniósł się dzwonek do drzwi. Bez zastanowienia pobiegłam aby otworzyć. W progu staną nie kto inny ja sam Harry. Natychmiastowo na moje poliki wpłyną rumieniec. Loczek bez zastanowienia przyciągną mnie do siebie całując namiętnie w usta. Gdy pocałunek dobiegł końca Styles chwycił mnie za rękę i prowadził  w stronę parku.  Gdy dotarliśmy na miejsce stanęliśmy przed tą samą ławką gdzie się poznaliśmy. Do moich oczy napłynęły łzy. Przed oczyma miałam scenę gdy pierwszy raz się poznaliśmy.
-Harry ja nie przeżyję- wydusiłam z siebie dławiąc się łzami.
-Spokojnie. Nie płacz. Obiecuję spotkamy się jeszcze.- odparł ocierając moje słone łzy z policzków.
-Obiecaj mi  jedno Harry.- szepnęłam spoglądając  na jego smutną twarz
-Co tylko sobie życzysz.- odparł całując mnie w czule w czoło.
-Nie zapomnij mnie. – wyszlochałam wtulając się w jego ciepłą klatkę piersiową
-Nigdy o tobie nie zapomnę.- w tym momencie nasze usta złączyły się w jedność.
Ostatnia walizka była dopinana z dużym wysiłkiem. Cała roztrzęsiona i zapłakana schodziłam na dół ciągnąc pakunek za sobą. Na dole czekał już Harry wraz z Emily. Uśmiechnęłam się sztucznie przez łzy i po chwili stałam obok nich.
-To ja zaniosę bagaże do samochodu- odparła Emi wychodzą na zewnątrz. Loczek stał bez ruchu przyglądając się uważnie. Jego zielone tęczówki były przepełnione żalem. A w kącikach nabierały się łzy.
-Powiedź coś. Proszę.- wyszeptałam ledwo słyszalnie z powodu blokady w moim gardle.  Chłopak nic nie mówiąc wpił się w moje spierzchnięte usta. To był nasz ostatni pocałunek. Nasze łzy spotykały się i łączyły  w jedność. Uderzenia serc wystukiwały własny rytm. Jego ręce wędrowały po cały moim ciele a ja zatopiłam palce w jego lokach. Nie chciałam go puszczać. Nie teraz. Nagle Harry przerwał pocałunek i wręczył mi kopertę.


-Otwórz jak będzie w samolocie. Kocham cię [T.I]- odparł na dowidzenia i opuścił pomieszczenie. Kolejna fala łez zmoczyła moje policzki. Po chwili wybiegłam z domu nie mogąc spóźnić się na samolot. Cała rozmazana przebyłam przymusową odprawę i pożegnawszy się wcześniej z siostrą wsiadłam do samolotu.  Widziałam jak Londyn znika w chmurach a wraz z nim moje serce. Pojedyncza słona kropla układała nierównomierną strugę na moim policzku. Szybko ją otarłam aby została niezauważona.  Włożyłam swoje ręce do kieszeni i poczułam zmiętolony kawałek papieru. Bez zastanowienia wyciągnęłam białą kopertę i spojrzałam na napis „Kochanej [T.I] „  Trzęsącymi się dłońmi otworzyłam ją i wyciągnęłam list.

Droga [T.I]
 Nie mogę uwierzyć, że pakujesz swoje walizki
Tak bardzo staram się nie rozpłakać
Przeżyłem najlepsze chwile i teraz jest najgorszy czas
Ale musimy się pożegnać
Marzę, byśmy mogli być teraz sami
Jeżeli moglibyśmy znaleźć miejsce do ukrycia się
Sprawić, by ostatni raz, był jak pierwszy raz
Wcisnąć guzik i przewinąć
Więc proszę, nie czyń tego jeszcze trudniejszym
Nie możemy tego ciągnąć dalej
I wiem, że nie ma niczego, co chciałbym zmienić
Nie obiecuj, że będziesz pisać
Nie obiecuj, że zadzwonisz
Po prostu obiecaj, że nie zapomnisz, że mieliśmy to wszystko
Ponieważ byłaś moją na wakacjach
Teraz wiemy, że to prawie koniec
To wydaje się jak śnieg we wrześniu
Ale ja zawsze będę pamiętał
Byłaś moją letnią miłością
Zawsze będziesz moją letnią miłością
                                               Twój Harry

Kolejny raz przeczytany list spowodował wzruszenie. Ostatni już zimny łyk kakao doprowadził, że po moim ciele przeszły dreszcze. Byłam jego letnią miłością. Tak jak pisało w liście. Nie pisałam, nie dzwoniłam ale pamiętałam i nadal pamiętam. Kolejne 2 lata spowodowały że moje uczucie do niego jeszcze bardziej się wzmocniło. Niestety nie mogę już do niego pojechać. Słowa które powiedział, że jeszcze się spotkamy były rzucone na wiatr.  Sława, rozgłos tym teraz żyje. Chłopak który może mieć każdą był mój i pozostanie mój na wieki. Z żalem serca uświadamiam sobie, że o mnie zapomniał. Jestem skończonym rozdziałem w jego historii.
-[T.I} Kochanie zejdź i mi pomóż.- nagle głos mojej matki wyrwał mnie z rozmyśleń. Szybko wyplątałam się z koca i chwyciwszy kubek zbiegłam na dół.  

Radio które towarzyszyło [T.I] przez całe popołudnie było nadal włączone.  Żenujące  żarty prowadzącego zastąpiło popołudniowe notowanie przebojów które rozchodziło się po całym pokoju. Nagle z głośników radia uszły pierwsze nuty piosenki pt. „Sammer Love” zespołu One Direction  a speaker radiowy zadedykował ją dla tajemniczej [pierwsza literka twojego imienia] z dopiskiem Pamiętam i nigdy nie zapomnę.




Hejka tutaj Ruda :) w końcu udało mi się przebić i coś wstawić pierwszy raz ! :P  Piękna liczba pasująca do głównego bohatera :D  lecz spokojnie nic z tych rzeczy  :P.  Mam nadzieję, że wam się spodoba :) i ktoś tam skomentuje :)  Mój kolor bedzie kolorem zielonym ciemnym bo zielony do rudego pasuje :D

wtorek, 11 lutego 2014

#68. TWO STARS cz.9

Niespodzianka


- Gdzie jedziemy?- zapytałam już po raz setny.
Leoś uśmiechnął się uroczo. Nadal nie odpowiedział na moje powtarzające się pytanie.
- Zobaczysz- ocho! Pierwszy raz od kiedy wsiedliśmy do auta odezwał się do mnie. Te tajemnicze uśmieszki powoli zaczynały mnie irytować.
- Jesteśmy na miejscu- oznajmił zadowolony.
Rozejrzałam się dookoła. Blanco zaparkował z tyłu jakiegoś budynku, więc nadal nie wiedziałam, gdzie się znajdujemy.
- Leon, ale...
- Chodź- przerwał mi chłopak.
Złapał mnie za rękę i poprowadził w tylko sobie znanym kierunku. Po drodze mijaliśmy chyba miliony różnych drzwi zanim dotarliśmy pod właściwe.
- Przepraszam za wczoraj- szepnął Jorge, po czym otworzył drzwi.
Moim oczom ukazali się... chłopcy z One Direction.
- Candace!- krzyknął Louis na mój widok.
- I ja przegapiłem z nią spotkanie- mruknął Harry.
A ja? Stałam jak wryta. Gest Leona bardzo mnie zaskoczył. Nie powiem, bo była to fantastyczna niespodzianka.
- Can, żyjesz?- zapytał nieco rozbawiony Meksykańczyk.
- J..jasne- wydukałam.
Powoli zaczęłam wracać do normalnego funkcjonowania, czyli przypomniałam sobie, jak się oddycha. Tak, kiedy widzę Harry`ego (do tej pory tylko na zdjęciu) i to bez koszulki, w obcisłych rurkach zawsze zapominam o podstawowych funkcjach życiowych.
- To ty jesteś ta znana Candace?- zapytał Liam.
Dzięki Payne, ratujesz mnie....
- Nie powiedziałabym, że jestem znana- mruknęłam, przyglądając się z ukosa zielonookiemu.
- No wiesz- tym razem odezwał się Niall- Lou tyle nam o tobie opowiadał...
Zdziwiona i zdenerwowana jednicześnie spojrzałam na szatyna, który na twarzy miał banana od ucha do ucha.
- No wiesz, jesteś urocza
Jego słowa troszkę zbiły mnie z tropu. Ja? Urocza? Czy on na pewno dobrze się czuje?
- Idziemy na lody?- z rozmyślań wyrwał mnie głos Leona.
- Jasne- odpowiedzieli chórem muzycy i zaczęli się szykować do wyjścia.
- Poczekamy na korytarzu- oznajmił Jorge, zamykając drzwi.
Spędziliśmy razem całe popołudnie. Najpierw poszliśmy na lody, potem do wesołego miasteczka, a na koniec na pizzę. Już mieliśmy iść do ZOO (Louis koniecznie chciał zobaczyć małpy), kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu migał numer mojej przyjaciółki.
- Przepraszam, muszę odebrać- powiedziałam.- Caroline?
- Can... Can...- jąkała się Carol.
- Caroline uspokój się i powiedz o co chodzi
- Ja.. Ja... Jack miał wypadek- rozpłakała się do słuchawki.
Zamurowało mnie. Mój brat miał wypadek... I to raczej poważny, bo Caroline nie płacze z byle powodu.
- Zaraz przyjedziemy. Gdzie jesteście?
- W szpitalu niedaleko lotniska- odpowiedziała, a ja się rozłączyłam, uprzednio mówiąc krótkie "pa".
Przebiegłam przez ogromny plac, głośno krzycząc "LEON!". Ludzie pewnie mieli mnie za wariatkę, ale miałam to gdzieś.
- Jack miał wypadek. Jest w szpitalu obok lotniska- oznajmiłam na jednym wdechu.
- Już tam jedziemy- mruknął Jorge i otworzył mi drzwi taksówki.
- Jadę z wami- powiedział Styles i razem z Tomlinsonem wpakowali się do żółtego samochodu.
W aucie dałam upust emocjom i najzwyczajniej w świecie zaczęłam płakać. Nic nie pomagały słowa chłopców. Ja po prostu musiałam zobaczyć brata.

Hejka Miśki! Jest i 9 rozdział yeeey^^ Kto się cieszy? Muszę przyznać, że nawet jestem z niego zadowolona xd Powstała nowa zakładka pytania do bohaterów 2T więc zachęcam do zadawania pytań:) Na pytanie nikt nie odpowiedział poprawnie, więc
ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ WSZYSTKIM CZYTELNIKOM BLOGA!
A na koniec pytanko
Co się stało Jackowi?
Katie:*
A i jeszcze jedno
NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Jak ruszę tyłek i coś napiszę:D
Dziękuję za uwagę:)
Katie :*

poniedziałek, 10 lutego 2014

#67 One Direction GANG! część 2

*mam nadzieję, że dzisiaj nikomu nie przeszkodziłam :) *

Female Robbery  (polecam do posłuchania) 

I bet they planned it all out, Like the shows, Went everywhere I go, Walked in the store right behind me,  stood in line right beside me and followed me to my home. I'm sure they figured it out, Early on, That I would never run. That they could shoot but that's no fun,'Cause then they're killing their stolen son...

*Założę się, że wszystko to zaplanowali,
Jak w programach, 
Poszli wszędzie tam gdzie idę
Weszli do sklepu zaraz za mną, stali w kolejce zaraz obok mnie i śledzili mnie do mojego domu
Jestem pewny, że się zorientowali
Dosyć wcześnie
Że nigdy nie pobiegnę
Że mogę mnie zastrzelić, ale to żadna zabawa
Bo wtedy zabijają ich skradzionego syna...* 


Zayn wsiadł do samochodu uprzednio zapinając córeczkę w foteliku. Był na siebie wściekły. 
Dlaczego był tak głupi? 
Polubił ją. 
Polubił ofiarę.
Była miła, ładna, zabawna, ale on miał robotę. 

Laska na pewno by go nie polubiła i nawet by na niego nie spojrzała, gdyby wiedziała kim jest.
Stella wyznała mu swój sekret. 

Zaufała mu.
Zaynowi-kryminaliście. 

Świętego se przyjaciela znalazła.


Stacy podjechała pod dom w torbie trzymając mnóstwo pieniędzy wypłaconych z banku, wypisanych na czeku od niejakiego Harry'ego Styles'a. 
Kobieta, która zajmowała się jej kawałkiem papieru zrobiła duże oczy, gdy zobaczyła podpis na czeku. Kilka razy prześwietliła Stacy spojrzeniem. Pewnie domyśliła się kim jest. A na dodatek dziewczyna podpisała się jako Stella w bankowych papierach. 
Kobieta już pewnie wysnuła historyjkę na temat Stelli Blahnik i Harr'ego Styles'a, który jak to później odkryła Stacy, był sławnym piosenkarzem. 
Członkiem...One Direction. 
Tak jak Zayn.
I wtedy Stacy zrozumiała, że coś jest nie tak.



Obaj młodzi mężczyźni, Zayn i Harry, zachowywali się tamtego dnia co najmniej dziwnie. Byli uprzejmi i nawet mili. 
Dla wszystkich. A na ich twarzach częściej gościły uśmiechy. 
Zayn miał zamiar zabrać małą Ciarę do zoo następnego dnia, a Harry zdecydował się w końcu odwiedzić swoich rodziców. Obaj byli dziwnie szczęśliwi. Wcale nie sztuczni. Szczęście wydobywało się prosto z serca. 

Jednak tych dwóch chłopaków męczyła jedna sprawa.

Albowiem Stella, tudzież Stacy, o której wiedział tylko Zayn, była ich celem. 
Nie mogli jej powiedzieć, ani nie mogli jej oddać w ręce tak zwanego Centrum. 
A najgorsze było to, że nie wiedzieli o sobie. Zayn nie wiedział, że Harry spotkał Stellę, a Harry, że Zayn również chciał ochronić blondynkę.
Harry bał się, że chłopaki go wyśmieją. Oni byli bez względni, nie mieli sumienia, ani skrupułów. Byli bez uczuć. Każdy z nich przeżył coś okropnego z czym nie umiał sobie poradzić i wyżywał się na innych. 


Niall był świadkiem morderstwa swoich rodziców. Ojciec najpierw dźgnął matkę nożem, a potem sam przebił sobie serce. Wtedy 10 letni Horan zamieszkał u cioci i uzależnionego od alkoholu wujka, który bił wszystkich, gdy już był nachlany, a potem nic nie pamiętał. 


Nażeczona Liam'a powiesiła się w pokoju hotelowym, gdy Payne dowiedział się, że ona go zdradzała. Chłopak chciał jej wybaczyć, ale ona sama zadecydowała. 


Louis jest ćpunem. Od podstawówki. Niewiele pamięta ze swojego dzieciństwa. Ale czasami mówi przez sen. Kiedyś Harry mu się przysłuchiwał. Lou opowiadał o Zoe, która się zaćpała na śmierć.


Styles nie wiedział natomiast nic o Zayn'ie po za tym, że ma Ciarę. 

Malik był zamknięty w sobie, zwykle z nikim nie rozmawiał. Jakież było  zdziwienie Harrego, gdy tej soboty, której spotkał się ze Stellą, Zayn był uśmiechnięty, a nawet zaczął z nim rozmowę.
Malik również zauważył zmianę w zachowaniu młodego.  


- Co jest Styles? - zapytał, gdy późno w nocy siedzieli w kuchni. Tylko we dwóch.
Harry nie był pewny czy może powiedzieć Zayn'owi co się stało, ale chęć rozmowy była silniejsza.
- Spotkałem ją - szepnął Harry oplatając kolana długimi ramionami. - Spotkałem Stellę.
Po plecach Malika spłynął zimny pot.
- Zayn. Ja nie chcę tak. Ona nie zasługuje na taki los. Oni ją zabiją. Ona się niczego nie spodziewa. Jest zbyt miła. - przerwał, ale nie popatrzył na Malika. Za bardzo bał się jego reakcji - Dużo nad tym myślałem. Dlaczego ci ludzie z Centrum... dlaczego oni zawsze biorą ładne, sławne dziewczyny?
- Widzisz, Styles - zaczął Zayn, ale nie bardzo wiedział jak dobrać słowa, by, teraz to już przyjaciel, go zrozumiał - my jesteśmy od brudnej roboty. Oni od myślenia. - Harry przestraszył się, że Malik go wyśmieje, ale Zayn dokończył swoje przemówienie - Też nad tym myślałem i wiesz co? Gówno wymyśliłem, ale jedno wiem na pewno. Oni nie dostaną Stelli.



Stacy wyszła z mieszkania w poniedziałkowy poranek. Rozpoczynała wywiadem w telewizji, a potem miała omówić szczegóły koncertu, którego miała być supportem.
Z ludźmi z telewizji dogadała się wyśmienicie i parktycznie po godzinie była wolna, dlatego szybko kupiła sobie zupełnie nie zdrowe drugie śniadanie. Dwa donut'y i słodzoną kawę.
- Jakieś problemy? - usłyszała znajomy głos. Taylor.
- Nie, dlaczego? - dziewczyna spojrzała znacząco na pudełko z pączkiami i kubek. Stella przewróciła oczami. - A u ciebie?
- Alex mnie rzucił. W nocy pisałam o nim piosenkę. Zupełnie się nie wyspałam na studyjnej kanapie...- Taylor gadała coś jeszcze, ale zdenerwowana Stella opuściła kawiarnię w tempie natychmiastowym. 

Wystarczyło jej to, że będzie musiała przez cały najbliższy tydzień znosić humory, wzloty i upadki "szalonej" panny Swift.


- Blahnik, masz pięć minut, ogarnij się! - choreograf nie wytrzymywał już napięcia wywołanego przez obecność Taylor na scenie w trakcie próby. Swift która traktowała Stellę jako nową przyjaciółkę, bawiła się świetnie.
- Pomyślałam sobie, że będziemy w takich samych T-shirt'ach z napisem "Team Swift", albo nie... Ty będziesz w koszulce "Team Swift", a ja "Team Blahnik"! To genialny pomysł. Dzwonię do tej firmy. Niech robią takie t-shirty.
- Dzięki - mruknęła Stella, mimo, że wcale tak nie myślała. 

Chciała ubrać sukienkę, którą miała zamiar kupić za pieniądze Styles'a. Za kwotę, którą jej wypisał mogłaby kupić mnóstwo różnych rzeczy, ale dziewczyna chciała zostawić pieniądze na gorsze czasy dla mamy.
- Koniec przerwy! Blahnik! 1 i 2 i 3 i 4! - Stella ponownie zaczęła tańczyć, tym razem się nie pomyliła, może dlatego, że poprosiła Boga o pomoc. Stacy była osobą wierzącą co nie do końca pasowało ludziom, dla których pracowała, ale dziewczyna nie zamierzała nic zmieniać. Wolałaby zrezygnować z kariery, niż z chodzenia do kościoła, co niedzielę i przed każdym ważniejszym koncertem. 


- Wpadniesz do mnie wieczorem? Organizuję małe przyjacielskie spotkanie piżamowe.
- Em...jasne - odparła Stacy. Z jednej strony wcale nie chciała iść, ale z drugiej była zaintesowana przyjaciółmi Taylor.
- O cześć Harry - zawołała przymilnie Swift, w momencie, w którym zauważyła wchodzącego do studia Stylesa.
- Harry? - zdziwiła się Stella.
- Cześć - rzucił chłopak, bardziej jakby do Stacy niż Taylor, ale to nie przeszkodziło sławnej piosenkarce zacząć opowiadać o ich burzliwym związku. Harry puścił oczko do Stacy i znikną w windzie.
- Ech...Blahnik? Słuchasz mnie? Nie ważne. No i wtedy Harry powiedział mi, że moja sukienka...
- Przepraszam - mruknęła Stella i ominęła Taylor wychodząc na zewnątrz. Wsiadła do New Beatle'a i odjechała.



Harry nie chciał wdawać się z nikim w długie pogawędki. Chciał załatwić sprawę Stelli najszybciej jak to możliwe. Wszedł do pokoju w którym "spotykali" się z Centrum.
- Przepraszam, czy jest tu kto?- zaczął miło. Sam się zdziwił, że tak właśnie potrafi. 

Nikt się odezwał, dlatego Styles podszedł do biurka i zaczął w nim grzebać.
Papiery o Stelli, Alison, Jesse, Irminie i wszystkich innych dziewczynach. W karierze Harrego były tylko cztery ofiary, ale tych teczek było mnóstwo. 


- Co ty tu robisz Harry? - chłopak natychmiast odskoczył od biurka. 

Dziewczyna weszła do środka i zatrzasnęła drzwi.  Po placach chłopaka przebiegł nie miły dreszcz.
- Czego szukasz, skarbie? - zapytała. Harry nigdy nie myślał, że Taylor Swift, dziewczyna, z którą kiedyś nawet się umawiał może być niebezpieczna. Skarcił się w myślach za własną głupotę.
- Chodzi o Stellę - mruknął. Taylor podeszła i usiadła na biurku, ukazując przy tym swoje, chude nogi. Gdyby nie to, że Harry dawno temu skończył wszelką styczność fizyczną jak i towarzyską z piosenkarkami, to chętnie zabawiłby się ze Swift.
- Polubiłeś ją, co? - Taylor pogłaskała Harrego po policzku - Nie martw się. Nic jej nie będzie.


Stella stała pod domem Taylor. Zastanawiała się czy wejść, czy uciec, póki nie za późno, ale zanim zdążyła zdecydować, drzwi same się otwarły.
- Stella!!! - zawołała głośno Taylor. Potem Stacy poczuła uderzenie i straciła siłę w nogach. 



Ciało Stelli Blahnik znaleziono w lesie, brudne i zmasakrowane, ok. 100 kilometrów od miejsca, w którym na prawdę została zabita. 


Matka dziewczyny zmarła tydzień po pogrzebie córki.


Harry nigdy nie wybaczył sobie, że uwierzył Taylor.




______________________________________

nie wiem czy wam się podoba, ale ja to lubię :p
mojej koleżance nie podoba się zakończenie xd
stwierdziła, że Harry mógłby oddać za nią życie, czy coś :)
i polecam piosenkę. ja ją po prostu kocham <3 
Pozdrawiam Miss Pinkblood!