poniedziałek, 28 lipca 2014

#82 Louis cz.1 (wstęp)



- Przepraszam za spóźnienie, zaspałem. – powiedziałem od niechcenia, gdy przekroczyłem próg studia nagraniowego.
- Louis, znowu? – popatrzał na mnie z politowaniem Liam.
Zmroziłem go wzrokiem i usiadłem na kanapie.
- Dobra, nieważne. Możemy już zaczynać? – zapytał Niall. On zawsze stał po mojej stronie.
- Nie! Louis, to nie może tak być! Umawiamy się na konkretną godzinę i każdy ma się stawić na miejscu punktualnie. Nie ma wyjątków, a jak coś nie pasi, to wypad! Ile można?! Przez ostatnie kilka miesięcy jesteś nie do wytrzymania! Co się z tobą dzieje, chłopie?! – uniósł się Harry. Myślałem, że mogę liczyć i na jego wsparcie, ale cóż.
- Nic. – odburknąłem, bo szczerze mówiąc sam nie wiedziałem, co jest powodem mojego złego samopoczucia. Czułem pustkę, której nie umiałem niczym zapełnić na dłużej niż dziesięć minut. Wszyscy tłumaczą to moim zerwaniem z Eleonor, ale to nie przez to. Ten związek od początku skazany był na niepowodzenie. Eleonor jest dobrą dziewczyną, ale nie dla mnie. Wyjaśniliśmy sobie na spokojnie co i jak, i oboje podjęliśmy decyzję o zakończeniu związku. To było dobre rozwiązanie i wcale nie czuję związanego z nim smutku, czy żalu. Jedyne co czuję, to samotność. Otacza mnie wielu przyjaciół, znajomych i fanów, którzy troszczą się o mnie, ale mimo to są ode mnie daleko.
- Nic?! To dlaczego to nic tak bardzo cie zmieniło? Dlaczego stałeś się wrakiem człowieka z powodu niczego? Lou, za trzy miesiące zaczynamy trasę koncertową. Nie możemy zawieść fanów! Weź się w garść, jak nie dla nas, to dla nich. Proszę. – Harry niespodziewanie złagodniał. On też się troszczy, tylko nie chce tego pokazywać.
- Jasne. To co pierwsze nagrywamy? – zmieniłem temat.
- Midnight Memories. – odezwał się Zayn. – Gotowi?

12h później

Wyszedłem ze studia po całym dniu nagrywania. Miałem już serdecznie dość, a w dodatku fanki zablokowały mój samochód. Nie mając siły na przepychanie się tam, postanowiłem wrócić pieszo, gdyż mój dom nie znajdował się niedaleko. Skręciłem w pierwszą lepszą uliczkę i uciekłem od zgiełku, wgłębiając się coraz bardziej w mroczne zaułki miasta. W pewnym momencie zorientowałem się, że idę zupełnie sam. Zrobiło mi się trochę nieswojo. Rozglądałem się niepewnie wokół i plułem sobie w brodę, że jednak nie wybrałem samochodu, albo chociaż taksówki.
Nagle usłyszałem jak ktoś biegnie zdyszany. Odwróciłem się i zobaczyłem drobną kobietę, która zmierzała szybko w moją stronę. Przystanęła przy mnie i odwróciła nerwowo głowę w stronę odległych pokrzykiwań. Ewidentnie przed kimś ucieka.
- Co się stało? Mogę pani jakoś pomóc? – zapytałem.
Spojrzała na mnie niepewnie, a potem na zawiniątko w swoich rękach. Była młoda. Na oko w moim wieku.
- Zabierz ją i zaopiekuj się do czasu aż będę mogła zapewnić jej bezpieczeństwo.
- Kogo mam zabrać? – dopytywałem. Dziewczyna miała dziwny akcent. Na pewno nie była stąd.
- Noemi, moją córeczkę. Urodziła się przedwczoraj. Proszę, weź ją. Nie zniosę myśli, że coś mogło się jej stać. – wcisnęła mi do rąk zawinięte w koc niemowlę i odbiegła.Tak po prostu? Dała mi swoje dziecko i zniknęła. Bez żadnego wyjaśnienia.
Chciałem ją gonić, ale nie umiałem się ruszyć. Ogarnąłem się dopiero, gdy usłyszałem tuż za rogiem krzyki grupy mężczyzn. Pobiegłem, nie patrząc przed siebie. Wiedziałem tylko jedno, nie mogą mi odebrać tego dziecka, kimkolwiek ono jest. Nie dostaną go!
***
Hej!
Na początku przepraszam za to, że ta część nowego imagina jest taka krótka. Pisałam to przed chwilą na szybko, bo mam świadomość, że nie dodam w najbliższym czasie zbyt dużo na bloga. Kto by pomyślał, są wakacje a mi nadal brakuje czasu! Ciągle gdzieś wyjeżdżam i nie mam kiedy usiąść i spokojnie popisać. W dodatku mam takie tyły w komentowaniu i czytaniu blogów, że aż strach się przyznawać. Mam dłuuugą listę blogów, które planuję odwiedzić od ho ho... a może i dłużej. Ale kiedyś na pewno się odrobię. Mam nadzieję, że tam, gdzie wyjeżdżam za niedługo jest Internet, bo inaczej nie będę miała już żadnej szansy odrobienia się. 
Może wrócę do imagina. Jest on o Louisie(ciężko stwierdzić, wiem xD), który lekko zagubił się w swoim życiu. Jednak "ktoś" go odmieni i pokaże mu inny punkt widzenia. Domyślacie się już kto to taki? Pewnie tak, bo jesteście bardzo bystre :)
Może macie pomysł jak to się wszytko potoczy? Kto zgadnie? Jestem ciekawa waszych opinii na temat tego wstępu. Od razu uprzedzam, że nie mam pojęcia jak długi będzie ten imagin, choć mam już na niego koncepcje...
Także tego, nie będę już przynudzać. Miłego dalszego ciągu wakacji i do napisania!
Ania :D

sobota, 12 lipca 2014

Nowy wygląd!

Hej, hej!

Tutaj Nicol, ja tylko na chwilkę. Chciałam się zapytać jak podoba się nowy wygląd bloga? Szablon jest absolutnie genialny, a wykonała go:


Wasze zdanie możecie wyrażać w postaci komentarzy :)
Nicol <3

niedziela, 6 lipca 2014

#81 Niall cz. 3



- To było znakomite! – powiedział mój pacjent, gdy skończył śniadanie.
- Cieszę się, ze ci smakowało. – uśmiechnęłam się i zabrałam od niego brudne naczynia.
- [T.I.], mam pytanie… - zaczął niepewnie - … czy ty jesteś w stanie określić jak mocno wbił mi się ten pocisk? Narobił dużych szkód w moim organizmie? – szczerze, nie spodziewałam się takiego pytania.
- Niall, nie wiem. Nie znam się na tym. Proszę, możemy pominąć ten temat? – nie czułam się na siłach by to wszystko opowiadać.
- Dobrze, ale mniej więcej możesz mi powiedzieć? – nie dawał za wygraną.
- To było chyba tyle. – pokazałam mu ręką. – Nie jestem pewna. Myślę, że miałeś olbrzymie szczęście, bo nie rozerwało ci żadnego narządu, inaczej mogłoby się to źle skończyć. – westchnęłam.
- Musieli strzelać z jakiejś kiepskiej broni. Normalnie przeleciałoby na wylot. – rozmyślał na głos.
- Nawet tak nie mów! – zdenerwowałam się. Czy on musi to tak przeciągać?
- Dobra, dobra, już nic nie mówię. – podniósł ręce w geście obronnym.
- Po prostu nie chcę już tego rozpamiętywać. Cała ta sytuacja nie była dla mnie łatwa. W życiu nie przeżyłam tyle stresu, co tej nocy. – wyznałam, ale potem się uśmiechnęłam i dodałam: - Przez ciebie osiwiałam!
- Pokaż! – zaśmiał się.
- Patrz, o tutaj. – schyliłam się, wskazując punkt na środku głowy.
- Nic nie widzę. – stwierdził.
- Przyjrzyj się dobrze. – zachichotałam i wykorzystując moment jego nieuwagi, skradłam pocałunek z jego ust.
- O ty mała podstępna małpko! – udawał oburzenie. – Słono za to zapłacisz! – groził mi w żartach. Ja natomiast  zrobiłam przerażone oczy.
- Nie jedz mnie! Błagam, tylko nie to!
- Chodź tu! – przyciągnął mnie i zaczął całować. Mogłabym być częściej tak karana, serio! Nie mam kompletnie nic przeciwko tak strasznym torturom. Chyba nikt by nie miał.
- Co robicie? Mogę z wami? – usłyszałam za sobą głosik Amy. Błyskawicznie oderwałam się od chłopaka, udając że nic się nie stało.
- Witaj kruszynko! Jak się spało? – zapytałam i wyciągnęłam do niej ręce, aby ją przytulić. Starałam się za wszelką cenę zignorować stłumiony śmiech Nialla, ale im bardziej przypominałam sobie co przed chwilą robiliśmy, tym bardziej robiłam się czerwona. Przynajmniej on tego nie widział.
- Dobzie. Jestem głodna. – zakomunikowała, przecierając jeszcze zaspane oczęta.
- W takim razie chodź zjeść śniadanie. – zaproponowałam, biorąc ja za rękę do kuchni.
W drzwiach odwróciłam głowę do rozbawionego nastolatka i pokazałam mu język. On na to puścił mi buziaka. Ale z niego dziecko! – pomyślałam kręcąc głową i uśmiechnięta opuściłam pokój.
Oczami Nialla
Jak ja ją kocham! Do szaleństwa! Nie chcę by musiała się mną zajmować. To powinna być moja rola… Ja powinienem wspierać ją w każdym momencie i nie dopuszczać do niej żadnego cierpienia. Tak bardzo chciałbym zabrać [T.I.] i Amy z dala od wojny, ale nie jestem w stanie.
Nagle usłyszałem jak ktoś wbiegł do domu i mówi coś do [T.I.]. Wstałbym teraz i poszedł sprawdzić, o co chodzi, ale to zbyt ryzykowne ze względu na świeżą ranę. Musiałem się uzbroić w cierpliwość i zaczekać aż moja dziewczyna do mnie przyjdzie. Moja dziewczyna – jak to cudownie brzmi!
- Niall, mamy problem. – nie musiałem długo czekać.
Dziewczyna weszła do pokoju z małą Amy na rękach, a za nią podążał jakiś chłopak. Jej mina nie była za wesoła. Wyglądała jakby zobaczyła ducha.
- Co się stało? – zapytałem zaniepokojony i spróbowałem się podnieść do pozycji siedzącej, ale ona od razu sprowadziła mnie do poziomu.
- Nie wolno ci wstawać! – powiedziała pouczająco.
- Hej, Niall. – odezwał się nastolatek stojący naprzeciwko mnie.
- Liam! Cześć! Ale ja cię długo nie widziałem stary! – nie ukrywałem swojej radości na widok dawnego przyjaciela.
- Jak tam? Dobrze się czujesz? – zagadnął.
- Tak. Dzięki [T.I.], jest coraz lepiej. – odpowiedziałem i spojrzałem na zmartwioną dziewczynę. Na moje słowa uśmiechnęła się nieznacznie. - Możecie mi powiedzieć co się stało, że macie takie miny? – zapytałem lekko zniecierpliwiony.
- Kochanie, Liam powiedział, że zbliżają się bombowce, które zostały wysłane na nasze miasto by je doszczętnie zniszczyć. – odrzekła spokojnie, ale dobrze wiedziałem, że gdyby nie obecność Amy, to rozpłakałaby się. Jest taka delikatna i wszystko bardzo przeżywa.
- Musicie stąd uciekać! Natychmiast! – poleciłem im.
- Raczej musimy. – poprawił mnie Liam. – Chyba nie myślisz, ze cię tu zostawimy?
- Przecież nie mogę chodzić, a sami mnie nie uniesiecie. – wytłumaczyłem spokojnie. Naprawdę nie chciałem im robić kłopotu.
- Nawet tak nie mów! – powiedziała groźnie [T.I.]. – Razem damy radę. Nie chcę cię jeszcze raz stracić! – łzy spłynęły po jej policzkach.
- Sami nie damy rady, to fakt. Ale kto powiedział, że jesteśmy sami? – odezwał się Liam. – Chłopaki! Chodźcie! – krzyknął, a po chwili pojawiła się grupka moich kolegów ze szkoły. Jednak to nie byli już ci sami chłopcy, co kiedyś. Teraz to byli silni młodzi mężczyźni.
- Siemka, Niall! Stary, nie łam się, damy radę! – wołali wesoło.
8h później
- Widzę obóz! Udało się! – uradowała się [T.I.].
Jaka to ulga, widzieć ją szczęśliwą. Cały dzień uciekaliśmy przed bombardowaniem. Wszyscy byli bardzo zmęczeni długą wędrówką, oprócz mnie. Otóż ja byłem niesiony na czymś podobnym do noszy całą drogę. Uparli się, że mnie nie zostawią i targali takiego kalekę, aż do obozu dla uchodźców, daleko od naszego rodzinnego miasta. Oni są niesamowici! Dobrze jest mieć takich przyjaciół!
Gdy tylko weszliśmy do „małego miasteczka” wszyscy krzyczeli, wołając lekarza. Po co? Przecież jest dobrze?
- Tutaj jestem. – odezwał się jakiś człowiek i podszedł do naszej grupki.
- Nasz przyjaciel został wczoraj postrzelony. [T.I.] wyciągnęła kulę. Może pan nam pomóc? – powiedział Liam. Tak jakbym ja nie potrafił mówić.
- Oczywiście, zanieście go do mojego namiotu. – polecił im. – Będzie dobrze, młody. – mrugnął do mnie i poszedł gdzieś.
Oczami [T.I.]
Chłopcy zanieśli Nialla do doktora, a ja ruszyłam w głąb obozowiska, szukając kogoś, kto ewentualnie zajął by się nami. Wzięłam nasz prowiant, który pozostał jeszcze po mojej wyprawie do opuszczonego sklepu i zaczęłam zaglądać do różnych namiotów.
- Czy ktoś może nam pomóc? – pytałam za każdym razem, ale nikt nie wykazywał chęci zajęcia się dwoma sierotami. Nie dziwię się, bo każdy miał tu podobne problemy do naszych.
Usiadłyśmy z Amy przy ognisku w pobliżu punktu medycznego i czekałyśmy na wieści dotyczące zdrowia Nialla. Oby moje wyciąganie kuli mu nie zaszkodziło. Strasznie się o niego martwię.
- [T.I.], mogę cię na chwile prosić? – usłyszałam głos lekarza. Zerwałam się na równe nogi i weszłam do namiotu.
- Co zrobiłam źle? Niech pan powie, ze Niall będzie żył. – wypaliłam od razu.
- Spokojnie. Wszystko jest w porządku. Dzięki twojej interwencji, twój chłopak jeszcze żyje. Jedyne co ja musiałem zrobić, to zmienić szwy ze zwykłej nitki, którą to zrobiłaś, na te prawdziwe i nałożyć nowy opatrunek. – uspokoił mnie. – Nie mam pojęcia jak ci się to udało, ale niewątpliwie masz talent! Możesz być z siebie dumna! – poklepał mnie po ramieniu.
- Czyli on wyzdrowieje? – zapytałam z nadzieją, nie dowierzając w to, co przed chwilą powiedział.
- Tak. – zaśmiał się. – To silny chłopak.
- Wiedziałem, że ci się uda. – powiedział cicho Niall i uśmiechnął się do mnie.
- Kocham cię! – podbiegłam do niego i przytuliłam się.
- Ja ciebie też. – odpowiedział i zachichotał.
- Mam dla ciebie propozycję. Pomożesz mi przy innych rannych? – rzekł lekarz.
- Będę zaszczycona.
- [T.I.], zaczynamy nowe życie. – powiedział Niall i złączył nasze usta w cudownym pocałunku.
Kilkanaście lat później
- [T.I.], pacjent na czwórce! Rana postrzałowa. Zajmiesz się nim? – usłyszałam od mojej przełożonej.
- Oczywiście, już idę. – odpowiedziałam i ruszyłam do wskazanego pomieszczenia.
Gdy ujrzałam młodego chłopaka leżącego na łóżku, wszystkie wspomnienia sprzed lat wróciły. Mimo tego, że zoperowałam już nie jednego pacjenta, to do ran postrzałowych zawsze będę miała uraz. Tak, jestem chirurgiem w jednym z najlepszych szpitali w Londynie. Gdy tylko Niall wyzdrowiał, udało nam się uciec. Teraz nasze życie przebiega spokojnie. Amy uczęszcza na studia, a ja z Niallem spodziewamy się drugiego dziecka. Wszystko się zmieniło, oprócz jednego:
- Witaj młody. Jak się czujesz? – zagadnęłam wystraszonego nastolatka.
- Dobrze. – odpowiedział, ale zaraz syknął z bólu, gdy dotknęłam jego postrzelonego ramienia.
- Jejku, przepraszam! - odpowiedziałam odruchowo - to się nie zmieniło.

THE END
Cześć!
To już ostatnia część imaginu o Niallu. Tak jak już mówiłam, nie lubię smutnych zakończeń, więc i to nie mogło się źle skończyć. 
I jak to oceniacie? Może być? Jestem strasznie podekscytowana, bo nie dość, ze to moje pierwsze w pełni dokończone opowiadanie, to w dodatku jest moim pierwszym imaginem na tym blogu! :D
Nie wiem kiedy dodam coś nowego, bo są wakacje i o ironio, w ogóle nie mam na nic czasu! Wy też tak macie? I człowiek się łudzi cały rok szkolny, że w wakacje wszystko nadrobi, a tu klops :( Jutro wyjeżdżam i można powiedzieć, że przez bite 2 tygodnie nie będę miała kiedy i jak pisać.
Dostałyście się do tych szkół do których chciałyście? Ja tak i jestem mega szczęśliwa! Będę chodzić na biol - chem z rozszerzoną matematyką. jestem trochę przerażona ilością nauki jaka mnie czeka, ale to dopiero za 2 miesiące :D teraz trzeba wyluzować.
Przypominam o głosowaniu na bloga Nicol >>>  TUTAJ!!! Bardzo proszę!
Życzę wam wspaniałych, niezapomnianych wakacji i dużo uśmiechu na twarzy, bo z nim nawet najgorszy deszczowy dzień się rozchmurza :D
Do napisania,
Ania :)

sobota, 5 lipca 2014

#80 Igrzyska śmierci w krainie lodu Część 2

Igrzyska śmierci w krainie lodu cz. 2

- Hm, dobrze. W takim razie proszę zaprowadzić chłopaka do ciężarówki i tam dokonać egzekucji. Na dziewczynie również. - stwierdził przewodniczący Wysłanników. Zaraz co? Egzekucji?
- To moje dziecko! Nie! - z tłumu wypadła rozhisteryzowana kobieta, która zaraz została uciszona przez strażników przybyłych wraz z Wysłannikami.
- O rany, oni chcą nas zabić! - wystraszyłam się.
- To koniec. - Harry spuścił głowę.
- Oh, Harry, mamy jeszcze... szansę. Może nie jesteśmy specjalnymi?
- Ja jestem. Na pewno. Dwa lata wcześniej zabrali moją siostrę. Moja mama też jest obdarowana, ale się ukrywa. - pokręcił głową - Byłem na to przygotowany.
- Ale... Nie, wszystko będzie dobrze. Na pewno. - złapałam go za rękę. Popatrzył się na mnie z politowaniem.
- Tak.
- Mówię serio, nic ci się nie stanie. Musisz żyć. - zacisnęłam mocniej swoje palce wokół jego dłoni.
- Nathalie, wiedziałem od początku. Naprawdę, nic się nie stało.
- Nawet tak nie mów! Chcesz się poddać?! Nie pozwolę! Nie możesz zginąć z rąk tych morderców i bezduszników! - zdenerwowałam się. Nie wiem czemu tak bardzo mi na tym zależy. Po prostu go bardzo polubiłam.
- A co zrobisz? Nie można nic zrobić.
- Jak możesz być tak spokojny?!
- Jak? Od dwóch lat wiem co mnie czeka. Z czasem można się do tego przygotować.
Nie mogłam pojąć jego słów. Nie mogłam też znaleźć własnych, by coś odpowiedzieć. W końcu poddałam się i rozmyślałam jak może się czuć.
- Numer 20! - czas mijał szybko. Za szybko. Jeszcze pięć osób i moja kolej. Zaczęłam wierzyć Harry'emu, że może być obdarowanym. Jest... inny. Wyjątkowy. To musi coś znaczyć.
- Numer 22. - powiedział znudzonym głosem Wysłannik, gdy kolejny siedemnastolatek zaprezentował śnieg padający z ręki. Co? Kiedy minął 21? O matko, nie chcę. Boję się. Lecz nie o siebie, tylko o Harry'ego. Ja jestem zupełnie zwykła, nudna. Ale on... Jego intensywne, zielone oczy. Brązowe loki teraz delikatnie opadające na czoło.
- 23!
- Dobrze się czujesz? - jakby zza ściany dotarł do mnie głos Harry'ego. Pochylał się lekko ku mnie. - Wyglądasz tak, jakbyś miała za chwilę upaść.
- To tylko stres. - wymamrotałam.
- Spokojnie. - uśmiechnął się lekko i chwycił moją rękę umieszczając ją tak, bym mogła podtrzymywać się o jego ramię. Odetchnęłam z ulgą, gdyż nogi miałam jak z waty. Owinęłam dłoń wokół jego przedramienia w zdenerwowaniu, gdy na podest weszła dziewczyna z numerem 24. Harry pogładził mnie delikatnie po ręce w geście uspokojenia, a ja tylko mocniej zacisnęłam palce na jego skórze. Zdałam sobie sprawę, że w ten sposób moje ciało pokazuje, że nie chce, aby on odchodził. Moje serce też nie chciało. Rozum podpowiadał, żebym nie robiła głupot, że może się nam oberwać. Jednak przeczucie było o wiele silniejsze niż zdrowy rozsądek. Zawsze słuchałam głosu serca. Nie często było to dla mnie korzystne, ale nie miałam poczucia winy, że zrobiłam coś nie tak. Serce lepiej wie, takie jest moje zdanie.
- Numer 25!
- Dasz radę sama? - Harry zwrócił się do mnie.
- Numer 25, szybciej. - głos Wysłannika był zniecierpliwiony, lecz Harry spokojnie oczekiwał na moją odpowiedź. Pokiwałam lekko głową, gdyż głos uwiązł mi w gardle. Powoli, niechętnie puściłam go. Harry miał trochę zaniepokojony wzrok, ale ze względu na mnie. Chwiałam się lekko na nogach, ręce mi się trzęsły.
- Nie mamy całego dnia, no już!
Po tych słowach poszedł na drewniane podwyższenie zaraz nad brzegiem stawu. Kiedy stanął na jego środku zapadła kompletna cisza. Ja w głowie powtarzałam tylko jedno słowo: "Proszę". Wszyscy oczekiwali jakiegoś ruchu, czegokolwiek, a napięcie coś wzrastało. Nawet się nie zorientowałam, że pod nosem zaczęłam powtarzać jak mantrę:
- Proszę. Proszę. Proszę. Proszę.
Harry spojrzał na mnie, a jego oczy lśniły. W jednej chwili z jego palców trysnęły ogniste iskry. Oczy rozbłysły intensywnym, czerwonym kolorem. Mimo, że stałam kilka dobrych metrów dalej czułam jakie ciepło bije od jego ciała. Ta odrobina śniegu na suchej trawie w jego pobliżu od razu zniknęła, wyparowała.
- Do ciężarówki z nim. - powiedział Wysłannik tak, jakby zupełnie nie był zaskoczony tym widokiem. Harry jest obdarowany.  Jego oczy powróciły do poprzedniej, intensywnej zieleni. Iskry zniknęły, a nagły brak ciepła zastąpił powiew chłodu. Podeszło do niego dwóch strażników i złapali go za ręce.
- Numer 26. - Harry został powoli ściągany ze sceny. Nie stawiał oporów. Był zupełnie spokojny. Wiedział, że tak będzie.
Po moich policzkach spłynęły łzy. Złapałam jeszcze jego spojrzenie gdy sama zostałam popchnięta w stronę podestu. Stanęłam na środku. Strażnicy zatrzymali się z Harrym zaciekawieni co mogę zrobić. Patrzył się na mnie. Chciałam wyciągnąć rękę i sprawić, by posypał się śnieg, lecz nic się nie stało. Zamiast tego odwróciłam się w stronę stawu, nabrałam powietrza do płuc i z całych sił dmuchnęłam. Rozległ się trzask, całą powierzchnię wody pokryła gruba warstwa lodu. Wokół stawu na źdźbłach trawy pojawił się szron, cała ziemia zlodowaciała. Do moich uszu dobiegły zaskoczone westchnienia. Popatrzyłam na swoje ręce i skierowałam je na wierzbę. W jednej chwili każda gałązka, cały pień pokrył się lodem. Wyglądało to przepięknie, jakby drzewo zamknięte w szkle. I w tym momencie zdałam sobie sprawę co zrobiłam. Spojrzałam z zastygłym sercem na wszystkich po drugiej stronie brzegu. Ludzie mieli szeroko otwarte oczy, rozwarte usta i patrzyli się na mnie z nie małym zaskoczeniem niektórzy z przerażeniem. Nie dziwiłam im się, w tej właśnie chwili poczułam urazę do samej siebie, bałam się tego co zrobiłam. Wystraszyłam się swoich możliwości. Teraz natomiast z sercem dudniącym w mojej piersi spojrzałam na komisję. Kobieta miała wysoko uniesione brwi w geście zaskoczenia. Mężczyźni mieli rozwarte usta i wpatrywali się w lodowe drzewo, a główny strażnik patrzył się na mnie groźnie.
- UCIEKAJ! - do moich uszu dobiegł okrzyk Harry'ego. Przeniosłam na niego swój wzrok szukając potwierdzenia, czy to on powiedział czy to tylko moja wyobraźnia lub instynkt przetrwania.
- NATHALIE, JUŻ! - wrzasnął, a ja wystraszona cofnęłam się o krok. Jeden Strażnik puścił Harry'ego i biegł już w moją stronę. Tyle chłopakowi wystarczyło, by się wyswobodzić. Uderzył z pięści w nos drugiego strażnika, a gdy ten się zatoczył, podstawił mu nogę i się przewalił na ziemię. Odgłos kroków, które były blisko ocuciły mnie. Spojrzałam na strażnika, ale był tylko jakieś dwa metry ode mnie. Cofnęłam się o krok i uniosłam ręce w obronnym geście, ale zamiast tego... pomiędzy mną a nim powstała cienka, lodowa ściana. Strażnik uderzył w nią, bo nie zdążył wyhamować. Ściana rozbiła się.
- Łapać ich! - krzyknął zdenerwowany główny Wysłannik. Harry podbiegł do mnie, złapał za rękę i pociągnął za sobą. Ani na moment się nie zatrzymał, tylko przez chwilę zwolnił, gdy na początku biegu potknęłam się o własne nogi. Słyszałam za nami krzyki, wrzaski, rozkazy i odgłosy pościgu, ale z tego wszystkiego najbardziej było słychać moje przyspieszone tętno przez bieg. Byliśmy już w połowie zupełnie odkrytej, pustej przestrzeni pomiędzy wioską, a lasem i górami, która podczas lata była wykorzystywana do siania zbóż.
- Przyspiesz! - krzyknął Harry i pociągnął mnie mocniej do przodu. Nie wiem jakim cudem udało mi się znaleźć jeszcze trochę energii, by przyspieszyć. Tuż obok mnie w ziemię wbił się nóż. Wrzasnęłam wystraszona i jeszcze szybciej pobiegłam. Już prawie dorównywałam Harry'emu, który cały czas mocno ściskał moją rękę.
- Już prawie jesteśmy, w lesie się ukryjemy!
Kolejne ostre narzędzie śmignęło nam pod nogami. Harry wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, ale nie zwolnił tempa. Już tylko kilka metrów dzieliło nas od ściany lasu...
- Ah! - krzyknęłam zaskoczona, gdy niebieskie pole magnetyczne podniosło nas do góry. Nie mogłam się ruszyć.
- Cóż za hańba! - rozległ się głos Wysłannika. Z trudnością przekręciłam głowę, by móc na niego patrzeć.
- Nathalie. Użyj. Mocy. - szepnął Harry oddzielnie każde słowo, bym na pewno zrozumiała. Wysłannik nas nie usłyszał.
- Jakaż to hańba dla waszej rodziny! Dla wioski! Uciekać, by nie przysłużyć się kraju?! To zaszczyt umrzeć za naród! - ciągnął Wysłannik.
- Nie umieramy za naród. Umieramy, bo nie jesteśmy wam potrzebni. - wycedził Harry.
- Akurat w waszym przypadku. - przyznał obojętnie mężczyzna. Ta wiadomość rozbudziła we mnie ogromną wściekłość. Umieramy bez powodu. To jest niesprawiedliwe.
- Skoro nie jesteśmy wam potrzebni, to zostawcie nas w spokoju! - krzyknęłam zdenerwowana. Nagły powiew chłodnego wiatru cofnął Wysłannika o krok.
- Oni są niebezpieczni! Używają swoich mocy przeciw rodakom! Zabić ich! - zawołał do strażników. Nie jest dobrze. Wcisną jeden guzik w urządzeniu i będzie po nas. W jednej chwili pole magnetyczne zmieni się w kule prądu. Zginiemy od razu.
Moje ręce były zablokowane. Nie mogłam nimi ruszyć nawet o centymetr. Co teraz? Harry patrzył na mnie wzrokiem typu: "Dasz radę. Jesteś silna." Okey, rękami nie można. Spróbujmy inaczej. Nabrałam powietrza do płuc i z całej siły dmuchnęłam. Lodowaty powiew niestety ugrzązł w środku pola i nie wydostał się na zewnątrz... ale kontury pola zaczęły zamarzać! Utworzyła się duża, lodowa kula, w środku której byliśmy zamknięci. Pole magnetyczne się załamało i zniknęło bez śladu. Mogłam się już swobodnie ruszać. No prawie swobodnie, bo jesteśmy zamknięci w ogromnej kuli! Dotknęłam lodowej skorupy. Była idealna, przejrzysta i gładka. Jak szkło. Mało się nie przewróciłam, gdy Harry ruszył kulą. Oh, już wiem!
- Harry, biegnij! - krzyknęłam napierając na lód. Ludzie na zewnątrz patrzyli na nas zarazem z zdziwieniem, ale i podziwem. Zaczęliśmy toczyć kulą. Była ciężka, ale jak się trochę rozpędziliśmy było lżej. W zasadzie to pędziliśmy tak szybko jak samochody Wysłanników!
- Nie mogę uwierzyć, że biegam w kuli jak chomik. - śmiał się Harry, a ja mu zawtórowałam.
- Harry...
- Co?
- A jak my się zatrzymamy? - spytałam z nie małym przerażeniem wpatrując się w ścianę lasu, która zbliżała się coraz szybciej.
- Cholera! - zaklął rozumiejąc o co mi chodzi. Wrzasnęłam, gdy nogi mi się zaplątały i upadłam. Zaczęłam się kręcić razem z kulą, uderzając co chwila o inne ściany i przy okazji wytrącając Harry'ego z równowagi. Razem obijaliśmy się we wszystkie możliwe strony świata. Gdyby to tak nie bolało powiedziałabym, że latam! Kula wpadła już do lasu, nie wiem jakim cudem jeszcze na coś nie wpadliśmy…. Ale przyprawiająca o mdłości przejażdżka skończyła się wraz z momentem, gdy lód roztrzaskał się o drzewo.
- Nathalie? - po krótkiej ciszy i bezwładnego leżenia na skutej lodem ziemi,  usłyszałam przepełniony bólem głos Harry'ego.
- Hm? - mruknęłam i ostrożnie, poruszając stopami i dłońmi, sprawdzałam czy mogę jeszcze na nie liczyć. Czułam niejednego siniaka, byłam całą obolała, ale złamanego chyba nic nie miałam.
- Żyjesz? - zapytał i powoli podniósł się z ziemi do pozycji siedzącej.
- Chyba tak, skoro jeszcze czuję ten ból. - skrzywiłam się lekko, gdy spróbowałam wstać. Plecy bolą mnie strasznie, bo to właśnie one uderzyły o drzewo.
- Wiesz co? - zadał kolejne pytanie i spojrzał na mnie.
- Co? - kolejna już próba wstania powiodła się.
- Udało nam się. - zaczął się śmiać i chichotać - Naprawdę nam się udało! I do tego żyjemy!
- Harry, dobrze się czujesz? - sama zaczęłam chichotać, gdy ten odstawiał swój taniec szczęścia. Chłopak tylko śmiał się dalej, uniósł mnie i zaczął kręcić się wraz ze mną wokół własnej osi krzycząc, że jesteśmy wolni. A ja co? A ja jak ta wariatka piszczałam, śmiałam się i cieszyłam wraz z nim nie zważając na obolałe ciało.
- Musimy uciekać jak najdalej stąd. – spoważniałam, gdy oboje opadliśmy na śnieg i było słychać przez chwilę tylko nasze przyspieszone oddechy.
- Wiem. Już teraz?
- Im szybciej tym lepiej. - wzruszyłam ramionami i podniosłam się.
- Jesteś niesamowita. - powiedział Harry po pięciu minutach marszu.
- Co? - zamrugałam zaskoczona jego nagłym komplementem i popatrzyłam na niego.
- To co zrobiłaś było... wow. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. - wyjaśnił.
- Oh... ja też. Nie wiem jak to zrobiłam. - wyznałam.
- To chyba jest w twoich dłoniach i oddechu. Pokaż. - chwycił mnie za dłoń i zaczął ją oglądać delikatnie.
- Łaskoczesz. - zaśmiałam się gdy przejechał ostrożnie palcem po liniach na mojej dłoni.
- Patrz, wydaje mi się, że kiedy wyprostujesz rękę, to... - stanął za mną i delikatnie wyciągnął przede mnie nasze dłonie. Podtrzymywał mój łokieć jedną ręką, drugą ułożył na mojej talii. Zniżył się do mojego wzrostu tak, że jego twarz znajdowała się tuż obok mojego ucha. Czułam jego ciepły oddech na szyi. Wyprostowałam palce, a z dłoni wystrzelił lodowy pocisk.
- Wow... - westchnęłam zafascynowana swoim darem.
- Wiesz, teraz nawet jesteś nieco zimniejsza w dotyku. - zachichotał i lekko odwrócił się w moją stronę, a ja uczyniłam to samo. Teraz nasze twarze znajdowały się tylko centymetry od siebie. Spojrzałam mu w oczy. Iskrzyły się zielenią wiosennych liści. Chłopak spojrzał na moje usta, a ja nie mogłam się powstrzymać, by zerknąć na jego. Są pełne, malinowe...  Harry zwilżył je językiem. On chyba robi to specjalnie... Wróciłam wzrokiem do jego oczu i złapałam jego spojrzenie. Przez chwilę tak na siebie patrzyliśmy po czym zaczęliśmy się do siebie jeszcze bardziej zbliżać, aż wreszcie nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.
W tej sekundzie czułam, że z nim u boku mogę wszystko. Nawet przeciwstawić się całemu światu. Naszemu światu. I dokładnie to zrobimy.


KONIEC





______________________________________________________

Cześć miski! ♥

Jak obiecałam- część 2 już jest :)Bardzo się cieszę, że się tak spodobało! Wystraszyłam się, że mnie o plagiat zwyzywacie czy coś, a tu proszę! Dziękuję za każdy miły i cudowny komentarz :)

Tak więc w opowiadaniu jest #Happy_End bo jakżeby inaczej xd Co prawda zupełnie to się nie zgadza z tym moim snem, bo tam najpierw zamknęli i zabili Harry'ego, a potem ja zrozpaczona rzuciłam się na tych morderców no i zabili i mnie :/ Ale tak jak już pewnie zauważyliście jestem raczej radosną osobą i staram się takie też pisać imaginy, no bo hej! Tyle jest zła i smutku na świecie, że trzeba sobie jakoś poprawić humor, prawda? :)

Tak więc miło by mi było niezmiernie gdybym mogła znowuż przeczytać Wasze komentarze na temat tej części :D Proooszę, komentujcie^^

A teraz mam do Was ogroooomną prośbę! Moglibyście zagłosować >>>TUTAJ<<< na moje drugie opowiadanie, które zostało zgłoszone do bloga miesiąca? PROSZĘ, TO MOJA PIERWSZA NOMINACJA I TO BARDZO DUŻO DLA MNIE ZNACZY :) Jesteście wspaniali, dziękuję za wszystko!

Dobranoc ♥
Nicol <3