piątek, 15 sierpnia 2014

#84 Bezludna Wyspa cz. 6

Bezludna Wyspa cz. 6

- Kochanie? [T.I.]? Ona się chyba budzi! - do moich uszu dobiegł czyjś głos. Czułam, że ktoś trzyma mocno moją rękę. Nie chciało mi się otwierać oczu, tak dobrze mi się spało...
- Proszę pani? Słyszy mnie pani? - teraz przemówił inny głos. Zmusiłam się do otworzenia oczu. Były trochę sklejone. Mocne światło mnie nieco oślepiło, ale po chwili przyzwyczaiłam się do niego. Nade mną stały trzy osoby. Za rękę trzymała mnie mama, była cała zapłakana. Po drugiej stronie łóżka stał tata, a obok jakiś mężczyzna w białym fartuchu.
- Jak się czujesz? - mama od razu zadała mi to pytanie, na co lekarz skarcił ją wzrokiem.
- Proszę pani, jak się pani czuje? - przemówił. Chciałam odpowiedzieć, ale z moim ust wydobył się bliżej nie określony dźwięk.
- Chce pani wody? - zapytał podając mi szklankę z czerwoną słomką. Pokiwałam głową. Chłodna ciecz ocuciła mnie. W gardle nie było już tak wielkiej guli i nie miałam sucho w ustach.
- Dziękuję. - powiedziałam. Tak, było zdecydowanie lepiej.
- Kochanie, tak się martwiliśmy! Nie! Umieraliśmy ze strachu! Tak się bałam, że cię straciłam... - mama zaczęła płakać i mocno mnie przytuliła. Zaraz dołączył się też tata.
- Jest w porządku. - spróbowałam ich uspokoić.
- Pani [T.I.], muszę panią poinformować o skutkach operacji, którą pani przeszła. - przerwał ciszę lekarz, gdy tuliłam się do rodziców.
- Jakiej operacji? - zdziwiłam się.
- Miała pani bardzo groźne skaleczenie, w które wdało się zakażenie. Ponieważ pani była nieprzytomna i mogło być tylko gorzej, od razu operowaliśmy za zgodą pani rodziców.
Jak na zawołanie przypomniałam sobie o nodze. Nie czułam teraz tego potwornego bólu. W zasadzie... nic nie czułam. W ogóle nie czułam nogi!
- O matko... - wydukałam myśląc o najgorszym.
- Zabieg przeszedł pozytywnie. Mieliśmy problemy w czasie operacji, ale na szczęście jest wszystko w porządku.
- Pani serce zatrzymało się na parę sekund. - powiedział prosto z mostu, za co został ukarany groźnym spojrzeniem matki - Ale szybko przystąpiliśmy do masażu serca i udało nam się panią przywrócić. Reszta operacji przebiegła bez żadnych problemów.
Wow... Kolejny raz w tym tygodniu byłam jedną nogą po tamtej stronie! Hm, możliwe, że pobiłam jakieś rekordy.
- Cz-czyli co z moją nogą? - nie wiem, czy chcę słyszeć odpowiedź.
- Nie musieliśmy jej amputować. Zakażenie było naprawdę groźne, ale udało się. Najważniejsza jest teraz rehabilitacja. Przykro mi to mówić, ale na razie nie może pani chodzić. Ma pani kategoryczny zakaz.
- Na ile? - dopytywałam się.
- Jakieś dwa tygodnie. Aż rana się trochę  zagoi i zdejmiemy szwy.
- Kochanie, wszystko będzie dobrze. - mama mocniej ścisnęła moją rękę.
- Najważniejsze jest, że już jesteś z nami. Naprawdę jestem pod wrażeniem jak wykorzystałaś swoje umiejętności do przeżycia. Jestem z ciebie dumny. - tata również złapał mnie za rękę.
- Tak naprawdę byłoby ze mną bardzo kiepsko, gdyby nie... - dopiero sobie przypomniałam! O matko! - HARRY! O rany, co z nim?! Gdzie on jest?! Coś się stało?! O czym nie wiem?! Gdzie jest Harry?!
- Kto? - mama zrobiła zdziwioną minę.
- Harry! Mój Harry! - złapałam się za głowę w panice.
- Ten chłopak co przyjechał razem z panią z wyspy? Proszę się uspokoić, to może źle wpłynąć na pani zdrowie. - odezwał się lekarz.
- Tak! - przytaknęłam zniecierpliwiona. Gdzie on jest? Chcę go zobaczyć! Natychmiast!
- Rodzina zabrała go do prywatnego  szpitala.
- Co? Ale czemu? Coś nie tak z nim? - dopytywałam się.
- Z tego co wiem, to był struty jadem węża. Ale szybko wykryto truciznę, to działa tylko na jego korzyść. - powiedział.
- Gdzie jest ten szpital? - spytałam od razu. Pojadę tam. Nic mnie nie zatrzyma.
- W Londynie.
- ŻE GDZIE?! - no chyba, że liczba mil... Oh, z Manchesteru do Londynu jest jakieś pięć godzin drogi w najlepszym wypadku!
- Tamten szpital specjalizuje się w odtruwaniu, jego stan był dosyć poważny. Miał wielkie szczęście, że się pozbył większości jadu. Nadal nie wiem jak mu się to udało. Myślę, że będzie z nim w porządku, to naprawdę dobry szpital. A przy tym jaki drogi. - zaśmiał się przy ostatnim zdaniu - Cóż, bogatemu tylko lepiej.
Popatrzyłam na niego nic nie rozumiejąc. Wszystkie informacje wirowały w mojej głowie niczym tornado.
- No, to w końcu Harry Styles.
- Kto? - mój tata zupełnie nie wiedział o kogo chodzi.
- Harry Styles. Z One Direction. Moje córki uwielbiają ten zespół. - po raz kolejny zaśmiał się lekarz.
Harry. Styles. Z. One. Direction. I po raz pierwszy w życiu jestem na siebie zła za nie oglądanie telewizji czy siedzenie w internecie. O One Direction słyszałam, oczywiście. Trudno o nich nie słyszeć w UK. Ale nigdy im się specjalnie nie przyglądałam. Dla mnie całym światem są książki, uwielbiam czytać i to zajmuje mój praktycznie cały czas. Nie przepadam za tv. W internecie też nie przebywam za dużo. Laptopa używam raczej do odrabiania pracy domowej i zamawianiu więcej książek...
- Muszę iść, pacjenci czekają. Pielęgniarka przyjdzie by wykonać jeszcze badania kontrolne. - poinformował mnie doktor i opuścił salę.
- Jak się czujesz? - mama po raz kolejny zadała mi to pytanie.
- Okey, głowa mnie trochę boli. - wzruszyłam ramionami.
- Przynieść ci coś? Jesteś głodna? Chce ci się pić? A może coś na tą głowę? - zasypała mnie pytaniami.
- Kochanie, spokojnie. - tata położył mamie dłoń na ramieniu.
- Oh, tak się bałam. - mama się rozpłakała.
- Mamo, nie płacz, bo ja też będę płakać. - załkałam czując już łzy na policzkach. Wszyscy razem przytuliliśmy się mocno raz jeszcze.
- Państwo musicie już wyjść. Córka musi odpocząć przed badaniami. - pielęgniarka pojawiła się w pokoju.
- Dobrze, będziemy na korytarzu. - mama mocno ścisnęła mnie za rękę. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Miała głębokie wory pod oczami i chyba nawet parę nowych zmarszczek, których nie pamiętam.
- Mamo, ty też musisz odpocząć. - powiedziałam jej gdy zaczęła wstawać. Znając ją, pewnie była cały czas w szpitalu, gdy byłam nieprzytomna.
- W torbie przy łóżku masz poduszkę, dodatkowy koc, jakąś książkę, telefon, słuchawki i parę innych rzeczy. - uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek.
- Kochamy cię mocno, odpoczywaj. - tata pocałował mnie w czubek głowy. I wyszli machając mi jeszcze.
- Boli cię głowa? - pielęgniarka podeszła do pikającego urządzenia i zaczęła coś zapisywać w notesie.
- Tak. - przytaknęłam dotykając skroni jedną ręką.
- Podam ci coś przeciwbólowego. - uśmiechnęła się i zaczęła majstrować przy kroplówce. Gdy skończyła wyszła bez słowa. Zapowiada się naprawdę ciężki czas w moim życiu. Harry to Harry Styles. Czy z nim wszystko w porządku? Czy wyzdrowieje? Czy uda mi się z nim skontaktować? Czy... on nadal mnie lubi? Może tam, na wyspie, tak mówił tylko dlatego, że nie było nikogo innego?
Wow, mocny ten lek przeciwbólowy... Ostatnią rzeczą jaką widziałam zanim odpłynęłam była uśmiechnięta twarz chłopaka o kręconych włosach.

*****

- Dam radę sama. - powiedziałam tacie, gdy próbował pomóc mi z kulami. Usiadłam na łóżku w moim pokoju i odłożyłam kule na bok. Tata pożegnał się ze mną, bo musiał już wracać do pracy, urwał się tylko na chwilkę, by mnie przywieźć do domu. Niedowiary... To już cały miesiąc i dopiero teraz jestem po raz pierwszy w domu odkąd wróciłam do kraju. Cały miesiąc w szpitalu... Na dodatek te okropne kule… Ugh, ręce mnie już tak bolą od nich, że chyba bardziej od nogi. Dobrze, że szwy są już zdjęte i nie ma żadnych powikłań. Eh, jakoś nie mogę do końca się tym cieszyć. Przez cały okres bycia w szpitalu nie dostałam ani jednej wiadomości czy informacji o Harrym. W mojej sali telewizora nie było, a wi-fi było płatne. A do tego wychodzi na to, że nie będę mogła jeszcze chodzić co najmniej dwa tygodnie. To znaczy stawać na TEJ nodze.
- Kochanie? Chodź, przenieś się na kanapę do salonu, zgoda? Muszę się tobą nacieszyć. – mama uśmiechnęła się i pomogła mi wstać. Z niechęcią złapałam za kule i poczłapałam jakoś do pokoju obok tylko na zdrowej nodze. Położyłam się na kanapie, mama mnie szczelnie przykryła kocem i poprawiła poduszki, choć trzy razy mówiłam, że jest w porządku.
- Przyniosę ci coś do jedzenia, jesteś głodna? – zapytała od razu.
- Nie za bardzo… - skrzywiłam się. Jedzenie w szpitalu było okropne, ale nie mogłam nie jeść. Raz pielęgniarka siedziała przy mnie przez cały posiłek sprawdzając czy wszystko zjadłam. To było straszne…
- To może budyń?
- Czekoladowy! – ucieszyłam się szczerze. O matko, jak ja dawno budyniu nie jadłam! I to jeszcze mojej mamy… Ah!
- Ależ oczywiście. – rodzicielka puściła mi oczko i skierowała się do kuchni.
- Mamo! – zawołałam ją jeszcze – Czy mogłabyś mi włączyć telewizor? Nie sięgam do pilota…
- Jasne, skarbie. – podała mi szybko urządzenie i wyszła mamrocząc pod nosem: „Od kiedy ona ogląda telewizję?”. Nie czekając ani chwili odpaliłam sprzęt i znalazłam jakąś muzyczną stację. Niestety mówili tylko o nowym teledysku Taylor Swift, co mnie zupełnie nie obchodziło. Szukałam dalej. Na muzycznych i plotkarskich stacjach były tylko jakieś bzdety, nie to czego tak uporczywie szukałam. Zawiedziona przełączyłam na wiadomości. Czuję się jakby mnie ominęło parę lat, a nie tylko miesiąc. Tyle się dzieje na świecie…
Rozległ się dzwonek sygnalizujący czyjeś przybycie. Chwyciłam już za rąbek koca, ale od razu dobiegł mnie głos mamy:
- Siedź, nie ruszaj się! Ja otworzę. – i zniknęła w korytarzu. Pewnie tata zapomniał teczki albo jakichś dokumentów. Wsłuchałam się w głos reporterki, która mówiła o jakiejś kolejnej bombie w Afganistanie.
- [T. I.]? – ktoś wypowiedział niepewnie moje imię. Odwróciłam głowę i ujrzałam swoją mamę, a zaraz obok wysokiego chłopaka w kapturze i czarnych okularach.
- Masz gościa. – poinformowała mnie mama, jakbym jeszcze nie zajarzyła i opuściła pomieszczenie.
Chłopak zdjął okulary, a moim oczom ukazała się zieleń jego tęczówek.
- Tęskniłem. – powiedział i podszedł bliżej. Na moich ustach rozkwitł ogromny uśmiech. Mogłabym skakać ze szczęścia, gdyby nie to, że byłam przykuta do łóżka. Chłopak w ekspresowym tempie znalazł się obok i się pochylił składając na moich ustach na początku nieśmiały pocałunek, lecz gdy oddałam gest nieco się rozluźnił.
- Bałam się o ciebie. – wyszeptałam gdy oparł się czołem o moje i patrzyliśmy w swoje oczy.
- Ale teraz już wszystko będzie dobrze. Obiecuję. – przysiągł. A ja mu uwierzyłam.


-THE END-

_________________________________________________________________

Tadaaaam!

A ten rozdział jest wyjątkowy, bo pisany 9- 11 kilometrów nad ziemią!!!!!! :O

Jak?
.
.
Bo w samolocie xd

Jak się podoba? Może być takie zakończenie? :) Chętnie poczytam Wasze opinie w komentarzach, o które serdecznie Was proszę ;*

No, w końcu Nicol coś dodała. Mam wyrzuty sumienia, że Ania cały czas utrzymuje tego bloga... To znaczy, nie to, żebym miała coś przeciwko, ona świetnie sobie daje radę, prawda? Jasne, że tak, wszyscy ją kochamy ♥ Mam wyrzuty sumienia, że ja tak rzadko coś dodaję :/ No, ale cóż... Jakoś nie idzie mi pisanie takich pojedynczych imaginów :(
Mam za to pomysł na takie małe fanfiction, co Wy na to? Czy wolicie krótkie, imaginy? Od razu mówię, nie specjalizuję się w takich "normalnych" opowiadaniach xd Chyba wolę fantasy :D Ale ten pomysł jest w miarę normalny, chyba jest odzwierciedleniem moich marzeń i planów na przyszłość ;)
Jakbyście chcieli lub byli zainteresowani, to ja z chęcią zabiorę się za spisywanie tego pomysłu. Co myślicie? Tylko ostrzegam uprzedzam, że będzie miała trochę tych rozdziałów xd

No nic, przesyłam całuski! Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku :)

Nicol <3

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

WOAH 20 TYSIĘCY!!!

Wow, dziękujemy, dziękujemy, dziękujemy!

To już 20 tysięcy wyświetleń!
Nie wiem co powiedzieć, jak je zobaczyłam byłam jak:



A potem:



DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI DZIĘKI !!!!!

Jesteście najlepszymi czytelnikami na świecie, naprawdę bardzo dziękujemy!

Ania i Nicol <3


wtorek, 5 sierpnia 2014

#83 Louis cz.2



W mgnieniu oka znalazłem się na bardziej ruchliwej ulicy i wskoczyłem do taksówki stojącej na poboczu. Po drodze do domu przyglądałem się uważnie kruchej istocie leżącej na moich kolanach. Co teraz? Chyba powinienem odnaleźć jak najszybciej jej mamę. Jeśli zacznę poszukiwania od razu, to jest duże prawdopodobieństwo odnalezienia jej w krótkim czasie. Mała musi do niej wrócić.

***

Wszedłem do swojego mieszkania i położyłem śpiącą królewnę na kanapie. Wyprostowałem się i zacząłem głęboko zastanawiać się co ja mam robić z takim dzieciątkiem. Grzebałem w swojej głowie,  sięgając pamięcią do czasów, gdy miałem siostry w takim wieku, ale nic nie pamiętałem. Tylko gdzieniegdzie małe przebłyski pampersów i płaczu. O nie! Ona będzie płakać jak się obudzi! Przecież mnie nie zna! – w padłem w lekką panikę i obszedłem całą kuchnię w poszukiwaniu… nawet nie wiem czego. Z powrotem stanąłem nad niemowlakiem i chwyciłem się za głowę. Czemu to mnie trafiają się takie rzeczy?!  Dlaczego nie mogła tamtędy przechodzić pani z domu dziecka… właśnie! Tam ją oddam! Przynajmniej będzie miała odpowiednią opiekę. Klapnąłem na kanapę i odchyliłem głowę do tyłu. Niestety, mój ruch okazał się zbyt gwałtowny i już po chwili usłyszałem płacz. Zaczyna się…

***

- Ciii… nie płakuniaj… proszę!!! – od piętnastu minut próbuję uspokoić malucha, ale to na nic. Głowa mi już pęka, a sąsiedzi lada chwila przyjdą tu z taśmą klejącą. – O co ci chodzi? Jesteś głodna? – No tak! Pacnąłem się mentalnie w twarz. Że też wcześniej nie pomyślałem. Tylko co ona je? I jak ja mam się po to wybrać?

Długo myślałem, aż w końcu wpadłem na genialny pomysł – Niall! On mi pomoże!

- No, mała, nie płaczemy już. Zaraz zadzwonię do wujka Nialla i on ci przyniesie am am. – byłem z siebie taki dumny. W końcu wymyśliłem coś rozsądnego w sprawie tego dziecka.

- Hej Niall! Masz może chwilkę?

- Hej. No, tak. – odpowiedział. -  Lou, masz gości? – zapytał podejrzliwie.

- Nie, czemu pytasz? – udawałem zdziwienie.

- Bo gdzieś obok ciebie płacze dziecko. – nie dawał za wygraną.

- Ahh, no tak. Ja właśnie w tej sprawie… - nie wiedziałem jak mam mu to powiedzieć.

- Louis, w co tyś się wpakował? – brzmiał dość poważnie. Niall należy do ludzi, którzy od razu wiedzą, że coś jest nie tak.

- To długa historia… potem ci powiem. A teraz mam do ciebie olbrzymią prośbę. Czy mógłbyś kupić mi coś do jedzenia dla dwudniowego dziecka? – starałem się powiedzieć to naturalnie.

- Cooo?!  - zdołał jedynie powiedzieć.

- No… i jak byś mógł trochę szybciej, bo mi księżniczka zaraz wybuchnie… o matko, ale ona jest czerwona! – spojrzałem na rozpłakane niemowlę.

- Louis, nie wiem co kombinujesz, ale to się źle skończy.

- Nawet mi nie mów… serio wybuchnie?! – przeraziłem się.

- Coo?! Ty się dobrze czujesz?! – krzyknął.

- Ja?! To ona się drze jak opętana! – traciłem już cierpliwość.

- Dobra, nieważne. Zaraz będę. I weź zadzwoń po swoją mamę, bo coś czuję, że sami sobie nie damy rady… trzymaj tą swoją bombę. Na razie. – rozłączył się.

Mam w to mieszać mamę? W sumie jak nie ona, to kto ma mi pomóc? Przynajmniej ma doświadczenie…

- Noemi? Możesz odrobinę ciszej? Plisss… ja się nie umiem skupić w takim hałasie. – czułem się jakbym mówił do obrazu… a obraz… no właśnie… cały czas… się drze!

- Mamo? Przyjedziesz do mnie? – powiedziałem prosto z mostu, gdy tylko odebrała.

- Louiś? Co się stało, synuś? – ahh… tak za tym tęskniłem…

- Muszę zająć się dwudniowym dzieckiem. To taka nagła sytuacja i ja nie mam zielonego pojęcia jak. Pomożesz mi? – czułem jak głos mi się łamie.

- Oczywiście! Zaraz do ciebie przyjadę. Potrzebujesz czegoś? – zapytała zatroskana.

- Sam nie wiem. Jak przyjedziesz, to zobaczysz. – odpowiedziałem zrezygnowany.

- Dobrze. Już wychodzę. – w tym momencie usłyszałem jak drzwi mojego mieszkania się otwierają. Niall.

- Dzięki, jesteś kochana. – powiedziałem na koniec.

Odłożyłem telefon i z Noemi na rękach podszedłem do przyjaciela. Jego mina była bezcenna.

- Skąd je masz? – zapytał i pochylił się nad dzieciątkiem, uważnie mu się przyglądając.

- Opowiem ci wszystko jak ona się uspokoi. Masz to jedzenie? – naprawdę nie było sensu teraz to wszystko tłumaczyć.

- Tak, mam. Pani w aptece spojrzała na mnie jak na jakiegoś głąba, gdy o to spytałem, bo dzieci w takim wieku powinny być jeszcze w szpitalu z matką. A poza tym, one piją mleko. Nie mają na razie wygórowanych oczekiwań względem jadłospisu. – zaczął tłumaczyć. – Powiedziała mi jak to przygotować – pomachał mi przed twarzą pudełkiem z mlekiem w proszku – i dała butelkę. Kupiłem też smoczki, bo chyba ci się przydadzą.

- Dzięki, Niall. Jesteś niezastąpiony. – poczułem przypływ ulgi, mając już trochę większe pojęcie na ten temat.

- W to nie wątpię. – zaśmiał się. – Przygotuję butelkę. – ruszył w stronę kuchni.

- Pójdę z tobą, bo muszę się nauczyć. – podążyłem za nim.

5 minut później

- Gotowe! Teraz powinna się uspokoić. – Niall podał mi butelkę i razem usiedliśmy na kanapie.

- Pij mała. – powiedziałem delikatnie i przyłożyłem butelkę do dzieciątka.

Gdy zobaczyłem, że Noemi przyssała się do mleka, poczułem ogromną radość.

- Patrz, Niall, ona pije! – miałem wrażenie jakbym patrzył na ósmy cud świata.

- Widzę, widzę. – zaśmiał się pod nosem, równie ucieszony jak ja. – Zadzwoniłeś do mamy?

- Tak, już jedzie. – odprężyłem się.

To było takie cudowne, patrzeć jak malusieńkie dziecko leżące na moich rękach powoli zasypia, pijąc ciepłe mleko. W domu nastała cisza. Razem z Niallem przyglądaliśmy się tej kruszynce. Myślałem o jej matce i o tym co mi powiedziała. Musi upewnić się, że córka będzie bezpieczna… to znaczy, że ona ma kłopoty. Tylko jakie? Chyba nie z opieką nad dzieckiem, bo jestem w 100% pewny, że przed kimś uciekała. Czy oni ją dopadli? Chodziło im o dziecko, czy o nią? W jakim ona jest stanie? W prawdzie nie znam się na tym, ale 2 dni po porodzie chyba mało kto dobrze się czuje. Niestety, na żadne z tych pytań nie znam odpowiedzi i mam wrażenie, że szybko się nie dowiem.

***

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Mama! Już chciałem się poderwać, ale Niall mnie zatrzymał.

- Siedź! Ja pójdę. Jeszcze ją obudzisz, i co wtedy? – no tak, miał rację.

W oddali usłyszałem jak przyjaciel wita mamę w przedpokoju. No, chodźcie tu już! – niecierpliwiłem się. To ja zawsze byłem pierwszy w drzwiach.

- Witaj, synku. – powiedziała po cichu moja anielica i pocałowała mnie w policzek.

- Hej, mamo. Dobrze, że jesteś.

- Jejku, jaka ona jest śliczna! – zachwyciła się i usiadła obok. – No, to teraz mów jak to się stało.

- Ahhh… to było tak. Wracałem po próbie jedną z tych ciemnych ponurych uliczek. W pewnym momencie podbiegła do mnie dziewczyna i dała mi Noemi, mówiąc, że mam się nią zaopiekować do czasu, aż ona upewni się, że dziewczynka będzie bezpieczna. Jedyne co o niej wiem to, że urodziła się przedwczoraj i ma na imię Noemi. Potem dziewczyna odbiegła. Uciekała przed kimś, bo słyszałem jak jakaś grupa za nią podąża. Ja też uciekłem z dzieckiem, bo stanie w tym miejscu nie było dobrym pomysłem, szczególnie, że chyba jej szukają. – popatrzałem na śpiące niemowlę.

- Dobrze zrobiłeś, Lou. – Niall poklepał mnie po ramieniu.

- Jutro trzeba pójść z nią do lekarza, a potem zgłosić to na policję. – powiedziała mama. Ona jedyna trzeźwo myślała.

- Masz rację. A poza tym ja nie mogę się nią zajmować. Nie mam na to czasu i w dodatku w ogóle nie znam się na dzieciach. Jeszcze jej się coś przeze mnie stanie. Muszę ją oddać do domu dziecka albo gdzieś indziej. – myślałem na głos.

- Louis, nawet o tym nie myśl. Przecież ona tam nie będzie szczęśliwa, a poza tym obiecałeś coś tej dziewczynie. – oburzyła się.

- To co ja mam zrobić? Przecież ja ciągle wyjeżdżam. Całe dnie spędzam w studiach, na próbach, albo na koncertach. To się nie uda. Wtedy dopiero będzie nieszczęśliwa! Co to za ojciec, który nie ma czasu dla dziecka?! – dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałem. – To znaczy opiekun… - szybko sprostowałem. Chyba za bardzo się wczułem.

- Louis, proszę, nie gadaj głupot. Mówię ci, że dasz radę! Ja chyba najlepiej wiem do czego jesteś zdolny? – drążyła dalej.

- No, powiedzmy, że nawet dałbym sobie radę z opieką, ale co na to ludzie? Od razu będą gadać, że to moje dziecko i każdy wymyśli sobie inną teorię na to, skąd ono się u mnie wzięło. Potem prześledzą wszystkie dziewczyny z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia i będą robić wielkie dochodzenie. Nie, dziękuję. – myślałem realnie. Bo przecież dzieci nie biorą się z nikąd.

- Nie tym powinieneś sobie teraz zaprzątać głowę. A tak w ogóle, to od kiedy tak bardzo przejmujesz się opinią publiczną? – nie dawała za wygraną. Jednak miała rację. Najważniejsza jest w tym momencie Noemi i jej przyszłość, a przy mnie na pewno nic by jej nie groziło.

- To, co ja mam zrobić? – naprawdę nie wiedziałem.

- Ja na twoim miejscu zgłosiłabym całą sprawę na policję i niech szukają tej dziewczyny. Potem dałabym wniosek o adopcję Noemi. Na pewno ją dostaniesz. Wtedy mógłbyś z czystym sumieniem żyć z tym skarbem u boku. – popatrzała z miłością na dziewczynkę.

- Ahhh… chyba tak zrobię… - westchnąłem i popatrzałem na Nialla. Uśmiechał się od ucha do ucha.

Nastąpił moment ciszy, którą przerwał przyjaciel, mówiąc:

- No, to komu herbaty? – wstał z miejsca i rozejrzał się po nas.

- Poproszę. – odpowiedziała mama. Jej też humor dopisywał.

- Mi też zrób, jak możesz. – dodałem.

- Się robi! – zasalutował i ruszył do kuchni, stale podśpiewując: - Będę wujkiem, będę wujkiem… - Robił to specjalnie!
***
Dzień dobry, cześć i czołem! (pytacie, skąd się wziąłem?)
Dodaję tutaj dzisiaj drugą część Louisia.
U mnie super fajnie, idę spać na palmie.
Pytacie, jak to? Ja mówię: bo u mnie jeździ traktor.
Za głowę się łapiecie i ciągle się śmiejecie.
Ja mam frajdę wielką bo piszę jedną ręką.
Wymyślamy se rymy i dobrze się bawimy.
Idziemy na boisko, tam zrobimy disco! (i ognisko, bo jest blisko)
Koniec z żartowania, wyjaśniania czas się kłania.
TAAAADAAAMMM!!! 
Haha xD nie pytajcie, dlaczego to wymyśliłam i tu wstawiłam. (znowu rym -.- to przestaje być śmieszne, rymować już nie chcę!) Po prostu jestem trochę świrnięta (to przechodzi po świętach) :D Ale to takie fajne!
Mam pomysł! Niech każdy kto przeczyta ten wpis, wstawi komentarz w postaci rymu (może nie trzymać się kupy i nie mieć nic wspólnego z rozdziałem czy imaginem) ale będzie zabawa!!! Proszę, zróbcie to dla mnie! Bardzo chciałabym zobaczyć kto czyta moje wypociny i podziękować za wasz poświęcony na mnie czas. To dla mnie tak dużo znaczy! Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak każdy jeden komentarz na mnie działa. Potrafi nastawić mnie pozytywnie na caaałyyy dzień i chodzę potem taka dumna,  że pod moim postem są 3 komentarze :) cudowne uczucie <3 
Oczywiście jak nie umiecie nic wymyślić, to po prostu napiszcie co myślicie o imaginie (i moich walniętych pomysłach xD tak to jest jak się człowiekowi nudzi wieczorem...)
Tak więc, z niecierpliwością wyczekuję komentarzy i proszę, zaskoczcie mnie, jak wrócę za dwa tygodnie do domu :) to by było takie miłe z waszej strony <3
Do napisania,
Ania :D
p.s. Zapraszam na mojego drugiego bloga: Miłość cierpliwa jest gdzie również piszę opowiadanie. Może wam się spodoba?