poniedziałek, 8 grudnia 2014

#86 Louis cz.4



- Odwiedzimy dom dziecka! – oznajmiłem podekscytowany i usiadłem, czekając na reakcję moich przyjaciół.

- W sumie, czemu nie? – odezwał się pierwszy Liam.

- Myślę, że może się udać, tylko Noemi jest trochę mała i nie wiem czy takie dzieci też się odwiedza. – dodał Zayn.

- Coś się wymyśli. – odpowiedziałem trochę zmartwiony tym, co przed chwilą powiedział. Miał rację, Noemi ma trochę ponad trzy tygodnie, a takich dzieci raczej się nie odwiedza.

Cały dzień spędziliśmy na planowaniu wypadu do domu dziecka, ale nie jednego, a kilku w naszym mieście. Zgodnie stwierdziliśmy, że musimy wyjść ze studia nagraniowego do ludzi, a naszym pierwszym celem były właśnie dzieci.

Po tygodniu mieliśmy załatwione wizyty w dwunastu placówkach, a to i tak nie były jeszcze wszystkie. Byliśmy przerażeni liczbą dzieci bez rodziców.

- Gdyby u mnie w rodzinie zdarzyła się sytuacja, że jakieś dziecko zostałoby sierotą, na pewno postarałbym się żeby nie trafiło do domu dziecka. To jest ostateczność… - smutno mamrotał pod nosem Liam.

- Niektórzy nie mają wyboru. – westchnął Niall.

- Tak… ale Noemi może mieć rodzinę, a oni jej to uniemożliwiają! – powiedziałem pretensjonalnym tonem.

- Też tego nie rozumiem. – poklepał mnie po ramieniu Liam.

- Wiesz, w sumie to rodzinę powinni tworzyć mama i tata, a ty jesteś sam… - powiedział niepewny mojej reakcji Zayn.

- No tak, ale jestem ja, jest babcia – moja mama, a prawdziwa mama obiecała, że wróci… - starałem sobie tłumaczyć.

- Właśnie! A jak wróci ta kobieta to założycie rodzinę?! Lou, ty jej w ogóle nie znasz! – odezwał się Harry.

- Oj, Harry! Nie wiem… na pewno nie zostawię tego tak jak jest teraz… - nie miałem zielonego pojęcia co będę robił później, wiem co chcę teraz i do czego będę dążył mimo wszystko – do odzyskania Noemi.

Kilka dni później

Nastąpił ten długo wyczekiwany dzień, w którym planowaliśmy przyjść z całym zespołem do domu dziecka mojej małej księżniczki. Od samego rana byłem podenerwowany i nie umiałem poskładać myśli w spójną całość. W najprostszych czynnościach pomagała mi moja mama, która zawsze dobrze wiedziała kiedy jej potrzebuję.

Gdy już znaleźliśmy się w budynku placówki, załatwiliśmy potrzebne formalności i weszliśmy do sali pełnej dzieci. Wszystkie były wesołe i roześmiane. Nic nie wskazywało na to, że znajdują się w ciężkiej sytuacji. Chciało mi się płakać, kiedy wyobraziłem sobie wśród nich małą Noemi. Ich radość była chwilowa, bo wynikała z naszej wizyty. Na co dzień na pewno nie jest tak wesoło…

Dużo śpiewaliśmy i rozmawialiśmy z podopiecznymi domu. Zrobiliśmy wspólnie mnóstwo zdjęć i naprawdę dobrze się bawiliśmy. W pewnym momencie podszedłem do jednej z opiekunek i zapytałem, czy mógłbym odwiedzić też te mniejsze dzieci. Starsza pani spojrzała na mnie spod grubych szkieł okularów.

- Pan żartuje? – spytała o dziwo całkiem poważnie.

- Nie. – odpowiedziałem lekko zmieszany.

- Nie wpuszczamy obcych do najmniejszych dzieci. – zakomunikowała mi dość surowo.

- I nic nie da się z tym postanowieniem zrobić? – uśmiechnąłem się najładniej jak umiałem, robiąc przy tym oczy szczeniaka.

- Nie. – zgasiła mnie całkiem, jednym jedynym słowem.

- Ahhh… - donośnie westchnąłem, nie wiedząc co jeszcze mam powiedzieć.

- Ma pan jeszcze jakieś życzenia? – zapytała, wyraźnie ze mnie drwiąc.

- Nie. – odpowiedziałem, starając się brzmieć tak, jakby to co przed chwilą usłyszałem nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia.

Czułem jak coś w środku rozsadza moje serce, które w tym momencie było przepełnione żalem, złością, zawiedzeniem, smutkiem i Noemi, którą darzyłem wielkim uczuciem miłości i chęcią pomocy mimo wszystko. Wyszedłem na korytarz i oparłem się o ścianę, spuszczając głowę w dół. Musiałem chwilę na spokojnie pomyśleć i ochłonąć.

Nie wiem jak długo trwałem w takiej pozycji, ale gdy uniosłem wzrok znad swoich butów, ujrzałem młodą kobietę, która przyglądała mi się zza rogu. Uśmiechnąłem się mimo woli na jej widok. Sprawiała wrażenie takiej niewinnej i łagodnej. Jej uroda była wyjątkowa, ale ciężka do opisania.

- Czy dobrze się pan czuje? – niepewnie wyszła ze swojej kryjówki, widząc, że od dłuższej chwili przyglądam jej się.

- Chyba tak… - powiedziałem w zamyśleniu. – To znaczy, tak, oczywiście! – musiało to brzmieć trochę komicznie, bo dziewczyna zachichotała cicho.

- W takim razie nie przeszkadzam już dłużej. – powiedziała, nadal się uśmiechając i zniknęła w innym korytarzu.

- Hej, poczekaj! – krzyknąłem za nią, gdy tylko uświadomiłem sobie, że straciłem ją z oczu. Chyba muszę się poważnie zastanowić nad wizytą u lekarza, bo moja umiejętność kontaktowania ze światem staje się uciążliwie wolna. Mam nadzieję, że to da się wyleczyć…

Pobiegłem za nią, ale na szczęście daleko nie musiałem szukać, bo odeszła dosłownie kilkanaście kroków.

- Jestem Louis, a ty? – podałem jej rękę.

- Alicia. – odwzajemniła gest, rumieniąc się delikatnie.

- Miło mi. Pracujesz tutaj? – zapytałem, zastanawiać się ile ona może mieć lat.

- Tak. Od kilku miesięcy zajmuję się dziećmi, głównie małymi. – odpowiedziała bez zastanowienia.

- Och, to musi być trudne zadanie. – stwierdziłem, przypominając sobie moje niezdarne zajmowanie się Nem.

- Czasem dzieciaczki dają popalić, ale ogólnie są tak kochane, że to czysta przyjemność móc się nimi zajmować. – powiedziała radośnie.

- Aaaa, rozumiem. Kochasz dzieci, co? – stwierdziłem, patrząc na jej rozpromienioną twarz.

- Tak, nic na świecie nie jest tak pocieszne jak one.

- Zgadzam się. – zaśmiałem się.

- Zależy ci na Noemi, prawda? – zapytała poważniej. Zdziwiło mnie jej pytanie ale bez zastanowienia odpowiedziałem.

- Jak na nikim innym. Teraz tylko ona się dla mnie liczy. Wiem, że nie jestem w stanie zapewnić jej pełnej rodziny, a moje kompetencje w zajmowaniu się dziećmi są znikome, ale to chyba lepsze od mieszkania w domu dziecka. Poza tym jest jeszcze coś… gdy jej matka mi ją przekazała, powiedziała, że mam się nią zaopiekować do czasu gdy ona wróci. – słowa same wychodziły z moich ust. Czułem, że mogę jej zaufać.

- Och, rozumiem… to bardzo ciężka sprawa. – westchnęła, wyraźnie przejęta.

- Tak… ale nie poddam się. – uśmiechnąłem się, patrząc w nieokreślony punkt przed sobą.

- Wiesz… chyba mogłabym ci pomóc zobaczyć się z Noemi. – powiedziała niepewnie, rozglądając się, czy ktoś przypadkiem nie podsłuchuje naszej rozmowy.

- Zabierzesz mnie do niej? – spytałem pełen nadziei. Perspektywa zobaczenia mojej małej księżniczki spowodowała we mnie wielkie podekscytowanie.

- Postaram się, ale musimy uważać, żeby nikt nas nie zobaczył. – ostrzegła mnie. Widać było po jej wyrazie twarzy, że nadal nie jest pewna czy to co robi jest dobre. W pewnym sensie narażała się i mogła nawet zostać wyrzucona z pracy.

- Oczywiście. – starałem się być opanowany, choć wewnątrz krzyczałem ze szczęścia.

- W takim razie chodźmy, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu. – zażartowała, chcąc się trochę rozluźnić.

Rozejrzała się po raz kolejny i żwawo ruszyła przed siebie. Podążyłem za nią przyglądając się jej falującym blond włosom. Jasne kosmyki na pierwszy rzut oka mogły wydawać się tlenione, ale jestem prawie pewny, że to ich naturalny odcień. Z boku głowy dziewczyna miała upleciony delikatny warkoczyk, który nadawał jej jeszcze więcej uroku. Brakowało tylko świeżego kwiatka za uchem.

- Już jesteśmy. – poinformowała mnie Alicia, wyrywając jednocześnie z głębokiej analizy jej włosów.

Zajrzałem do sali, w której znajdowało się kilka małych łóżeczek. Niestety prawie wszystkie były zajęte. To takie smutne, ze tyle małych dzieci nie ma rodziców lub były niechciane.

- Gdzie ona jest? – zapytałem, nie mogąc dojrzeć wyraźnie dzieci. Były tak małe…

- Tam. – wskazała palcem. – Chodź, wejdziemy do środka. – powiedziała cicho i otworzyła drzwi.

Powoli podeszliśmy do łóżeczka w którym leżała moja kruszynka. Nie spała. Leżała spokojnie z rączką w buzi i patrzała się na nas swoimi wielkimi prawie czarnymi tęczówkami. Alicia zaczęła do niej mówić i dotknęła wolnej rączki dziewczynki, która od razu ją chwyciła. Wpatrywałem się w Noemi starając się zapamiętać każdy szczegół jej buzi. Nie mogłem uwierzyć, że tak bardzo zmieniła się w ciągu tych czterech tygodni.

- Myślisz, że mi się uda? – zapytałem, nadal patrząc na niemowlę.

- Jestem pewna. – odpowiedziała Alicia. – To jest twój przyszły tatuś, Noemi. Przywitaj się. – wyszeptała do dziecka i spojrzała na mnie uśmiechnięta. Chwyciła moją rękę i połączyła ją z rączką dziewczynki.

- Ona jest cudowna. – westchnąłem gładząc delikatnie wierzch jej dłoni moim kciukiem.

Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki na korytarzu. Ta osoba niewątpliwie zmierzała w naszym kierunku.

- O nie… - podniosłem się i spojrzałem na Alicię.

- Pod łóżko! – powiedziała szybko.

- Ale… - nie dała mi dokończyć.

- Już! – wskazała miejsce częściowo zasłonięte prześcieradłem.

Bez słowa zrobiłem to co powiedziała, a dosłownie po dwóch sekundach drzwi się otworzyły i stanęła w nich przełożona domu dziecka. Będą kłopoty…
***

Witajcie!

Na początku przepraszam za przydługą przerwę. Wiadomo… nauka… i w ogóle… szkoda gadać :/ A poza tym złapał mnie brak weny. Jak ja tego stanu nie lubię! I to jeszcze nie jest tak, że ja kompletnie nie wiem co napisać, bo ogólny zarys mam, ale nie potrafię wejść w szczegóły z których przede wszystkim składa się rozdział. Bardzo przepraszam za takie opóźnienie.

Wiecie, dopiero teraz doszło do mnie, że tak naprawdę to ten imagin jest taki mało imaginowaty. To znaczy nie ma tam za bardzo w kogo się wczuć. Chyba, że w Louisa i chłopaków, ale wiadomo, wolimy wyobrażać sobie siebie w damskiej wersji [T.I.] xD, a takowej tu w sumie nie ma. Dlatego wprowadzam nową postać (tadaaaammm xD because I’m happppppyyyy xD) – Alicię :) Wydaje mi się fajną postacią (tak ją sobie wyobrażam, hi hi) Jak myślicie, czy Lou i ona coś ten teges? xD A może Lou gdzieś w środku liczy na poznanie mamy Noemi, hmmm? No, tego dowiecie się w czasie bliżej nieokreślonym :P (spokojnie, ja też nie wiem kiedy xD) A tak wracając do Alicii, to może się tak nazywać? Po prostu łatwiej mi tak pisać, a poza tym nadal nie wiem jak się potoczą sprawy i naprawdę nie jestem w stanie określić kto oprócz Lou jest główną postacią imagina (wybaczcie to niezdecydowanie z mojej strony).
A co do rozdziału jako całość, to jak myślicie, ujdzie? Starałam się jak mogłam, żeby wycisnąć z siebie cokolwiek i oto wynik. Jak sobie pomyślę, że minęły ponad dwa miesiące od ostatniego wpisu to kiepsko to wygląda, no ale niektórych rzeczy człowiek nie jest w stanie przeskoczyć. 
Czy Wy też nie możecie doczekać się Świąt Bożego Narodzenia tak bardzo jak ja?! Jeszcze tylko 10 dni szkolnych i... wolność rządzi!!! nie wiem jak Wy, ale ja se robię 18 dni wolnego xD
Napisałabym coś jeszcze, ale jest 1:30 w nocy, a poza tym co za dużo to niezdrowo.
Ściskam Was najmocniej na świecie,
Wasza Ania :)

poniedziałek, 29 września 2014

100 lat, Nicol!



Moja kochana! Z okazji Twoich urodzin życzę Ci wiele wiele radości, uśmiechu na twarzy i powodów by go mieć bez ustanku. Byś zawsze pisała nam wspaniałe opowiadania i imaginy i nigdy nie traciła wiary w siebie, bo jesteś wspaniała! Życzę Ci też wielu prawdziwych przyjaciół, na których zawsze będziesz mogła liczyć, abyś znalazła „tego  jedynego” (wszyscy wiemy o kogo chodzi xD). Życzę Ci byś spotkała 1D i znalazła się na ich koncercie w Polsce w pierwszym rzędzie.
Życzę Ci również dużo błogosławieństwa Bożego, a także byś czuła obecność Boga w swoim życiu i miłość, którą Cię otacza każdego dnia! Pamiętaj, że na Nim możesz zawsze polegać, bo On jest naszym najlepszym Przyjacielem.

A teraz prezent!

Imagin o Nicol i Harrym <3


- Zabrałeś wszystko? – spytałam, nerwowo przeszukując torebkę.
- Tak, kochanie. Pytasz się już siódmy raz. – zachichotał Harry i objął mnie od tyłu.
- Ale jesteś pewien? To długa wyprawa…
- W 100%, a nawet jeśli, to przecież jeszcze dzisiaj z niej wrócimy. Nie przejmuj się tak. – pocałował mnie w policzek.
- Ahh… no dobrze. W takim razie jedźmy już, bo się spóźnimy. – westchnęłam.
- Jak sobie życzysz, księżniczko! – powiedział zadziornie.
Czy on zawsze musi być taki wyluzowany? Przecież jedziemy na poważną wycieczkę na safari! To nie żarty! A może ma rację? W końcu to nie koniec świata? Ale z drugiej strony tak! Co jeśli się zgubimy? Przecież to jest jak pustynia i w dodatku na środku dzikiej Afryki… nie podoba mi się to…
- Kocham cię, wiesz? – odpowiedziałam i wtuliłam się w mojego przystojnego, jedynego w swoim rodzaju chłopaka.
- Ja ciebie bardziej. – ścisnął mnie mocno.
- Nie zaczynaj, dobrze? Przecież oboje wiemy, że to ja cię kocham najmocniej. – zaśmiałam się.
- Mów co chcesz, ja tam swoje wiem i zdania nie zmienię. – zawtórował mi.
- Dzieci! Spóźnicie się! – wkroczyła w nasz mały konflikt moja mama.
- Masz rację! – wróciłam do rzeczywistości.
- Tak, wiem. – przytaknął Harry, uśmiechając się z satysfakcją.
- Nie ty, głupku! Mama! – zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w bok.
- No, moi kochani! Ja was nie wyganiam, ale czas na was. – powiedziała radośnie i wcisnęła mi kolejny raz dzisiaj pakunek z prowiantem. Popatrzałam na nią z niedowierzaniem, ale nie skomentowałam jej nadmiernej troskliwości.
- Synu, opiekuj się moją małą dziewczynką. – nakazał Harremu mój tata.
- Przyrzekam, że wróci cała i zdrowa. – zasalutował.
- Nie byłbym tego taki pewien… - powiedział pod nosem, ale zaraz potem dodał: - Ważne są chęci. Nicol, masz ten gaz pieprzowy?
- Tato! No wiesz?! – upomniałam go.
- Do zobaczenia wieczorem! – krzyknął Harry i wyciągnął mnie z domu w ramach szybkiej ewakuacji.
Gdy tylko wsiedliśmy do samochodu, chłopak od razu powiedział oburzony:
- On myśli, że ja nie jestem w stanie o ciebie zadbać?! Też coś! Udowodnię mu, że się grubo myli!
- Misiu, wiesz dobrze jaki jest mój tata. Tylko cię podpuszczał. – starałam się go uspokoić.
- Tak, wiem. Po prostu tego nie lubię. On dobrze wie jaka jesteś dla mnie ważna. Poza tym znamy się już od liceum, czyli dokładnie 4,5 roku. Tyle czasu chyba starczy, żeby poznać się na człowieku…
- Ahhh… tyle czasu już minęło… - westchnęłam cicho, przypominając sobie jak w dniu 16 urodzin Harrego pierwszy raz się spotkaliśmy. Miał wtedy takie słodkie loczki, urocze dołeczki na twarzy i te piękne zielone oczy. Trudno było się w nim nie zakochać. I to ja byłam tą szczęściarą, która mu się spodobała.
-  Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – dotarła do mnie wypowiedź podenerwowanego Harrego. Ups… chyba się trochę rozmarzyłam.
- Tak, tak, masz rację. – uśmiechnęłam się niewinnie, mając nadzieję, że się nie domyśli.
- Nicol, pytałem, czy masz dużo wody? – odrzekł lekko zniecierpliwiony.
- Oh tak, jasne. – pokazałam mu dwie duże butelki półtoralitrowe.
- Nie mogę się już doczekać! – powiedział entuzjastycznie, tak jakby już zapomniał, że przed chwilą był zły.
- Ja też! To będzie nasza wspólna niezapomniana przygoda! Trzeba koniecznie zrobić dużo zdjęć. – podzielałam jego zapał.
- Za niedługo dojedziemy na miejsce zbiórki. – poinformował mnie i złapał za rękę, mocno ją ściskając.
W rzeczywistości trwało to trochę dłużej niż „niedługo”, ale mniejsza z tym. Wmieszaliśmy się w tłum turystów oczekujących na przewodnika i lekko zestresowani rozglądaliśmy się na boki, kurczowo trzymając się za ręce. Staliśmy się prawie nierozłączni, po tym jak chłopcy wrócili do domu z kilkumiesięcznej trasy. Tęskniliśmy za sobą tak bardzo i nawet to, że często latałam do miejsc w których koncertowali nie było wystarczające. Teraz mamy wspólne wakacje (z moimi rodzicami) i wreszcie możemy się sobą nacieszyć.
- Moi drodzy państwo! Proszę o uwagę! – odezwał się starszy mężczyzna, który wysiadł właśnie z dużego terenowego samochodu. – Zanim rozpoczniemy naszą wycieczkę, proszę o ustawienie się w jednym rzędzie. Musimy was podzielić na dwie równe grupy. – zarządził.
Początkowo nie umieliśmy dojść do ładu i składu, ale po kilku minutach stanęliśmy tak jak trzeba.
- Teraz proszę odliczyć do 15. – nakazał.
Bacznie obserwowałam jak kolejne osoby mówią swoje numery. Szybko doszło do mnie.
- Piętnaście. – wypowiedziałam i spojrzałam z przerażeniem na Harrego, który zakłopotany zaczął odliczać od początku, tak jak zarządził pan przewodnik. – I co teraz? Ja chcę być z tobą! – odezwałam się głośnym szeptem do mojego ukochanego.
- Zaraz to załatwię, spokojnie. – uśmiechnął się pocieszająco i objął mnie ramieniem.
Gdy już wszyscy wiedzieli do której grupy należą i powoli wsiadali do wyznaczonych pojazdów, podeszłam z Harrym do starszego mężczyzny, który organizował safari.
- Przepraszamy, czy moglibyśmy być razem w grupie? Niefortunnie zostaliśmy rozdzieleni, a bardzo nam zależy. – odezwał się Harry.
- Proszę mi tu nie zawracać głowy takimi rzeczami. Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż wasza dwójka. I nie ma ale! Wsiadać do samochodów, bo już jesteśmy spóźnieni. – wygłosił nam kazanie, odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Chyba nie mamy wyjścia… - stwierdziłam zasmucona.
- Chyba masz rację. – do Harrego bardzo powoli dochodził fakt, że ktoś ośmielił się mu odmówić.
- Damy radę. – starałam się myśleć pozytywnie.
- Yhym… - przytaknął. – Kocham cię. Trzymaj się mocno. – pocałował mnie w czoło i przytulił na pożegnanie.
- Ja ciebie mocniej. – uśmiechnęłam się i odwzajemniłam gest.
- No, gołąbki, na wozy! – krzyknął ktoś z oddali.
- Dokończymy później. – pomachał mi palcem wskazującym przed twarzą i rozeszliśmy się.
Kilka godzin później
- I jak ci się podoba, ślicznotko? – zgadał kolejny uczestnik wycieczki.
- Proszę tak do mnie nie mówić! – zdenerwowałam się.
Co oni sobie wyobrażają? Chyba już piąty chłopak starał się mnie poderwać. Nie jestem do wzięcia! Mam już mojego księcia – Harrego. Gdyby tylko tu był, to by im pokazał, gdzie jest ich miejsce. Ugh… ta wycieczka jest straszna! Przeraźliwy upał spowodował, że wszystkie zwierzęta pochowały się w swoich kryjówkach i najciekawszą atrakcją jest liczenie ugryzień komarów na rękach. O! Na lewej mam dwanaście! Ale to nie jest najgorsze. Koszmarnie się czuje, nie mając Harrego u boku. On by mnie pocieszył, spowodowałby swoim poczuciem humoru wielki uśmiech na mojej twarzy. I jeszcze ci natrętni adoratorzy! Na moje nieszczęście trafiłam do grupy, gdzie jedynymi istotami płci pięknej jest mała grupka emerytek.
- Oj już się tak nie spinaj, mała. Wiem, że na mnie lecisz. – mówił z głupim uśmieszkiem.
- Też coś! – prychnęłam i odwróciłam się w stronę miłych pań. Ich rozmowy nie należały do najciekawszych, bo niezbyt interesowało mnie to ile mają już sztucznych zębów, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Dzień zmierzał powoli ku końcowi i piękne czerwono-pomarańczowe słońce zniżało się coraz bardziej do linii horyzontu.
Nagle samochód zaczął wydawać dziwne dźwięki. Z niegłośnego stukania przeszły w donośne charczenie, a po chwili coś wybuchło pod maska i pojazd gwałtownie stanął. Wszyscy przerażeni opuścili dymiącą się maszynę i z nadzieją wpatrywali się w poczynania zdezorientowanego przewodnika, usiłującego naprawić usterkę. Tylko tego brakowało!
Po godzinie bezczynnego czekania, umorusany smarem mężczyzna ogłosił:
- Niestety nie możemy dalej jechać. Proszę zabrać swoje bagaże podręczne z terenówki.
- Przepraszam, ale ile będziemy tak szli? – zapytała starsza pani, która podpierała się laską.
- Tak z 3h jak dobrze pójdzie. – odpowiedział niepocieszony.
- W takim razie nie traćmy czasu. – westchnęła. – Prowadź, przewodniku!
Cała grupa ruszyła w głąb pustkowia. Nikt się nie odzywał, co było bardzo nieprzyjemne. Postanowiłam pomóc starszej kobiecie z laską i przy okazji zagadać do niej. Okazało się, że mimo dużej różnicy wieku mamy wiele wspólnego. Rozmawiało nam się wspaniale, lecz zmęczenie dawało się we znaki. W dodatku nie miałam już ani kropli wody, bo podzieliłam się nią z Lucy – moja nową znajomą. Jednak zmęczenie i pragnienie nie były dla mnie aż tak ważne, jak świadomość tego, że nie mam jak skontaktować się z Harrym. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zapomniała, a tym razem trafiło na komórkę. A pytałam się kilka razy czy wszystko wzięliśmy, nich to!
Po pewnym czasie zrobiło się bardzo zimno, a ciemność ogarnęła wszystko wokół nas. A co jeśli się zgubiliśmy? Nawet nie chcę o tym myśleć… Poczułam jak ktoś owija swoje ręce wokół mojego zmarzniętego ciała i szybko zaczęłam się szamotać i krzyczeć.
- Spokojnie, kochana. Muszę cię ogrzać. – powiedział jeden z dobrze mi znanych wycieczkowiczów. Gdy tylko zobaczyłam kto zdobył się na coś takiego, przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Ble, fuj, ohyda!
- Proszę mnie nie dotykać! – wycedziłam mu prosto w twarz i odbiegłam.
Ciśnienie tak mi skoczyło, że poczułam nagły przypływ ciepła. Dlaczego ci ludzie są tacy bezczelni?! Ja chcę do mojego Harrego!
Oczami Harrego
- Jak to pan nie wie?! Powinni wrócić już 3h temu! – wydzierałem się na przewodnika.
- Nie mamy sygnału, proszę pana. Niech się pan uspokoi i czeka. – starał się mówić z opanowaniem, ale widziałem, że sam obawia się o pierwszą grupę.
- Kiedy ja nie potrafię… - westchnąłem i usiadłem na ławce chowając twarz w dłonie.
Miałem się nie zgadzać na rozdzielenie naszej dwójki! – plułem sobie w brodę. Tak bardzo martwię się o Nicol. Moją ukochaną, najdroższą Nicol. A jeśli coś jej się stało? Chyba bym sobie nie wybaczył… W końcu to ja ją wyciągnąłem na to safari. Jutro moja dziewczyna ma urodziny, to miał być wspaniały dzień, który planowaliśmy spędzić razem, radośnie świętując. Jest 23:00, a po nich ani śladu.
Byłem załamany i odchodziłem już od zmysłów, gdy gdzieś w oddali dojrzałem ludzkie postaci zmierzające w naszą stronę. Natychmiast zerwałem się na równe nogi i pobiegłem co sił w nogach. Z grupy przybyszów również wybiegła osoba o drobnej posturze. Nie mogłem posiąść się ze szczęścia, wiedząc kto zmierza ku mnie.
- Harry! – usłyszałem jej melodyjny głos, który sprawia, że tylko w jej ustach moje imię brzmi tak pięknie.
- Nicol! – była już tak blisko, przez co jeszcze bardziej przyspieszyłem.
Trzy, dwa, jeden… wpadliśmy w swoje ramiona.
- Już nigdy mnie nie puszczaj! – doszły do mnie słowa stłumione przez moją koszulkę.
- Nie mam zamiaru, kochanie. – wyszeptałem w jej zmierzwione blond włosy.
- Wracajmy już, dobrze. – oderwała się ode mnie. W jej oczach mogłem dojrzeć łzy.
- O niczym innym nie marzę. Chodź! – wziąłem zmarzniętą dziewczynę na ręce i zaniosłem do samochodu.
Całą drogę opowiadała mi co się wydarzyło w czasie, gdy nie było mnie z nią. Myślałem, że zaraz wrócę do tych kolesi z jej grupy i zapoznam ich bliżej z moją pięścią, po tym jak dowiedziałem się co robili. Tak, jestem zazdrosny!
W końcu zeszło na temat rodziców Nicol.
- Twój tata do mnie wydzwaniał. – powiedziałem.
- Powiedziałeś mu coś? – zapytała zmartwiona.
- Nie odebrałem ani razu. – patrzałem przed siebie na ciemną drogę. Naprawdę ciężko było się skupić na jeździe po dniu pełnym wrażeń.
- Dobrze. Możemy im nie mówić o tym incydencie? – wyczułem jej spojrzenie.
- Jestem za, szczególnie mając pod uwagą ostatnie słowa twojego tatusia. – uśmiechnąłem się.
- Tak, masz rację. To by było samobójstwo. – zachichotała. – W takim razie przyjmujemy wersję z opóźnieniem.
- Yhym. A tak w ogóle to czemu nie odbierałaś? Dzwoniłem do ciebie ze sto razy. – spytałem.
- Zostawiłam telefon w domu. – odpowiedziała cicho.
- No jasne, ale to mi ciągle przypominałaś o tym, żebym wszystko zabrał. – zaśmiał się.
- Tak, wiem. Głupio wyszło. – zarumieniła się.
- Nie głupio, słodko. – przejechałem dłonią po jej policzku.
- Ej, zajmij się prowadzeniem! – zmieniła szybko temat.
- Tak jest, mój kwiatuszku! – zaśmiałem się od nosem.
Oczami Nicol
Po długim przesłuchaniu rodziców i orzeźwiającej kąpieli wreszcie mogłam wsunąć się pod puszystą kołdrę i odprężyć zmęczone nogi. Chwyciłam za swoją komórkę chcąc sprawdzić kto jeszcze się do mnie dzisiaj dobijał. To co zobaczyłam na ekranie przeszło moje wszelkie oczekiwania. Mianowicie na wyświetlaczu widniało 7 połączeń od moich rodziców i uwaga… 102 od Harrego! Haha, czyli nie przesadzał, mówiąc, że dzwonił do mnie ze sto razy. I jak tu go nie kochać?
Rano
- Wszystkiego najlepszego, gwiazdeczko! – ktoś szeptał tuż przy moim uchu.
- Mmmm… jeszcze momencik… - wymruczałam i obróciłam się na drugi bok.
- Mam dla ciebie niespodziankę. – nie dawał za wygraną.
- Ok., już wstaję. – podniosłam się i przetarłam zaspane oczy.
Ujrzałam Harrego z wielkim bukietem czerwonych róż, który zaczął śpiewać:
She’s been my queen since we were sixteen
We want the same things
We dream the same dreams, alright, alright

I got it all ‘cos she is the one
Her mum calls me ‘love’
Her dad calls me ‘son’, alright, alright

I know, I know, I know for sure

Everybody wanna steal my girl
Everybody wanna take her heart away
Couple billion in the whole wide world
Find another one ‘cause she belongs to me

Everybody wanna steal my girl
Everybody wanna take her heart away
Couple billion in the whole wide world
Find another one ‘cause she belongs to me

Na na na na nana, oh yeah
Na na na na nana, alright
Na na na na nana
Na na

She belongs to me

Kisses that queen, her walk is so mean
And every jaw drops
When she’s in those jeans, alright, alright

I don’t exist if I don’t have her
The sun doesn’t shine
The world doesn’t turn, alright, alright

But I know, I know, I know for sure

Everybody wanna steal my girl
Everybody wanna take her heart away
Couple billion in the whole wide world
Find another one ‘cause she belongs to me

Everybody wanna steal my girl
Everybody wanna take her heart away
Couple billion in the whole wide world
Find another one ‘cause she belongs to me

Na na na na nana, oh yeah
Na na na na nana, alright
Na na na na nana
Na na na na

She knows, she knows
That I never let her down before
She knows, she knows

That I’m never gonna let another take her love from me now

Everybody wanna steal my girl
Everybody wanna take her heart away / take her love away
Couple billion in the whole wide world
Find another one ‘cause she belongs to me

Everybody wanna steal my girl
Everybody wanna take her heart away
Couple billion in the whole wide world
Find another one ‘cause she belongs to me

Na na na na nana, oh yeah
Na na na na nana, alright
Na na na na nana
Na na

She belongs to me

Na na na na nana, oh yeah
Na na na na nana, alright
Na na na na nana

She belongs to me
- Kocham cię, wariacie! – rzuciłam mu się w ramiona, gdy skończył piosenkę.
- Ja ciebie bardziej! – odpowiedział i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć złączył nasze usta w cudownym pocałunku.
***
Mam nadzieję, że Ci się podobało! (pisałam jeszcze dzisiaj na szybko) xD
P.S. Imagin zainspirowany pisenką "Steal My Girl" TAAADAAAMMM!!! :D