sobota, 28 czerwca 2014

#79 "Igrzyska śmierci w krainie lodu" część 1

"Igrzyska śmierci w krainie lodu" cz. 1


To był ten dzień. Dzień moich siedemnastych urodzin. Dzień, w którym wszystko się zmieniło. Dzień, w którym poświęciłam wszystko co miałam. Dzień, w którym kogoś poznałam. Dzień, w którym osiągnęłam pełnoletniość. 1 luty 2089 rok.
To był wyjątkowy dzień dla mojej rodziny. Mama od samego rana krzątała się po całej naszej małej izdebce, aby jak najlepiej przygotować mnie do pokazu mocy. Dzieci w mojej wiosce nie mogą używać swoich mocy do siedemnastego roku życia. Dziś. Dziś jest ten dzień. Akurat w moje urodziny została wyznaczona data tak zwanego przeglądu. O godzinie dziewiątej zaczyna się procesja. Zostanie dla mnie wylosowana jedna osoba do pary i w tych parach przejdziemy uroczyście przez wioskę, aż na skraj, nad mały staw. Tam ustawiamy się w kolejkę i każdy prezentuje się osobno przed wszystkimi mieszkańcami, rodziną, przyjaciółmi i... Komisją. Jest to grupa, a dokładniej czterech Wysłanników z urzędu najwyższego. Są niewzruszeni, bez emocji, litości i uczuć. Według większości- idealnie się nadają na Wysłanników. Ale są też bardzo chciwi. Mieszkają w lepszym świecie, gdzie nie ma głodu, gdzie są nowoczesne urządzenia, pieniądze, ale i tak żądają od nas wiele za przybycie. Miejscowi ledwo pokrywają te koszty co roku.
- Nathalie, gotowa? Jest już ósma trzydzieści! - zawołała moja mama. Przeczesałam ostatni raz moje jasne włosy, które wyjątkowo- pierwszy raz od dwunastu lat- musiałam zostawić rozpuszczone. Dziewczynki w naszej strefie muszą mieć związane włosy codziennie w warkoczyki. Dopiero od siedemnastu lat jest "przywilej" noszenia rozpuszczonych włosów. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Zwykła, niebieskooka blondynka, których w naszej krainie mrozu jest naprawdę wiele.
- Nathalie!
- Już idę! - krzyknęłam i wstałam z krzesełka. Poprawiłam moją błękitną, delikatną sukienkę specjalnie zachowaną przez mamę na tę okazję. W dniu 17 urodzin nosiła ją moja babcia, moja mama, a teraz ja. Sięgała mi ledwo za kolano, a rękawy miała na 3/4 oraz okrągły, troszkę głębszy dekolt. Była prosta, ale piękna w swej prostocie. To najładniejsza rzecz jaką kiedykolwiek na sobie miałam. Założyłam swoje nowiutkie skórzane kozaczki na średnim obcasie, które mama kupiła mi specjalnie na urodziny. To był właśnie jej prezent. Nawet nie chcę wiedzieć ile musiała wydać na takie cudo. Były wygodne, ciepłe i wyglądały na mnie bardzo dobrze. Wyszłam z pokoju i mało nie wpadłam na babcię.
- Oh, Nathalie... - zakryła dłonią usta przyglądając mi się - Wyglądasz zupełnie jak twoja matka.
Skinęłam w odpowiedzi głową czując jak moje policzki czerwienieją. Mówienie przychodziło mi z trudem przez ten stres.
- Chodź, kochanie. Wszyscy czekamy. - złapała mnie za rękę i razem zeszłyśmy po schodach. Na dole czekała mama wraz z moją młodszą siostrą- Danielle.
- Wyglądasz cudownie, śnieżynko. - uśmiechnęła się rodzicielka skanując mnie wzrokiem od góry do dołu. - Chodźmy już, bo się spóźnimy.
- Tak. - przytaknęłam tylko i udałam się za kobietami. Chwyciłam jeszcze mój bordowy kubraczek i wyszliśmy na zewnątrz. Szybkim krokiem podążałyśmy do placu głównego. Wszyscy mieszkańcy kierowali się właśnie tam.
- Dzień dobry, Matyldo. - powiedziała mama do naszej sąsiadki, na co ta odpowiedziała skinięciem głowy. Każdy przechodzień miał kamienną twarz, jakby udawał się na pogrzeb. Cienka warstwa śniegu pokrywała trawniki, a promyki słońca radośnie tańczyły w chłodnych podmuchach wiatru. Piasek grzęził pod moimi nogami, a włosy falowały na wietrze. Cieszyłam się, że do sukienki w komplecie były tego samego koloru delikatne rękawiczki. Stanęłam wraz z mamą przy budzie, gdzie odbywały się zapisy, a Danielle wraz z babcią udały się na tyły procesji.
- Imię, nazwisko, data ukończenia siedemnastego roku życia.
- Nathalie Frey, dzisiaj, 1 lutego. - odpowiedziała mama. Kobieta za ladą uniosła tylko brwi i odetchnęła ciężko.
- Współczuję. - szepnęła podając rodzicielce mój numerek i kartkę do podpisania. Numerek został przypięty do mojej pelerynki na piersi, a kartki szybko podpisała moja matka, a potem ja.
- Powodzenia. - powiedziała kobieta na pożegnanie pieczętując moje papiery i podając mi miejsce, do którego mam się udać. Pożegnałam się z mamą, która powiedziała, że trzyma za mnie kciuki i rozeszłyśmy się. Dziewczynki mają parzyste numery, a chłopcy nieparzyste. Ja wylosowałam numer 26, co oznacza, że mam szukać partnera z numerem o jeden mniejszym- 25. Osoby były już ustawione według numerów, więc od razu przeszłam na tyły w poszukiwaniu odpowiednich cyfr. Chłopak o numerze 25 był już na miejscu. Oh, znam go! Raz wpadłam na niego, kiedy mama była chora i musiałam się zająć domem. Wychodziłam z małego sklepiku z torbami w ręce i wtedy przez przypadek się zderzyliśmy. Zakupy się trochę poobijały, powypadały z toreb. Pomógł mi to wszystko pozbierać, a nawet wziął jedną torbę i odprowadził mnie do domu. Bardzo miło się z nim rozmawiało. Szkoda, że uczęszczał do lewego skrzydła szkoły, gdyby był w tym co ja, częściej byśmy się widzieli.
- Cześć. - przywitałam się stając na przeciwko niego, a z moich ust wypłynął kłębek pary. Miał dłuższe, ciemnobrązowe loki zaczesane do tyłu. Pamiętam, że zazwyczaj chodził w czapce, a odświętnie pokazywał się bez tego nakrycia. Ja dzisiaj też wyjątkowo pozbyłam się go. Jego oczy miały barwę intensywnej zielni, rzadko spotykane tutaj. Jego policzki były lekko zaczerwienione od porannego chłodu. Był wysoki i dobrze zbudowany. Miał na sobie ciemne spodnie, brązowe buty i skórzaną kurtkę. Ręce schował w kieszeniach, by uchronić je przed zimnem.
- Hej. - uśmiechnął się do mnie co szybko odwzajemniłam. Podałam mu rękę, którą delikatnie uścisnął.
- Poznaliśmy się wcześniej, prawda?
- Tak, wpadłam na ciebie jakiś czas temu przed sklepem. Dosłownie.
- Tak, pamiętam. Nathalie. Szkoda, że nie mieliśmy częściej okazji do pogadania. Następnym razem to ja na ciebie wpadnę. – zachichotał, a ja wraz z nim.
- Harry, prawda? – przypomniałam sobie jego imię, na co przytaknął z uśmiechem.
- Kiedy skończyłaś siedemnaście? – zagadnął.
- Dzisiaj.- wyznałam.
- Serio? Ja też. - po raz kolejny obdarzył mnie uśmiechem ukazując zagłębienia w policzkach. Bardzo nietypowa uroda jak na to miejsce. Ciemne włosy i zielone oczy. Tutaj prawie wszyscy to szatyni o niebieskich oczach, często też się zdarzają blondyni.
- To musi coś znaczyć. - popatrzył przed siebie w zamyśleniu.
- Harry? - zapytałam niepewnie.
- Hm?
- Boisz się? - odważyłam się na niego spojrzeć. On również patrzył się na mnie.
- Chyba jak każdy. Ale trzeba być dobrej myśli.
- Tak. Masz rację. - przytaknęłam i do początku procesji nie zamieniliśmy ze sobą już ani słowa. Dostałam tak jak wszystkie dziewczyny w procesji bukiecik kwiatów, a Harry'emu przypięto podobną wiązankę, tylko mniejszą, do kurtki. Marsz ruszył, my byliśmy prawie na końcu. W tym roku było wyjątkowo, bo było akurat tyle samo dziewczyn co chłopców, a razem było nas 30. Przechodząc ulicami wsi skromnie tylko przyozdobionymi niedbale wstążkami i gdzie nie gdzie tymi kwiatami co w bukietach. Pochód trwał niecałe piętnaście minut. Piętnaście minut fałszywych uśmiechów i machania ręką do mieszkańców. Stanęliśmy za wsią, nad małym stawem. Przez noc prószył trochę śnieg, ale naprawdę niewiele. Wielka wierzba płacząca nad stawem nadawała smutny wygląd miejscu, a jej gołe gałązki poruszały się lekko na wietrze.
- Witamy wszystkich mieszkańców Clenton w tym ważnym dniu dla tych oto siedemnastolatków. - przemówił czarnowłosy mężczyzna w długim do ziemi, czarnym płaszczu z przyszytym logo Wysłanników - Każdy z was dokona prezentacji swojego daru w przeciągu kolejnych paru chwil. Szczególne... um... okazy, zabierzemy ze sobą do lepszego świata, gdzie dokonamy paru testów. Komisja zadecyduje czy przysłużycie się kraju, czy też nie. Życzymy powodzenia.
Mężczyzna skończył, a reszta Wysłanników od razu zaczęła klaskać. Mieszkańcy niechętnie zawtórowali. Wysłannicy zeszli z podwyższenia i zasiedli przy stole tak, aby mieć idealny widok na przegląd. Pierwszy był chłopak imieniem Ted, chodził ze mną do klasy. Stanął przy brzegu jeziora i uniósł lewą dłoń. Z jego ręki posypał się śnieg. Mieszkańcy zaklaskali.
- Dalej! - polecił jeden z Wysłanników. Na podwyższenie weszła niska dziewczyna o jasnych włosach. Nie znałam jej za dobrze, ale kojarzę ją. Pochyliła się nad taflą jeziorka i wystawiła rękę przed siebie. Z stawu wydobyła się para, a woda zaczęła wrzeć. Gotowała się. To coś bardzo nietypowego w krainie śniegu.
- Hm... Panowie, zatrzymamy tą pannę. - zadecydował czarnowłosy mężczyzna i już dwóch kolejnych szło w stronę przerażonej dziewczyny. Zaczęła krzyczeć, szarpać się, ale na nic się to zdało. Z tłumu zaczęły również dobiegać głosy sprzeciwu, prawdopodobnie rodziny. Już po chwili ogłuszona blondynka leżała w ciężarówce dla Wybranych. Zakryłam dłonią usta. Jej los będzie następujący: wykorzystają jej dar na froncie, w czasie bitwy, a ona sama pójdzie na pierwszy ogień. Zginie jako jedna z pierwszych, ale i sama zabije wielu. Nie mówiąc już o okropnym traktowaniu przed bitwą, w czasie testów, przejazdu...
- O Boże... - usłyszałam zaniepokojony głos Harry'ego.
- Następny!
I kolejna osoba zaczęła prószyć śniegiem z ręki. To bardzo pospolity dar, bardzo dużo osób go ma. Kiedy stajesz na podium po prostu wiesz jak użyć mocy. Nie można jej ukryć, ani nic nie zrobić. Dar przez ciebie przemawia i po prostu go prezentujesz. Nie możesz na niego wpłynąć w tej jednej chwili.
- Numer piętnaście!
Chłopak wyszedł na podest i uniósł ręce ku niebu. Nagle słońce znikło, zapadła ciemność, a z czarnych chmur zaczęło błyskać. Tak szybko jak się ściemniło, tak szybko słońce wróciło.
- No to było wielkie! Witamy wśród nas! - ucieszył się Wysłannik. Chłopak zbladł na twarzy i popatrzył na swe ręce w szoku. Biedak, pewnie nawet sobie nie  zdaje sprawy co zrobił. Pierwsze użycie magii jest takie jakby nieobecne dla nas, nie wiemy co robimy. Kierujemy się instynktem. Tak zawsze mówiła mi mama. Po prostu tam wyjdę i wyciągnę rękę, z której zacznie prószyć śnieg. Dokładnie.
- Chwileczkę! Wiadomość od Komisji. - przemówiła jedyna kobieta wśród Wysłanników. Wyciągnęła z kieszeni dzwoniące urządzenie i postawiła na ziemi. Z niego wydobył się niebieski obłok, coś zabrzęczało i nad urządzeniem stanęła osoba w długiej pelerynie. Hologram.
- Drodzy bracia i siostry z Komisji, Wysłannicy. Zebraliśmy liczbę wystarczającą osób z szczególnymi zdolnościami. Tak więc, nie przywoźcie ani jednego Specjalnego więcej. Nie chcemy jednak, by osoby pozostałe zostały wykorzystane przeciwko nam przez wroga. W takim wypadku wiecie co macie robić. - mężczyzna mówił z jakby znudzeniem i kompletną obojętnością - Niech żyje Lepsza Strona. - dodał na pożegnanie, a po chwili zniknął. Kobieta w długim płaszczu zabrała urządzenie z ziemi i schowała je do kieszeni.

- Hm, dobrze. W takim razie proszę zaprowadzić chłopaka do ciężarówki i tam dokonać egzekucji. Na dziewczynie również. - stwierdził przewodniczący Wysłanników. Zaraz co? Egzekucji?

_________________________________________________________________

Czeeeeeść :)

Wakacje, wakacje, wakacje wszędzie! ;D
końcu wolne! Wszyscy się cieszmy! Chodźmy na dwór! *patrzy za okno* Dobra, zostańmy w domu! xd

Mam nadzieję, że podobała Wam się pierwsza część tego kopniętego, dziwnego i naprawdę wcale nie oryginalnego opowiadania xd 
Jak na coś takiego wpadłam? Otóż obejrzałam film "Igrzyska Śmierci", a kilka dni później "Krainę Lodu". Jakiś tydzień później właśnie to mi się przyśniło, a że ten sen był naprawdę bardzo fajny (pod warunkiem, że nie będziemy wspominać o tym, ze zginęłam)to postanowiłam go spisać! Taadaaa ;D
Mam nadzieję, że się Wam podoba :) Od razu mówię, że nie chciałam skopiować "Igrzysk Śmierci", opowiadanie jest podobne, ale to nie jest dokładnie to samo :D

Tak więc, zapraszam do komentowania i wygłaszania opinii! Bardzo by mnie to ucieszyło ;3

Część drugą dodam jak tylko wrócę z wakacji, co Wy na to? ^^

Zapraszam także tutaj :)

Miłego wypoczynku!
Nicol <3

3 komentarze:

  1. Koniec zaskakujący, jaka egzekucja xd Czekam z niecierpliwością na następny :) http://life-is-brutal-now.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, to jest takie djfidfbijdnfridnrgo. Zaskakujące i zadziwiające, i wciągające i nwm co jeszcze ;) naprawdę, zachwyciłaś mnie tym, czekam na następny rozdział, tylko błagam, pospiesz się!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. O.o powiedzieć, że mną wstrząsnęło to za mało! Jak... ty... matko... teraz się jąkam :P Na początku sobie myślę... no dobra, nic nie myślałam, bo po prostu nie miałam zielonego pojęcia jakim cudem połączyłaś te dwa filmy i zrobiłaś z nich całkiem inne opowiadanie. Ale na końcu to po prostu myślałam, ze mi oczy z orbit wyskoczą - GENIALNE!!! Tylko dlaczego ty kończysz w takim momencie!? Muszę przyznać, że to opowiadanie pokazało nam też twoją inną stronę, bo poprzednie bardzo się od niego różniły. Jestem bardzo bardzo bardzo pozytywnie zaskoczona :) tylko mi się tam nie zabijaj! :D
    Pozdrawiam, Ania

    OdpowiedzUsuń