Igrzyska śmierci w krainie lodu cz. 2
- Hm, dobrze. W
takim razie proszę zaprowadzić chłopaka do ciężarówki i tam dokonać egzekucji.
Na dziewczynie również. - stwierdził przewodniczący Wysłanników. Zaraz co?
Egzekucji?
- To moje
dziecko! Nie! - z tłumu wypadła rozhisteryzowana kobieta, która zaraz została
uciszona przez strażników przybyłych wraz z Wysłannikami.
- O rany, oni
chcą nas zabić! - wystraszyłam się.
- To koniec. -
Harry spuścił głowę.
- Oh, Harry,
mamy jeszcze... szansę. Może nie jesteśmy specjalnymi?
- Ja jestem. Na
pewno. Dwa lata wcześniej zabrali moją siostrę. Moja mama też jest obdarowana,
ale się ukrywa. - pokręcił głową - Byłem na to przygotowany.
- Ale... Nie,
wszystko będzie dobrze. Na pewno. - złapałam go za rękę. Popatrzył się na mnie
z politowaniem.
- Tak.
- Mówię serio,
nic ci się nie stanie. Musisz żyć. - zacisnęłam mocniej swoje palce wokół jego
dłoni.
- Nathalie,
wiedziałem od początku. Naprawdę, nic się nie stało.
- Nawet tak nie
mów! Chcesz się poddać?! Nie pozwolę! Nie możesz zginąć z rąk tych morderców i
bezduszników! - zdenerwowałam się. Nie wiem czemu tak bardzo mi na tym zależy.
Po prostu go bardzo polubiłam.
- A co zrobisz?
Nie można nic zrobić.
- Jak możesz
być tak spokojny?!
- Jak? Od dwóch
lat wiem co mnie czeka. Z czasem można się do tego przygotować.
Nie mogłam
pojąć jego słów. Nie mogłam też znaleźć własnych, by coś odpowiedzieć. W końcu
poddałam się i rozmyślałam jak może się czuć.
- Numer 20! -
czas mijał szybko. Za szybko. Jeszcze pięć osób i moja kolej. Zaczęłam wierzyć
Harry'emu, że może być obdarowanym. Jest... inny. Wyjątkowy. To musi coś
znaczyć.
- Numer 22. -
powiedział znudzonym głosem Wysłannik, gdy kolejny siedemnastolatek
zaprezentował śnieg padający z ręki. Co? Kiedy minął 21? O matko, nie chcę.
Boję się. Lecz nie o siebie, tylko o Harry'ego. Ja jestem zupełnie zwykła,
nudna. Ale on... Jego intensywne, zielone oczy. Brązowe loki teraz delikatnie
opadające na czoło.
- 23!
- Dobrze się
czujesz? - jakby zza ściany dotarł do mnie głos Harry'ego. Pochylał się lekko
ku mnie. - Wyglądasz tak, jakbyś miała za chwilę upaść.
- To tylko
stres. - wymamrotałam.
- Spokojnie. -
uśmiechnął się lekko i chwycił moją rękę umieszczając ją tak, bym mogła
podtrzymywać się o jego ramię. Odetchnęłam z ulgą, gdyż nogi miałam jak z waty.
Owinęłam dłoń wokół jego przedramienia w zdenerwowaniu, gdy na podest weszła
dziewczyna z numerem 24. Harry pogładził mnie delikatnie po ręce w geście
uspokojenia, a ja tylko mocniej zacisnęłam palce na jego skórze. Zdałam sobie
sprawę, że w ten sposób moje ciało pokazuje, że nie chce, aby on odchodził.
Moje serce też nie chciało. Rozum podpowiadał, żebym nie robiła głupot, że może
się nam oberwać. Jednak przeczucie było o wiele silniejsze niż zdrowy rozsądek.
Zawsze słuchałam głosu serca. Nie często było to dla mnie korzystne, ale nie
miałam poczucia winy, że zrobiłam coś nie tak. Serce lepiej wie, takie jest
moje zdanie.
- Numer 25!
- Dasz radę
sama? - Harry zwrócił się do mnie.
- Numer 25,
szybciej. - głos Wysłannika był zniecierpliwiony, lecz Harry spokojnie
oczekiwał na moją odpowiedź. Pokiwałam lekko głową, gdyż głos uwiązł mi w
gardle. Powoli, niechętnie puściłam go. Harry miał trochę zaniepokojony wzrok,
ale ze względu na mnie. Chwiałam się lekko na nogach, ręce mi się trzęsły.
- Nie mamy
całego dnia, no już!
Po tych słowach
poszedł na drewniane podwyższenie zaraz nad brzegiem stawu. Kiedy stanął na
jego środku zapadła kompletna cisza. Ja w głowie powtarzałam tylko jedno słowo:
"Proszę". Wszyscy oczekiwali jakiegoś ruchu, czegokolwiek, a napięcie
coś wzrastało. Nawet się nie zorientowałam, że pod nosem zaczęłam powtarzać jak
mantrę:
- Proszę.
Proszę. Proszę. Proszę.
Harry spojrzał
na mnie, a jego oczy lśniły. W jednej chwili z jego palców trysnęły ogniste
iskry. Oczy rozbłysły intensywnym, czerwonym kolorem. Mimo, że stałam kilka
dobrych metrów dalej czułam jakie ciepło bije od jego ciała. Ta odrobina śniegu
na suchej trawie w jego pobliżu od razu zniknęła, wyparowała.
- Do ciężarówki
z nim. - powiedział Wysłannik tak, jakby zupełnie nie był zaskoczony tym
widokiem. Harry jest obdarowany. Jego
oczy powróciły do poprzedniej, intensywnej zieleni. Iskry zniknęły, a nagły
brak ciepła zastąpił powiew chłodu. Podeszło do niego dwóch strażników i
złapali go za ręce.
- Numer 26. -
Harry został powoli ściągany ze sceny. Nie stawiał oporów. Był zupełnie
spokojny. Wiedział, że tak będzie.
Po moich
policzkach spłynęły łzy. Złapałam jeszcze jego spojrzenie gdy sama zostałam
popchnięta w stronę podestu. Stanęłam na środku. Strażnicy zatrzymali się z
Harrym zaciekawieni co mogę zrobić. Patrzył się na mnie. Chciałam wyciągnąć
rękę i sprawić, by posypał się śnieg, lecz nic się nie stało. Zamiast tego
odwróciłam się w stronę stawu, nabrałam powietrza do płuc i z całych sił
dmuchnęłam. Rozległ się trzask, całą powierzchnię wody pokryła gruba warstwa
lodu. Wokół stawu na źdźbłach trawy pojawił się szron, cała ziemia
zlodowaciała. Do moich uszu dobiegły zaskoczone westchnienia. Popatrzyłam na
swoje ręce i skierowałam je na wierzbę. W jednej chwili każda gałązka, cały
pień pokrył się lodem. Wyglądało to przepięknie, jakby drzewo zamknięte w
szkle. I w tym momencie zdałam sobie sprawę co zrobiłam. Spojrzałam z zastygłym
sercem na wszystkich po drugiej stronie brzegu. Ludzie mieli szeroko otwarte
oczy, rozwarte usta i patrzyli się na mnie z nie małym zaskoczeniem niektórzy z
przerażeniem. Nie dziwiłam im się, w tej właśnie chwili poczułam urazę do samej
siebie, bałam się tego co zrobiłam. Wystraszyłam się swoich możliwości. Teraz
natomiast z sercem dudniącym w mojej piersi spojrzałam na komisję. Kobieta
miała wysoko uniesione brwi w geście zaskoczenia. Mężczyźni mieli rozwarte usta
i wpatrywali się w lodowe drzewo, a główny strażnik patrzył się na mnie
groźnie.
- UCIEKAJ! - do
moich uszu dobiegł okrzyk Harry'ego. Przeniosłam na niego swój wzrok szukając
potwierdzenia, czy to on powiedział czy to tylko moja wyobraźnia lub instynkt
przetrwania.
- NATHALIE,
JUŻ! - wrzasnął, a ja wystraszona cofnęłam się o krok. Jeden Strażnik puścił
Harry'ego i biegł już w moją stronę. Tyle chłopakowi wystarczyło, by się
wyswobodzić. Uderzył z pięści w nos drugiego strażnika, a gdy ten się zatoczył,
podstawił mu nogę i się przewalił na ziemię. Odgłos kroków, które były blisko
ocuciły mnie. Spojrzałam na strażnika, ale był tylko jakieś dwa metry ode mnie.
Cofnęłam się o krok i uniosłam ręce w obronnym geście, ale zamiast tego...
pomiędzy mną a nim powstała cienka, lodowa ściana. Strażnik uderzył w nią, bo
nie zdążył wyhamować. Ściana rozbiła się.
- Łapać ich! -
krzyknął zdenerwowany główny Wysłannik. Harry podbiegł do mnie, złapał za rękę
i pociągnął za sobą. Ani na moment się nie zatrzymał, tylko przez chwilę
zwolnił, gdy na początku biegu potknęłam się o własne nogi. Słyszałam za nami
krzyki, wrzaski, rozkazy i odgłosy pościgu, ale z tego wszystkiego najbardziej
było słychać moje przyspieszone tętno przez bieg. Byliśmy już w połowie
zupełnie odkrytej, pustej przestrzeni pomiędzy wioską, a lasem i górami, która
podczas lata była wykorzystywana do siania zbóż.
- Przyspiesz! -
krzyknął Harry i pociągnął mnie mocniej do przodu. Nie wiem jakim cudem udało
mi się znaleźć jeszcze trochę energii, by przyspieszyć. Tuż obok mnie w ziemię
wbił się nóż. Wrzasnęłam wystraszona i jeszcze szybciej pobiegłam. Już prawie
dorównywałam Harry'emu, który cały czas mocno ściskał moją rękę.
- Już prawie
jesteśmy, w lesie się ukryjemy!
Kolejne ostre
narzędzie śmignęło nam pod nogami. Harry wciągnął powietrze przez zaciśnięte
zęby, ale nie zwolnił tempa. Już tylko kilka metrów dzieliło nas od ściany
lasu...
- Ah! -
krzyknęłam zaskoczona, gdy niebieskie pole magnetyczne podniosło nas do góry. Nie
mogłam się ruszyć.
- Cóż za hańba!
- rozległ się głos Wysłannika. Z trudnością przekręciłam głowę, by móc na niego
patrzeć.
- Nathalie.
Użyj. Mocy. - szepnął Harry oddzielnie każde słowo, bym na pewno zrozumiała.
Wysłannik nas nie usłyszał.
- Jakaż to
hańba dla waszej rodziny! Dla wioski! Uciekać, by nie przysłużyć się kraju?! To
zaszczyt umrzeć za naród! - ciągnął Wysłannik.
- Nie umieramy
za naród. Umieramy, bo nie jesteśmy wam potrzebni. - wycedził Harry.
- Akurat w
waszym przypadku. - przyznał obojętnie mężczyzna. Ta wiadomość rozbudziła we
mnie ogromną wściekłość. Umieramy bez powodu. To jest niesprawiedliwe.
- Skoro nie
jesteśmy wam potrzebni, to zostawcie nas w spokoju! - krzyknęłam zdenerwowana.
Nagły powiew chłodnego wiatru cofnął Wysłannika o krok.
- Oni są
niebezpieczni! Używają swoich mocy przeciw rodakom! Zabić ich! - zawołał do strażników.
Nie jest dobrze. Wcisną jeden guzik w urządzeniu i będzie po nas. W jednej
chwili pole magnetyczne zmieni się w kule prądu. Zginiemy od razu.
Moje ręce były
zablokowane. Nie mogłam nimi ruszyć nawet o centymetr. Co teraz? Harry patrzył
na mnie wzrokiem typu: "Dasz radę. Jesteś silna." Okey, rękami nie
można. Spróbujmy inaczej. Nabrałam powietrza do płuc i z całej siły dmuchnęłam.
Lodowaty powiew niestety ugrzązł w środku pola i nie wydostał się na
zewnątrz... ale kontury pola zaczęły zamarzać! Utworzyła się duża, lodowa kula,
w środku której byliśmy zamknięci. Pole magnetyczne się załamało i zniknęło bez
śladu. Mogłam się już swobodnie ruszać. No prawie swobodnie, bo jesteśmy
zamknięci w ogromnej kuli! Dotknęłam lodowej skorupy. Była idealna, przejrzysta
i gładka. Jak szkło. Mało się nie przewróciłam, gdy Harry ruszył kulą. Oh, już
wiem!
- Harry,
biegnij! - krzyknęłam napierając na lód. Ludzie na zewnątrz patrzyli na nas
zarazem z zdziwieniem, ale i podziwem. Zaczęliśmy toczyć kulą. Była ciężka, ale
jak się trochę rozpędziliśmy było lżej. W zasadzie to pędziliśmy tak szybko jak
samochody Wysłanników!
- Nie mogę
uwierzyć, że biegam w kuli jak chomik. - śmiał się Harry, a ja mu zawtórowałam.
- Harry...
- Co?
- A jak my się
zatrzymamy? - spytałam z nie małym przerażeniem wpatrując się w ścianę lasu,
która zbliżała się coraz szybciej.
- Cholera! -
zaklął rozumiejąc o co mi chodzi. Wrzasnęłam, gdy nogi mi się zaplątały i
upadłam. Zaczęłam się kręcić razem z kulą, uderzając co chwila o inne ściany i
przy okazji wytrącając Harry'ego z równowagi. Razem obijaliśmy się we wszystkie
możliwe strony świata. Gdyby to tak nie bolało powiedziałabym, że latam! Kula
wpadła już do lasu, nie wiem jakim cudem jeszcze na coś nie wpadliśmy…. Ale
przyprawiająca o mdłości przejażdżka skończyła się wraz z momentem, gdy lód
roztrzaskał się o drzewo.
- Nathalie? -
po krótkiej ciszy i bezwładnego leżenia na skutej lodem ziemi, usłyszałam przepełniony bólem głos Harry'ego.
- Hm? -
mruknęłam i ostrożnie, poruszając stopami i dłońmi, sprawdzałam czy mogę
jeszcze na nie liczyć. Czułam niejednego siniaka, byłam całą obolała, ale
złamanego chyba nic nie miałam.
- Żyjesz? -
zapytał i powoli podniósł się z ziemi do pozycji siedzącej.
- Chyba tak,
skoro jeszcze czuję ten ból. - skrzywiłam się lekko, gdy spróbowałam wstać.
Plecy bolą mnie strasznie, bo to właśnie one uderzyły o drzewo.
- Wiesz co? -
zadał kolejne pytanie i spojrzał na mnie.
- Co? - kolejna
już próba wstania powiodła się.
- Udało nam
się. - zaczął się śmiać i chichotać - Naprawdę nam się udało! I do tego żyjemy!
- Harry, dobrze
się czujesz? - sama zaczęłam chichotać, gdy ten odstawiał swój taniec
szczęścia. Chłopak tylko śmiał się dalej, uniósł mnie i zaczął kręcić się wraz
ze mną wokół własnej osi krzycząc, że jesteśmy wolni. A ja co? A ja jak ta
wariatka piszczałam, śmiałam się i cieszyłam wraz z nim nie zważając na obolałe
ciało.
- Musimy
uciekać jak najdalej stąd. – spoważniałam, gdy oboje opadliśmy na śnieg i było
słychać przez chwilę tylko nasze przyspieszone oddechy.
- Wiem. Już
teraz?
- Im szybciej
tym lepiej. - wzruszyłam ramionami i podniosłam się.
- Jesteś
niesamowita. - powiedział Harry po pięciu minutach marszu.
- Co? -
zamrugałam zaskoczona jego nagłym komplementem i popatrzyłam na niego.
- To co
zrobiłaś było... wow. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. - wyjaśnił.
- Oh... ja też.
Nie wiem jak to zrobiłam. - wyznałam.
- To chyba jest
w twoich dłoniach i oddechu. Pokaż. - chwycił mnie za dłoń i zaczął ją oglądać
delikatnie.
- Łaskoczesz. -
zaśmiałam się gdy przejechał ostrożnie palcem po liniach na mojej dłoni.
- Patrz, wydaje
mi się, że kiedy wyprostujesz rękę, to... - stanął za mną i delikatnie
wyciągnął przede mnie nasze dłonie. Podtrzymywał mój łokieć jedną ręką, drugą
ułożył na mojej talii. Zniżył się do mojego wzrostu tak, że jego twarz
znajdowała się tuż obok mojego ucha. Czułam jego ciepły oddech na szyi.
Wyprostowałam palce, a z dłoni wystrzelił lodowy pocisk.
- Wow... -
westchnęłam zafascynowana swoim darem.
- Wiesz, teraz
nawet jesteś nieco zimniejsza w dotyku. - zachichotał i lekko odwrócił się w
moją stronę, a ja uczyniłam to samo. Teraz nasze twarze znajdowały się tylko
centymetry od siebie. Spojrzałam mu w oczy. Iskrzyły się zielenią wiosennych
liści. Chłopak spojrzał na moje usta, a ja nie mogłam się powstrzymać, by zerknąć
na jego. Są pełne, malinowe... Harry zwilżył
je językiem. On chyba robi to specjalnie... Wróciłam wzrokiem do jego oczu i
złapałam jego spojrzenie. Przez chwilę tak na siebie patrzyliśmy po czym
zaczęliśmy się do siebie jeszcze bardziej zbliżać, aż wreszcie nasze usta złączyły
się w delikatnym pocałunku.
W tej sekundzie
czułam, że z nim u boku mogę wszystko. Nawet przeciwstawić się całemu światu.
Naszemu światu. I dokładnie to zrobimy.
______________________________________________________
Cześć miski! ♥
Jak obiecałam- część 2 już jest :)Bardzo się cieszę, że się tak spodobało! Wystraszyłam się, że mnie o plagiat zwyzywacie czy coś, a tu proszę! Dziękuję za każdy miły i cudowny komentarz :)
Tak więc w opowiadaniu jest #Happy_End bo jakżeby inaczej xd Co prawda zupełnie to się nie zgadza z tym moim snem, bo tam najpierw zamknęli i zabili Harry'ego, a potem ja zrozpaczona rzuciłam się na tych morderców no i zabili i mnie :/ Ale tak jak już pewnie zauważyliście jestem raczej radosną osobą i staram się takie też pisać imaginy, no bo hej! Tyle jest zła i smutku na świecie, że trzeba sobie jakoś poprawić humor, prawda? :)
Tak więc miło by mi było niezmiernie gdybym mogła znowuż przeczytać Wasze komentarze na temat tej części :D Proooszę, komentujcie^^
A teraz mam do Was ogroooomną prośbę! Moglibyście zagłosować >>>TUTAJ<<< na moje drugie opowiadanie, które zostało zgłoszone do bloga miesiąca? PROSZĘ, TO MOJA PIERWSZA NOMINACJA I TO BARDZO DUŻO DLA MNIE ZNACZY :) Jesteście wspaniali, dziękuję za wszystko!
Dobranoc ♥
Nicol <3
Jakie piękne zakończenie! A te moce - bomba! Ja też tak chcem :D No co tu dużo pisać, jak się ma taki talent, to aż słów brak na opisanie go :)
OdpowiedzUsuńGłosowałam już i można tylko raz O.o ale spokojnie mobilizuję siły na facebooku, będzie dobrze ;)
jeszcze to wygrasz :D
Świetne! A nie chciałabyś może pisać tego dalej czy coś? Np. tak jak było w Igrzyskach Smierci żeby sprzeciwiali się Wysłannikom i uratowali kraj?
OdpowiedzUsuńWtedy to byłby już plagiat :/ Nie chcę kopiować IŚ, a poza tym obawiam się, że nie potrafiłabym pisać dalej tego opowiadania. Ten fragment mi podpasywał, ale boję się, że z kolejnymi częściami bym sobie nie poradziła :( Ale jeśli wpadnie mi coś do głowy, to może dopiszę jeszcze jakąś część :D
UsuńDziękuję za miłe słowa <3
Hej, zostałaś nominowana do Liebster Award
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na hate-or-love-cath-story.blogspot.com
Jejku cudowny <3 <3 Ale strasznie mi szkoda tamtych osób :c Tych co pewnie zabili :c No nic czekam na kolejne imaginy ;3
OdpowiedzUsuń