sobota, 5 lipca 2014

#80 Igrzyska śmierci w krainie lodu Część 2

Igrzyska śmierci w krainie lodu cz. 2

- Hm, dobrze. W takim razie proszę zaprowadzić chłopaka do ciężarówki i tam dokonać egzekucji. Na dziewczynie również. - stwierdził przewodniczący Wysłanników. Zaraz co? Egzekucji?
- To moje dziecko! Nie! - z tłumu wypadła rozhisteryzowana kobieta, która zaraz została uciszona przez strażników przybyłych wraz z Wysłannikami.
- O rany, oni chcą nas zabić! - wystraszyłam się.
- To koniec. - Harry spuścił głowę.
- Oh, Harry, mamy jeszcze... szansę. Może nie jesteśmy specjalnymi?
- Ja jestem. Na pewno. Dwa lata wcześniej zabrali moją siostrę. Moja mama też jest obdarowana, ale się ukrywa. - pokręcił głową - Byłem na to przygotowany.
- Ale... Nie, wszystko będzie dobrze. Na pewno. - złapałam go za rękę. Popatrzył się na mnie z politowaniem.
- Tak.
- Mówię serio, nic ci się nie stanie. Musisz żyć. - zacisnęłam mocniej swoje palce wokół jego dłoni.
- Nathalie, wiedziałem od początku. Naprawdę, nic się nie stało.
- Nawet tak nie mów! Chcesz się poddać?! Nie pozwolę! Nie możesz zginąć z rąk tych morderców i bezduszników! - zdenerwowałam się. Nie wiem czemu tak bardzo mi na tym zależy. Po prostu go bardzo polubiłam.
- A co zrobisz? Nie można nic zrobić.
- Jak możesz być tak spokojny?!
- Jak? Od dwóch lat wiem co mnie czeka. Z czasem można się do tego przygotować.
Nie mogłam pojąć jego słów. Nie mogłam też znaleźć własnych, by coś odpowiedzieć. W końcu poddałam się i rozmyślałam jak może się czuć.
- Numer 20! - czas mijał szybko. Za szybko. Jeszcze pięć osób i moja kolej. Zaczęłam wierzyć Harry'emu, że może być obdarowanym. Jest... inny. Wyjątkowy. To musi coś znaczyć.
- Numer 22. - powiedział znudzonym głosem Wysłannik, gdy kolejny siedemnastolatek zaprezentował śnieg padający z ręki. Co? Kiedy minął 21? O matko, nie chcę. Boję się. Lecz nie o siebie, tylko o Harry'ego. Ja jestem zupełnie zwykła, nudna. Ale on... Jego intensywne, zielone oczy. Brązowe loki teraz delikatnie opadające na czoło.
- 23!
- Dobrze się czujesz? - jakby zza ściany dotarł do mnie głos Harry'ego. Pochylał się lekko ku mnie. - Wyglądasz tak, jakbyś miała za chwilę upaść.
- To tylko stres. - wymamrotałam.
- Spokojnie. - uśmiechnął się lekko i chwycił moją rękę umieszczając ją tak, bym mogła podtrzymywać się o jego ramię. Odetchnęłam z ulgą, gdyż nogi miałam jak z waty. Owinęłam dłoń wokół jego przedramienia w zdenerwowaniu, gdy na podest weszła dziewczyna z numerem 24. Harry pogładził mnie delikatnie po ręce w geście uspokojenia, a ja tylko mocniej zacisnęłam palce na jego skórze. Zdałam sobie sprawę, że w ten sposób moje ciało pokazuje, że nie chce, aby on odchodził. Moje serce też nie chciało. Rozum podpowiadał, żebym nie robiła głupot, że może się nam oberwać. Jednak przeczucie było o wiele silniejsze niż zdrowy rozsądek. Zawsze słuchałam głosu serca. Nie często było to dla mnie korzystne, ale nie miałam poczucia winy, że zrobiłam coś nie tak. Serce lepiej wie, takie jest moje zdanie.
- Numer 25!
- Dasz radę sama? - Harry zwrócił się do mnie.
- Numer 25, szybciej. - głos Wysłannika był zniecierpliwiony, lecz Harry spokojnie oczekiwał na moją odpowiedź. Pokiwałam lekko głową, gdyż głos uwiązł mi w gardle. Powoli, niechętnie puściłam go. Harry miał trochę zaniepokojony wzrok, ale ze względu na mnie. Chwiałam się lekko na nogach, ręce mi się trzęsły.
- Nie mamy całego dnia, no już!
Po tych słowach poszedł na drewniane podwyższenie zaraz nad brzegiem stawu. Kiedy stanął na jego środku zapadła kompletna cisza. Ja w głowie powtarzałam tylko jedno słowo: "Proszę". Wszyscy oczekiwali jakiegoś ruchu, czegokolwiek, a napięcie coś wzrastało. Nawet się nie zorientowałam, że pod nosem zaczęłam powtarzać jak mantrę:
- Proszę. Proszę. Proszę. Proszę.
Harry spojrzał na mnie, a jego oczy lśniły. W jednej chwili z jego palców trysnęły ogniste iskry. Oczy rozbłysły intensywnym, czerwonym kolorem. Mimo, że stałam kilka dobrych metrów dalej czułam jakie ciepło bije od jego ciała. Ta odrobina śniegu na suchej trawie w jego pobliżu od razu zniknęła, wyparowała.
- Do ciężarówki z nim. - powiedział Wysłannik tak, jakby zupełnie nie był zaskoczony tym widokiem. Harry jest obdarowany.  Jego oczy powróciły do poprzedniej, intensywnej zieleni. Iskry zniknęły, a nagły brak ciepła zastąpił powiew chłodu. Podeszło do niego dwóch strażników i złapali go za ręce.
- Numer 26. - Harry został powoli ściągany ze sceny. Nie stawiał oporów. Był zupełnie spokojny. Wiedział, że tak będzie.
Po moich policzkach spłynęły łzy. Złapałam jeszcze jego spojrzenie gdy sama zostałam popchnięta w stronę podestu. Stanęłam na środku. Strażnicy zatrzymali się z Harrym zaciekawieni co mogę zrobić. Patrzył się na mnie. Chciałam wyciągnąć rękę i sprawić, by posypał się śnieg, lecz nic się nie stało. Zamiast tego odwróciłam się w stronę stawu, nabrałam powietrza do płuc i z całych sił dmuchnęłam. Rozległ się trzask, całą powierzchnię wody pokryła gruba warstwa lodu. Wokół stawu na źdźbłach trawy pojawił się szron, cała ziemia zlodowaciała. Do moich uszu dobiegły zaskoczone westchnienia. Popatrzyłam na swoje ręce i skierowałam je na wierzbę. W jednej chwili każda gałązka, cały pień pokrył się lodem. Wyglądało to przepięknie, jakby drzewo zamknięte w szkle. I w tym momencie zdałam sobie sprawę co zrobiłam. Spojrzałam z zastygłym sercem na wszystkich po drugiej stronie brzegu. Ludzie mieli szeroko otwarte oczy, rozwarte usta i patrzyli się na mnie z nie małym zaskoczeniem niektórzy z przerażeniem. Nie dziwiłam im się, w tej właśnie chwili poczułam urazę do samej siebie, bałam się tego co zrobiłam. Wystraszyłam się swoich możliwości. Teraz natomiast z sercem dudniącym w mojej piersi spojrzałam na komisję. Kobieta miała wysoko uniesione brwi w geście zaskoczenia. Mężczyźni mieli rozwarte usta i wpatrywali się w lodowe drzewo, a główny strażnik patrzył się na mnie groźnie.
- UCIEKAJ! - do moich uszu dobiegł okrzyk Harry'ego. Przeniosłam na niego swój wzrok szukając potwierdzenia, czy to on powiedział czy to tylko moja wyobraźnia lub instynkt przetrwania.
- NATHALIE, JUŻ! - wrzasnął, a ja wystraszona cofnęłam się o krok. Jeden Strażnik puścił Harry'ego i biegł już w moją stronę. Tyle chłopakowi wystarczyło, by się wyswobodzić. Uderzył z pięści w nos drugiego strażnika, a gdy ten się zatoczył, podstawił mu nogę i się przewalił na ziemię. Odgłos kroków, które były blisko ocuciły mnie. Spojrzałam na strażnika, ale był tylko jakieś dwa metry ode mnie. Cofnęłam się o krok i uniosłam ręce w obronnym geście, ale zamiast tego... pomiędzy mną a nim powstała cienka, lodowa ściana. Strażnik uderzył w nią, bo nie zdążył wyhamować. Ściana rozbiła się.
- Łapać ich! - krzyknął zdenerwowany główny Wysłannik. Harry podbiegł do mnie, złapał za rękę i pociągnął za sobą. Ani na moment się nie zatrzymał, tylko przez chwilę zwolnił, gdy na początku biegu potknęłam się o własne nogi. Słyszałam za nami krzyki, wrzaski, rozkazy i odgłosy pościgu, ale z tego wszystkiego najbardziej było słychać moje przyspieszone tętno przez bieg. Byliśmy już w połowie zupełnie odkrytej, pustej przestrzeni pomiędzy wioską, a lasem i górami, która podczas lata była wykorzystywana do siania zbóż.
- Przyspiesz! - krzyknął Harry i pociągnął mnie mocniej do przodu. Nie wiem jakim cudem udało mi się znaleźć jeszcze trochę energii, by przyspieszyć. Tuż obok mnie w ziemię wbił się nóż. Wrzasnęłam wystraszona i jeszcze szybciej pobiegłam. Już prawie dorównywałam Harry'emu, który cały czas mocno ściskał moją rękę.
- Już prawie jesteśmy, w lesie się ukryjemy!
Kolejne ostre narzędzie śmignęło nam pod nogami. Harry wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, ale nie zwolnił tempa. Już tylko kilka metrów dzieliło nas od ściany lasu...
- Ah! - krzyknęłam zaskoczona, gdy niebieskie pole magnetyczne podniosło nas do góry. Nie mogłam się ruszyć.
- Cóż za hańba! - rozległ się głos Wysłannika. Z trudnością przekręciłam głowę, by móc na niego patrzeć.
- Nathalie. Użyj. Mocy. - szepnął Harry oddzielnie każde słowo, bym na pewno zrozumiała. Wysłannik nas nie usłyszał.
- Jakaż to hańba dla waszej rodziny! Dla wioski! Uciekać, by nie przysłużyć się kraju?! To zaszczyt umrzeć za naród! - ciągnął Wysłannik.
- Nie umieramy za naród. Umieramy, bo nie jesteśmy wam potrzebni. - wycedził Harry.
- Akurat w waszym przypadku. - przyznał obojętnie mężczyzna. Ta wiadomość rozbudziła we mnie ogromną wściekłość. Umieramy bez powodu. To jest niesprawiedliwe.
- Skoro nie jesteśmy wam potrzebni, to zostawcie nas w spokoju! - krzyknęłam zdenerwowana. Nagły powiew chłodnego wiatru cofnął Wysłannika o krok.
- Oni są niebezpieczni! Używają swoich mocy przeciw rodakom! Zabić ich! - zawołał do strażników. Nie jest dobrze. Wcisną jeden guzik w urządzeniu i będzie po nas. W jednej chwili pole magnetyczne zmieni się w kule prądu. Zginiemy od razu.
Moje ręce były zablokowane. Nie mogłam nimi ruszyć nawet o centymetr. Co teraz? Harry patrzył na mnie wzrokiem typu: "Dasz radę. Jesteś silna." Okey, rękami nie można. Spróbujmy inaczej. Nabrałam powietrza do płuc i z całej siły dmuchnęłam. Lodowaty powiew niestety ugrzązł w środku pola i nie wydostał się na zewnątrz... ale kontury pola zaczęły zamarzać! Utworzyła się duża, lodowa kula, w środku której byliśmy zamknięci. Pole magnetyczne się załamało i zniknęło bez śladu. Mogłam się już swobodnie ruszać. No prawie swobodnie, bo jesteśmy zamknięci w ogromnej kuli! Dotknęłam lodowej skorupy. Była idealna, przejrzysta i gładka. Jak szkło. Mało się nie przewróciłam, gdy Harry ruszył kulą. Oh, już wiem!
- Harry, biegnij! - krzyknęłam napierając na lód. Ludzie na zewnątrz patrzyli na nas zarazem z zdziwieniem, ale i podziwem. Zaczęliśmy toczyć kulą. Była ciężka, ale jak się trochę rozpędziliśmy było lżej. W zasadzie to pędziliśmy tak szybko jak samochody Wysłanników!
- Nie mogę uwierzyć, że biegam w kuli jak chomik. - śmiał się Harry, a ja mu zawtórowałam.
- Harry...
- Co?
- A jak my się zatrzymamy? - spytałam z nie małym przerażeniem wpatrując się w ścianę lasu, która zbliżała się coraz szybciej.
- Cholera! - zaklął rozumiejąc o co mi chodzi. Wrzasnęłam, gdy nogi mi się zaplątały i upadłam. Zaczęłam się kręcić razem z kulą, uderzając co chwila o inne ściany i przy okazji wytrącając Harry'ego z równowagi. Razem obijaliśmy się we wszystkie możliwe strony świata. Gdyby to tak nie bolało powiedziałabym, że latam! Kula wpadła już do lasu, nie wiem jakim cudem jeszcze na coś nie wpadliśmy…. Ale przyprawiająca o mdłości przejażdżka skończyła się wraz z momentem, gdy lód roztrzaskał się o drzewo.
- Nathalie? - po krótkiej ciszy i bezwładnego leżenia na skutej lodem ziemi,  usłyszałam przepełniony bólem głos Harry'ego.
- Hm? - mruknęłam i ostrożnie, poruszając stopami i dłońmi, sprawdzałam czy mogę jeszcze na nie liczyć. Czułam niejednego siniaka, byłam całą obolała, ale złamanego chyba nic nie miałam.
- Żyjesz? - zapytał i powoli podniósł się z ziemi do pozycji siedzącej.
- Chyba tak, skoro jeszcze czuję ten ból. - skrzywiłam się lekko, gdy spróbowałam wstać. Plecy bolą mnie strasznie, bo to właśnie one uderzyły o drzewo.
- Wiesz co? - zadał kolejne pytanie i spojrzał na mnie.
- Co? - kolejna już próba wstania powiodła się.
- Udało nam się. - zaczął się śmiać i chichotać - Naprawdę nam się udało! I do tego żyjemy!
- Harry, dobrze się czujesz? - sama zaczęłam chichotać, gdy ten odstawiał swój taniec szczęścia. Chłopak tylko śmiał się dalej, uniósł mnie i zaczął kręcić się wraz ze mną wokół własnej osi krzycząc, że jesteśmy wolni. A ja co? A ja jak ta wariatka piszczałam, śmiałam się i cieszyłam wraz z nim nie zważając na obolałe ciało.
- Musimy uciekać jak najdalej stąd. – spoważniałam, gdy oboje opadliśmy na śnieg i było słychać przez chwilę tylko nasze przyspieszone oddechy.
- Wiem. Już teraz?
- Im szybciej tym lepiej. - wzruszyłam ramionami i podniosłam się.
- Jesteś niesamowita. - powiedział Harry po pięciu minutach marszu.
- Co? - zamrugałam zaskoczona jego nagłym komplementem i popatrzyłam na niego.
- To co zrobiłaś było... wow. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. - wyjaśnił.
- Oh... ja też. Nie wiem jak to zrobiłam. - wyznałam.
- To chyba jest w twoich dłoniach i oddechu. Pokaż. - chwycił mnie za dłoń i zaczął ją oglądać delikatnie.
- Łaskoczesz. - zaśmiałam się gdy przejechał ostrożnie palcem po liniach na mojej dłoni.
- Patrz, wydaje mi się, że kiedy wyprostujesz rękę, to... - stanął za mną i delikatnie wyciągnął przede mnie nasze dłonie. Podtrzymywał mój łokieć jedną ręką, drugą ułożył na mojej talii. Zniżył się do mojego wzrostu tak, że jego twarz znajdowała się tuż obok mojego ucha. Czułam jego ciepły oddech na szyi. Wyprostowałam palce, a z dłoni wystrzelił lodowy pocisk.
- Wow... - westchnęłam zafascynowana swoim darem.
- Wiesz, teraz nawet jesteś nieco zimniejsza w dotyku. - zachichotał i lekko odwrócił się w moją stronę, a ja uczyniłam to samo. Teraz nasze twarze znajdowały się tylko centymetry od siebie. Spojrzałam mu w oczy. Iskrzyły się zielenią wiosennych liści. Chłopak spojrzał na moje usta, a ja nie mogłam się powstrzymać, by zerknąć na jego. Są pełne, malinowe...  Harry zwilżył je językiem. On chyba robi to specjalnie... Wróciłam wzrokiem do jego oczu i złapałam jego spojrzenie. Przez chwilę tak na siebie patrzyliśmy po czym zaczęliśmy się do siebie jeszcze bardziej zbliżać, aż wreszcie nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.
W tej sekundzie czułam, że z nim u boku mogę wszystko. Nawet przeciwstawić się całemu światu. Naszemu światu. I dokładnie to zrobimy.


KONIEC





______________________________________________________

Cześć miski! ♥

Jak obiecałam- część 2 już jest :)Bardzo się cieszę, że się tak spodobało! Wystraszyłam się, że mnie o plagiat zwyzywacie czy coś, a tu proszę! Dziękuję za każdy miły i cudowny komentarz :)

Tak więc w opowiadaniu jest #Happy_End bo jakżeby inaczej xd Co prawda zupełnie to się nie zgadza z tym moim snem, bo tam najpierw zamknęli i zabili Harry'ego, a potem ja zrozpaczona rzuciłam się na tych morderców no i zabili i mnie :/ Ale tak jak już pewnie zauważyliście jestem raczej radosną osobą i staram się takie też pisać imaginy, no bo hej! Tyle jest zła i smutku na świecie, że trzeba sobie jakoś poprawić humor, prawda? :)

Tak więc miło by mi było niezmiernie gdybym mogła znowuż przeczytać Wasze komentarze na temat tej części :D Proooszę, komentujcie^^

A teraz mam do Was ogroooomną prośbę! Moglibyście zagłosować >>>TUTAJ<<< na moje drugie opowiadanie, które zostało zgłoszone do bloga miesiąca? PROSZĘ, TO MOJA PIERWSZA NOMINACJA I TO BARDZO DUŻO DLA MNIE ZNACZY :) Jesteście wspaniali, dziękuję za wszystko!

Dobranoc ♥
Nicol <3

5 komentarzy:

  1. Jakie piękne zakończenie! A te moce - bomba! Ja też tak chcem :D No co tu dużo pisać, jak się ma taki talent, to aż słów brak na opisanie go :)
    Głosowałam już i można tylko raz O.o ale spokojnie mobilizuję siły na facebooku, będzie dobrze ;)
    jeszcze to wygrasz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! A nie chciałabyś może pisać tego dalej czy coś? Np. tak jak było w Igrzyskach Smierci żeby sprzeciwiali się Wysłannikom i uratowali kraj?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy to byłby już plagiat :/ Nie chcę kopiować IŚ, a poza tym obawiam się, że nie potrafiłabym pisać dalej tego opowiadania. Ten fragment mi podpasywał, ale boję się, że z kolejnymi częściami bym sobie nie poradziła :( Ale jeśli wpadnie mi coś do głowy, to może dopiszę jeszcze jakąś część :D

      Dziękuję za miłe słowa <3

      Usuń
  3. Hej, zostałaś nominowana do Liebster Award
    Więcej informacji na hate-or-love-cath-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku cudowny <3 <3 Ale strasznie mi szkoda tamtych osób :c Tych co pewnie zabili :c No nic czekam na kolejne imaginy ;3

    OdpowiedzUsuń