- Odwiedzimy
dom dziecka! – oznajmiłem podekscytowany i usiadłem, czekając na reakcję moich
przyjaciół.
- W sumie, czemu nie? – odezwał się
pierwszy Liam.
- Myślę, że może się udać, tylko Noemi jest
trochę mała i nie wiem czy takie dzieci też się odwiedza. – dodał Zayn.
- Coś się wymyśli. – odpowiedziałem trochę
zmartwiony tym, co przed chwilą powiedział. Miał rację, Noemi ma trochę ponad
trzy tygodnie, a takich dzieci raczej się nie odwiedza.
Cały dzień spędziliśmy na planowaniu wypadu
do domu dziecka, ale nie jednego, a kilku w naszym mieście. Zgodnie
stwierdziliśmy, że musimy wyjść ze studia nagraniowego do ludzi, a naszym
pierwszym celem były właśnie dzieci.
Po tygodniu mieliśmy załatwione wizyty w
dwunastu placówkach, a to i tak nie były jeszcze wszystkie. Byliśmy przerażeni
liczbą dzieci bez rodziców.
- Gdyby u mnie w rodzinie zdarzyła się
sytuacja, że jakieś dziecko zostałoby sierotą, na pewno postarałbym się żeby
nie trafiło do domu dziecka. To jest ostateczność… - smutno mamrotał pod nosem
Liam.
- Niektórzy nie mają wyboru. – westchnął
Niall.
- Tak… ale Noemi może mieć rodzinę, a oni
jej to uniemożliwiają! – powiedziałem pretensjonalnym tonem.
- Też tego nie rozumiem. – poklepał mnie po
ramieniu Liam.
- Wiesz, w sumie to rodzinę powinni tworzyć
mama i tata, a ty jesteś sam… - powiedział niepewny mojej reakcji Zayn.
- No tak, ale jestem ja, jest babcia – moja
mama, a prawdziwa mama obiecała, że wróci… - starałem sobie tłumaczyć.
- Właśnie! A jak wróci ta kobieta to
założycie rodzinę?! Lou, ty jej w ogóle nie znasz! – odezwał się Harry.
- Oj, Harry! Nie wiem… na pewno nie
zostawię tego tak jak jest teraz… - nie miałem zielonego pojęcia co będę robił
później, wiem co chcę teraz i do czego będę dążył mimo wszystko – do odzyskania
Noemi.
Kilka dni później
Nastąpił ten długo wyczekiwany dzień, w
którym planowaliśmy przyjść z całym zespołem do domu dziecka mojej małej
księżniczki. Od samego rana byłem podenerwowany i nie umiałem poskładać myśli w
spójną całość. W najprostszych czynnościach pomagała mi moja mama, która zawsze
dobrze wiedziała kiedy jej potrzebuję.
Gdy już znaleźliśmy się w budynku placówki,
załatwiliśmy potrzebne formalności i weszliśmy do sali pełnej dzieci. Wszystkie
były wesołe i roześmiane. Nic nie wskazywało na to, że znajdują się w ciężkiej
sytuacji. Chciało mi się płakać, kiedy wyobraziłem sobie wśród nich małą Noemi.
Ich radość była chwilowa, bo wynikała z naszej wizyty. Na co dzień na pewno nie
jest tak wesoło…
Dużo śpiewaliśmy i rozmawialiśmy z
podopiecznymi domu. Zrobiliśmy wspólnie mnóstwo zdjęć i naprawdę dobrze się
bawiliśmy. W pewnym momencie podszedłem do jednej z opiekunek i zapytałem, czy
mógłbym odwiedzić też te mniejsze dzieci. Starsza pani spojrzała na mnie spod
grubych szkieł okularów.
- Pan żartuje? – spytała o dziwo całkiem
poważnie.
- Nie. – odpowiedziałem lekko zmieszany.
- Nie wpuszczamy obcych do najmniejszych
dzieci. – zakomunikowała mi dość surowo.
- I nic nie da się z tym postanowieniem
zrobić? – uśmiechnąłem się najładniej jak umiałem, robiąc przy tym oczy szczeniaka.
- Nie. – zgasiła mnie całkiem, jednym
jedynym słowem.
- Ahhh… - donośnie westchnąłem, nie wiedząc
co jeszcze mam powiedzieć.
- Ma pan jeszcze jakieś życzenia? –
zapytała, wyraźnie ze mnie drwiąc.
- Nie. – odpowiedziałem, starając się
brzmieć tak, jakby to co przed chwilą usłyszałem nie zrobiło na mnie żadnego
wrażenia.
Czułem jak coś w środku rozsadza moje
serce, które w tym momencie było przepełnione żalem, złością, zawiedzeniem,
smutkiem i Noemi, którą darzyłem wielkim uczuciem miłości i chęcią pomocy mimo
wszystko. Wyszedłem na korytarz i oparłem się o ścianę, spuszczając głowę w
dół. Musiałem chwilę na spokojnie pomyśleć i ochłonąć.
Nie wiem jak długo trwałem w takiej
pozycji, ale gdy uniosłem wzrok znad swoich butów, ujrzałem młodą kobietę, która
przyglądała mi się zza rogu. Uśmiechnąłem się mimo woli na jej widok. Sprawiała
wrażenie takiej niewinnej i łagodnej. Jej uroda była wyjątkowa, ale ciężka do
opisania.
- Czy dobrze się pan czuje? – niepewnie
wyszła ze swojej kryjówki, widząc, że od dłuższej chwili przyglądam jej się.
- Chyba tak… - powiedziałem w zamyśleniu. –
To znaczy, tak, oczywiście! – musiało to brzmieć trochę komicznie, bo
dziewczyna zachichotała cicho.
- W takim razie nie przeszkadzam już
dłużej. – powiedziała, nadal się uśmiechając i zniknęła w innym korytarzu.
- Hej, poczekaj! – krzyknąłem za nią, gdy
tylko uświadomiłem sobie, że straciłem ją z oczu. Chyba muszę się poważnie
zastanowić nad wizytą u lekarza, bo moja umiejętność kontaktowania ze światem
staje się uciążliwie wolna. Mam nadzieję, że to da się wyleczyć…
Pobiegłem za nią, ale na szczęście daleko
nie musiałem szukać, bo odeszła dosłownie kilkanaście kroków.
- Jestem Louis, a ty? – podałem jej rękę.
- Alicia. – odwzajemniła gest, rumieniąc
się delikatnie.
- Miło mi. Pracujesz tutaj? – zapytałem,
zastanawiać się ile ona może mieć lat.
- Tak. Od kilku miesięcy zajmuję się
dziećmi, głównie małymi. – odpowiedziała bez zastanowienia.
- Och, to musi być trudne zadanie. –
stwierdziłem, przypominając sobie moje niezdarne zajmowanie się Nem.
- Czasem dzieciaczki dają popalić, ale
ogólnie są tak kochane, że to czysta przyjemność móc się nimi zajmować. –
powiedziała radośnie.
- Aaaa, rozumiem. Kochasz dzieci, co? –
stwierdziłem, patrząc na jej rozpromienioną twarz.
- Tak, nic na świecie nie jest tak
pocieszne jak one.
- Zgadzam się. – zaśmiałem się.
- Zależy ci na Noemi, prawda? – zapytała poważniej.
Zdziwiło mnie jej pytanie ale bez zastanowienia odpowiedziałem.
- Jak na nikim innym. Teraz tylko ona się
dla mnie liczy. Wiem, że nie jestem w stanie zapewnić jej pełnej rodziny, a
moje kompetencje w zajmowaniu się dziećmi są znikome, ale to chyba lepsze od
mieszkania w domu dziecka. Poza tym jest jeszcze coś… gdy jej matka mi ją
przekazała, powiedziała, że mam się nią zaopiekować do czasu gdy ona wróci. –
słowa same wychodziły z moich ust. Czułem, że mogę jej zaufać.
- Och, rozumiem… to bardzo ciężka sprawa. –
westchnęła, wyraźnie przejęta.
- Tak… ale nie poddam się. – uśmiechnąłem się,
patrząc w nieokreślony punkt przed sobą.
- Wiesz… chyba mogłabym ci pomóc zobaczyć
się z Noemi. – powiedziała niepewnie, rozglądając się, czy ktoś przypadkiem nie
podsłuchuje naszej rozmowy.
- Zabierzesz mnie do niej? – spytałem pełen
nadziei. Perspektywa zobaczenia mojej małej księżniczki spowodowała we mnie wielkie
podekscytowanie.
- Postaram się, ale musimy uważać, żeby
nikt nas nie zobaczył. – ostrzegła mnie. Widać było po jej wyrazie twarzy, że
nadal nie jest pewna czy to co robi jest dobre. W pewnym sensie narażała się i
mogła nawet zostać wyrzucona z pracy.
- Oczywiście. – starałem się być opanowany,
choć wewnątrz krzyczałem ze szczęścia.
- W takim razie chodźmy, zanim dojdzie do
nas, że to bez sensu. – zażartowała, chcąc się trochę rozluźnić.
Rozejrzała się po raz kolejny i żwawo
ruszyła przed siebie. Podążyłem za nią przyglądając się jej falującym blond
włosom. Jasne kosmyki na pierwszy rzut oka mogły wydawać się tlenione, ale
jestem prawie pewny, że to ich naturalny odcień. Z boku głowy dziewczyna miała
upleciony delikatny warkoczyk, który nadawał jej jeszcze więcej uroku.
Brakowało tylko świeżego kwiatka za uchem.
- Już jesteśmy. – poinformowała mnie Alicia,
wyrywając jednocześnie z głębokiej analizy jej włosów.
Zajrzałem do sali, w której znajdowało się
kilka małych łóżeczek. Niestety prawie wszystkie były zajęte. To takie smutne,
ze tyle małych dzieci nie ma rodziców lub były niechciane.
- Gdzie ona jest? – zapytałem, nie mogąc
dojrzeć wyraźnie dzieci. Były tak małe…
- Tam. – wskazała palcem. – Chodź,
wejdziemy do środka. – powiedziała cicho i otworzyła drzwi.
Powoli podeszliśmy do łóżeczka w którym
leżała moja kruszynka. Nie spała. Leżała spokojnie z rączką w buzi i patrzała
się na nas swoimi wielkimi prawie czarnymi tęczówkami. Alicia zaczęła do niej
mówić i dotknęła wolnej rączki dziewczynki, która od razu ją chwyciła. Wpatrywałem
się w Noemi starając się zapamiętać każdy szczegół jej buzi. Nie mogłem
uwierzyć, że tak bardzo zmieniła się w ciągu tych czterech tygodni.
- Myślisz, że mi się uda? – zapytałem,
nadal patrząc na niemowlę.
- Jestem pewna. – odpowiedziała Alicia. –
To jest twój przyszły tatuś, Noemi. Przywitaj się. – wyszeptała do dziecka i
spojrzała na mnie uśmiechnięta. Chwyciła moją rękę i połączyła ją z rączką
dziewczynki.
- Ona jest cudowna. – westchnąłem gładząc
delikatnie wierzch jej dłoni moim kciukiem.
Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki na
korytarzu. Ta osoba niewątpliwie zmierzała w naszym kierunku.
- O nie… - podniosłem się i spojrzałem na
Alicię.
- Pod łóżko! – powiedziała szybko.
- Ale… - nie dała mi dokończyć.
- Już! – wskazała miejsce częściowo
zasłonięte prześcieradłem.
Bez słowa zrobiłem to co powiedziała, a
dosłownie po dwóch sekundach drzwi się otworzyły i stanęła w nich przełożona
domu dziecka. Będą kłopoty…
***
Witajcie!
Na początku przepraszam za przydługą przerwę. Wiadomo…
nauka… i w ogóle… szkoda gadać :/ A poza tym złapał mnie brak weny. Jak ja
tego stanu nie lubię! I to jeszcze nie jest tak, że ja kompletnie nie wiem co
napisać, bo ogólny zarys mam, ale nie potrafię wejść w szczegóły z których
przede wszystkim składa się rozdział. Bardzo przepraszam za takie opóźnienie.
Wiecie, dopiero teraz doszło do mnie, że tak naprawdę to ten
imagin jest taki mało imaginowaty. To znaczy nie ma tam za bardzo w kogo się
wczuć. Chyba, że w Louisa i chłopaków, ale wiadomo, wolimy wyobrażać sobie
siebie w damskiej wersji [T.I.] xD, a takowej tu w sumie nie ma. Dlatego
wprowadzam nową postać (tadaaaammm xD because I’m happppppyyyy xD) – Alicię :)
Wydaje mi się fajną postacią (tak ją sobie wyobrażam, hi hi) Jak myślicie, czy
Lou i ona coś ten teges? xD A może Lou gdzieś w środku liczy na poznanie mamy
Noemi, hmmm? No, tego dowiecie się w czasie bliżej nieokreślonym :P (spokojnie,
ja też nie wiem kiedy xD) A tak wracając do Alicii, to może się tak nazywać? Po
prostu łatwiej mi tak pisać, a poza tym nadal nie wiem jak się potoczą sprawy i
naprawdę nie jestem w stanie określić kto oprócz Lou jest główną postacią
imagina (wybaczcie to niezdecydowanie z mojej strony).
A co do rozdziału jako całość, to jak myślicie, ujdzie? Starałam się jak mogłam, żeby wycisnąć z siebie cokolwiek i oto wynik. Jak sobie pomyślę, że minęły ponad dwa miesiące od ostatniego wpisu to kiepsko to wygląda, no ale niektórych rzeczy człowiek nie jest w stanie przeskoczyć.
Czy Wy też nie możecie doczekać się Świąt Bożego Narodzenia tak bardzo jak ja?! Jeszcze tylko 10 dni szkolnych i... wolność rządzi!!! nie wiem jak Wy, ale ja se robię 18 dni wolnego xD
Napisałabym coś jeszcze, ale jest 1:30 w nocy, a poza tym co za dużo to niezdrowo.
Ściskam Was najmocniej na świecie,
Wasza Ania :)