niedziela, 25 maja 2014

#77. Niall cz.1



- Aaa! – usłyszałam przeraźliwy krzyk kilkanaście metrów ode mnie. Amy?! Czy to moja siostra?! Gdzie ona jest? Przecież jeszcze przed chwilą była obok!
Rozejrzałam się wokół i z przerażeniem stwierdziłam, że nie ma jej nigdzie w pobliżu.
- Tylko nie to! Amy, gdzie jesteś?! – krzyczałam. W odpowiedzi usłyszałam kolejny wrzask mojej młodszej siostrzyczki. Muszę do niej iść – pomyślałam i już chciałam wyjść z domu, gdy ktoś skutecznie mi to uniemożliwił, chwytając mocno za rękę. Energicznie odwróciłam głowę i zobaczyłam Nialla, mojego najlepszego przyjaciela od… zawsze.
- [T.I.], nawet o tym nie myśl! Zabijesz się! – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Ja po nią pójdę. – dodał łagodniej.
- I myślisz, że ci pozwolę? Niall, to moja siostra. Dam sobie radę. – chciałam wyrwać się z uścisku jego ręki, ale on chwycił jeszcze mocniej.
- Proszę, obiecaj, że się stąd nie ruszysz, dopóki nie zrobi się bezpieczniej. [T.I.], zrób to dla mnie. Masz dla kogo żyć! – naciskał. Łzy bezradności popłynęły z moich oczu. Dlaczego? Dlaczego życie musi być tak ciężkie?
- Ty też masz. Dla mnie. – szepnęłam i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Bałam się, tak strasznie się bałam, że go stracę!
- Wrócę, nie martw się. – zapewnił i uśmiechnął się niewyraźnie, chcąc podnieść mnie trochę na duchu, ale to tylko przysporzyło mi więcej obaw.
Chłopak szybko ubrał grubą kamizelkę biorąc do ręki jakiś przedmiot. Odwrócił się w moją stronę i przez chwilę wpatrywał się w moje oczy, po czym niespodziewanie wpił się w moje usta. Zaskoczona oddałam pocałunek. Niestety równie szybko jak to zrobił, oddalił się.
- Kocham cię, [T.I.]. – powiedział na pożegnanie i wyszedł na ulicę przepełnioną niebezpieczeństwami.
Teraz mi to dopiero powiedział? Jak on mógł! Chociaż z drugiej strony wiedział co robi. Gdyby wyznał to wcześniej, to na pewno bym go nie puściła. To jest niesprawiedliwe! Problemem innych ludzi jest to, co kupić w markecie: czekoladę mleczną czy z orzechami? My natomiast o czekoladzie możemy sobie tylko pomarzyć! Na ulicach całego kraju trwa wojna. Tak, dobrze zrozumieliście, prawdziwa wojna. Niewinni ludzie giną, bo chcą być wolni. Ile bym dała, żeby to wszystko się skończyło!
Ostrożnie wyjrzałam za okno, które nie miało szyb od czasu, gdy zostały zbite przez armię wroga. Do dziś mam na ręce ślad po wbitym kawałku szkła.
Niestety widoczność na zewnątrz była bardzo utrudniona przez tumany kurzu, palące się przedmioty i przebiegających w panice ludzi. Zewsząd dochodziły krzyki i przeraźliwy płacz. Osunęłam się po ścianie i zaczęłam się modlić. Tylko to mi pozostało. Wierzę, że Bóg jest w stanie uratować moich najbliższych, wierzę w to z całego serca.
Po dziesięciu minutach nie wytrzymałam. Musiałam ich znaleźć. Teraz. Niall, wybacz – pomyślałam i opatulając się szczelniej podziurawionym swetrem wyszłam ze zrujnowanego domu. Powoli przesuwając się wzdłuż ścian kolejnych budynków, wyglądałam za moimi zgubami. Po kolejnych minutach, powoli traciłam nadzieję. A co jeśli ktoś ich porwał i wywiózł daleko stąd? Chyba bym tego nie przeżyła.
Nagle zobaczyłam znajomą sylwetkę skuloną w kącie. Wokół leżało kilku nieżywych ludzi. Starałam się nie patrzeć na ten przeraźliwy widok, ale musiałam być ostrożna i co chwila zerkałam pod nogi. Jak najszybciej dotarłam do, jak się później okazało, Nialla.
- Niall?! Co ci się stało? Gdzie Amy? Znalazłeś ją? Proszę powiedz coś! – starałam się być opanowana, ale cisnące się łzy i drżący głos jak najbardziej nie były oczekiwanym efektem.
Miałam być silna! Obiecałam to mamie i tacie! Obiecałam to Amy, a także Niallowi. Ale ja nie potrafię! To mnie przerasta…
- [T.I.] – szepnął słabo.
- Niall, chodźmy stąd, proszę! – uklękłam przy nim i przytuliłam się. Poczułam jak coś rusza się pode mną. Odsunęłam się i rozchyliłam lekko jego kamizelkę.
- Panie Boże, dzięki ci! – powiedziałam z radością (niespotykaną na co dzień) i wzięłam do rąk moją siostrzyczkę tuląca kota. - Amy, kruszynko! Czemu mi to robisz! Obiecaj, że nigdy już nie uciekniesz!
- Pseplasam – wychlipała – Kotek sie bal… - rozpłakała się.
- Ciii… - uspakajałam roztrzęsioną dziewczynkę. – Wszystko będzie dobrze… - co jak mówię? Nic nie będzie dobrze!
Spojrzałam w stronę wpół leżącego chłopaka. Nie wyglądał dobrze. Przyjrzałam się zaczerwienieniu na jego znoszonej koszuli.
- Tylko nie to! Niall, postrzelili cię? – zapytałam, przyglądając się ranie na jego brzuchu.
- To nic takiego… - powiedział z wielkim wysiłkiem.
- Wstań, tu jest niebezpiecznie. Pomogę ci. – zaczęłam podnosić przyjaciela.
- [T.I.]… ja dam radę sam… tylko chwilę odpocznę… momencik… - szeptał zamykając i otwierając co chwilę oczy.
- Musimy iść teraz! Proszę, chodź! – błagałam, dławiąc się przez łzy.
- [T.I.], nie plać – sepleniła Amy, uwieszona na moich ramionach.
- Przepraszam Amy, już nie będę. – zapewniłam dziewczynkę.
- Weź najpierw małą. Musi być bezpieczna. – wychrypiał.
- Dobrze, ale zaraz wrócę. – westchnęłam, jak mogłabym go nie posłuchać – w końcu ma rację. – Proszę, nie zasypiaj.
- Idź już. – machnął lekko ręką, ponaglając mnie.
Wzięłam Amy na barana i pobiegłam do domu. Postawiłam dziecko na podłodze i kazałam jej zostać. Sama zaś wróciłam do Nialla.
- Teraz twoja kolej. – powiedziałam i ponownie uklękłam przy chłopaku.
- Masz piękne oczy… - szepnął i uśmiechnął się.
- Kotku, nie czas na komplementy. Chodź! – pomogłam mu usiąść i oprzeć się o ścianę. Syknął cicho z bólu. – Chcesz wody? Przyniosłam ci trochę w… - przerwał mi.
- [T.I.], kładź się natychmiast! – powiedział nagle i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, podciął mi nogi, sprawiając, że natychmiast runęłam na ziemię.
- Co się stało? – zapytałam zdziwiona.
- Ciii… leż! – uciszył mnie i pomazał mi twarz, ręce i koszulkę swoja krwią.
Już chciałam coś powiedzieć, gdy usłyszałam zmierzającą w naszą stronę, grupę żołnierzy. Kątem oka zerknęłam na Nialla, który miał zamknięte oczy i spuszczoną głowę. W tej chwili zrozumiałam o co mu chodziło. Poszłam w jego ślady i również udawałam martwą.
Mężczyźni minęli nas, śmiejąc się i mówiąc coś w nieznanym mi języku. Gdy byłam pewna, że zniknęli za domami otworzyłam oczy i wstałam.
- Już sobie poszli. – wyszeptałam do ucha mojego przyjaciela. – Dziękuję.
Niall również otworzył oczy i rozejrzał się wokół. Potem jego wzrok wylądował na mnie. Uśmiechnęłam się i zaczęłam go podnosić. Stękał i krzywił się niemiłosiernie, ale dał radę i po chwili stał niepewnie na nogach. Następnie powoli, ale systematycznie zmierzaliśmy do schronienia. Było mi go tak strasznie żal. Chciałabym odjąć mu tego straszliwego bólu, ale nie jestem w stanie. Przechodzenie zdawało się trwać wieki. Oboje zestresowani rozglądaliśmy się niespokojnie, wyglądając ewentualnego niebezpieczeństwa, ale w końcu doszliśmy do celu. Położyłam nastolatka na czymś, co kiedyś było łóżkiem, ale teraz można by się tylko domyślać, że nim kiedyś faktycznie było.
Od razu podbiegła do nas Amy i wtuliła się we mnie.
- Amy, przynieś opatrunki, dobrze? – poprosiłam ją, a sama przygotowałam miskę z letnią wodą i ręczniki.
Niestety nie miałam w posiadaniu profesjonalnych, wysterylizowanych rzeczy i zamiast środków odkażających musiałam posłużyć się zwykła wodą, której jakość również podlegała wątpliwościom. Podeszłam z powrotem do rannego i przysiadłam na brzegu łóżka, kładąc miskę obok. Odebrałam od Amy wcześniej przygotowane opatrunki i rozłożyłam przed sobą. Spojrzałam na roztrzęsionego chłopaka. Jest coraz gorzej! Przyłożyłam rękę do jego spoconego czoła. Tak jak myślałam – miał gorączkę. Co chwila przechodziły go dreszcze. Okryłam go kocami i zabrałam się za oczyszczanie rany.
- Niall, teraz może trochę bardziej boleć. Muszę ci to przeczyścić. – zakomunikowałam mu, na co pokiwał lekko głową.
Mój wzrok na chwilę zatrzymał się na jego spierzchniętych ustach, które jeszcze jakiś czas temu dotykały moich, a teraz zaciśnięte były w jedną linię z bólu.
- Może się najpierw napijesz? – zapytałam.
- Nie, później. – odpowiedział podłamanym głosem.
- Dobrze. Mów mi kiedy mam przestać. – poprosiłam i zanim wzięłam się do pracy, poprosiłam Amy by poszła do innego pomieszczenia i pobawiła się tam.
Ostrożnie rozcięłam koszulę na brzuchu i odkryłam paskudną ranę po kuli. Chwyciłam za pierwszy kawałek materiału, zmoczyłam w wodzie i przyłożyłam do rany. Niall syknął z bólu i napiął mięśnie.
- Przepraszam, nie chciałam. – powiedziałam momentalnie.
- Nic się nie stało, rób swoje. – zapewnił mnie i uśmiechnął się blado.
- Może zawołam kogoś innego? Ja nie dam rady. – jęknęłam podłamana.
- Kogo? Żołnierzy? Oni ci nie pomogą. [T.I.], jesteś dzielną dziewczyną. Pamiętaj, ze to nie ciebie boli. – żartował, próbując mnie rozśmieszyć. Ach, cały on! Nic tylko by się wygłupiał. Ale to nie zabawa, to życie, wojna.
- Wiesz, mega zabawny jesteś! – powiedziałam i normalnie trzepnęłabym go, ale nie w tym momencie. Dopiero teraz poczułam, że faktycznie trochę się rozluźniłam. Niby taki zwyczajny chłopak z niego, ale jest szalenie inteligentny, a ja kocham tego szalonego człowieka.
- Tak, wiem. – uśmiechnął się głupkowato. Pokręciłam głową z rozbawieniem i wróciłam do swojego wcześniejszego zajęcia.
Nie obyło się bez krzyków i jęków, ale udało mi się jako tako oczyścić ranę.
- No, powiedzmy, że jest w miarę. Jak się czujesz? – zapytałam.
- Bywało lepiej. – westchnął.
- Napijesz się teraz? – zaproponowałam.
- Tak. – na jego słowo, nalałam do kubka wody. Podniosłam delikatnie jego głowę i usiadłam, kładąc ją sobie na kolanach. Powoli poiłam przyjaciela i patrzałam z bólem na jego słabe ciało.
W tym momencie nie było mowy o jakimkolwiek ruszaniu się stąd. Niall był wykończony, a ja nie byłam wystarczająco silna by przenieść go i Amy do punktu pomocy medycznej, o ile taki w ogóle istniał.
- Starczy, dziękuję [T.I.]. – powiedział.
Odłożyłam przedmiot na podłogę i głaskałam jego głowę, patrząc się przed siebie na ścianę. Robiło się późno. Muszę ich czymś nakarmić. W międzyczasie przyszła do nas moja mała pszczółka i również głaskała Nialla, próbując zrozumieć, co takiego interesującego widzę w tej ścianie.
- [T.I.], pamiętasz co ci powiedziałem przed wyjściem? – zapytał nagle chłopak. Myślałam, że śpi.
- Tak, jak mogłabym zapomnieć. – odpowiedziałam, mimowolnie uśmiechając się.
- A czy ty… - nie dałam mu dokończyć.
- Też cię kocham. – powiedziałam pogodnie i pocałowałam go. Niall przedłużył pocałunek.
Ten moment, był dla mnie prawdziwym oderwaniem od szarej rzeczywistości. Niestety powróciłam do niej szybko, bo Amy zaczęła skuczeć, że jest głodna.
- Muszę was na chwilę opuścić. Amy, zajmij się Niallem do mojego powrotu. – poleciłam siostrze.
- [T.I], nie idź daleko i uważaj na siebie. – powiedział chłopak, resztkami sił chwytając moją dłoń.
- Spokojnie, pójdę do tego opuszczonego sklepu kilkaset metrów dalej. Może tam jeszcze coś będzie. – wyjaśniłam i kolejny raz tego dnia wyszłam z domu na tę ponurą ulicę.
Muszę się sprężać – myślałam – nie mogę zostawiać na długo Amy i Nialla. A co jeśli coś im się stanie? Chyba bym sobie nie wybaczyła!
Szybkim krokiem przemierzałam kolejne metry, coraz bardziej przybliżając się do celu mojej wyprawy. Z bólem w sercu patrzałam na leżących na ziemi martwych ludzi. Należy im się pochówek, ale to jest zbyt niebezpieczne. Władze pod karą śmierci zabroniły tego. Dziwne, co nie? Tak, to wszystko jest dziwne i zarazem przerażające. Z drugiej strony, nawet jeśli bym chciała to i tak nie mam wystarczająco siły, a na pomoc sąsiadów nie ma co liczyć, bo jedni zginęli, drudzy uciekli, a jeszcze inni są tak zajęci swoimi sprawami, że mogliby nawet do mnie strzelić tylko po to by mieć chwilę spokoju. Także jesteśmy tu sami. No może nie wliczając straży przechadzającej się co chwila po drodze.
Jeszcze godzinę temu toczyła się tu prawdziwa walka, ale pod wieczór wszystko ucichło. Noc z pewnością nie jest sprzyjającą porą do strzelanin. Poza tym kiedyś ci ludzie muszą odpocząć. O świcie zapewne usłyszymy huk broni palnej. I tak codziennie od kilku miesięcy.
Nie wiem dlaczego jeszcze stąd nie uciekliśmy. Może dlatego, że nadal wierzyłam w powrót rodziców? Jednak moja nadzieja słabnie z każdym dniem. Gdyby Niall był zdrowy to może byśmy przemyśleli taką opcję, ale teraz liczy się tylko to by przeżyć. :D

***

Cześć!
Oto pierwsza część imaginu o Niallu. I jak? Spodziewałyście się takiej tematyki? Szczerze, sama się nie spodziewałam, że coś takiego mi wyjdzie. Jestem raczej optymistką, ale gdy to pisałam byłam pod dużym wpływem wydarzeń z Ukrainy.

 Mam nadzieję, że Wam się spodoba i napiszecie mi w komentarzach co o tym myślicie. Zgoda? :D

Jeszcze raz dziękuję Nicol! Jestem strasznie szczęśliwa, że mogę z Tobą prowadzić tego bloga.

Do napisania, 
Ania :)

czwartek, 22 maja 2014

Hej!

Witam!
Nazywam się Ania i będę współtworzyć tego cudownego bloga razem z Nicol. Jestem zaszczycona i przeszczęśliwa!!! To będzie super przygoda! Już się nie mogę doczekać co powiecie na temat mojej pierwszej części opowiadania... zdradzę Wam tylko, że będzie o Niallu :)
Będę musiała trochę ogarnąć ten system, bo u mnie jest odrobinkę inaczej, a ja w dodatku jestem noga z informatyki :D Aaa... może powiem jeszcze coś o sobie? Hmm... mam 16 lat i jestem w 3 gimnazjum, kocham sport i muzykę, lubię też tańczyć choć nie umiem (to świetna zabawa i nie przejmuję się tym co inni myślą o moich tańcach poplątańcach), śpiewam, gram na instrumentach, dużo gadam, jestem trochę nieogarnięta i dostaję głupawki kiedy biegam - to tak w skrócie xD Jeśli będziecie chciały jeszcze coś wiedzieć, to śmiało pytajcie.
Mam bloga http://fallinlovewithyou.blog.pl/ , na którym piszę o Justinie i Hope. Jeśli będziecie miały chwilkę i oczywiście ochotę, serdecznie zapraszam ;) Jejku... tak się cieszę, że sama nie wiem co miałam jeszcze napisać! No trudno, tak to jest jak się nie ogarnia własnych myśli :D Wybaczcie mi xD
Przede wszystkim chciałabym podziękować z całego serca Nicol, która mnie tu zaprosiła <3 Mam nadzieję, że się sprawdzę i nie zawiodę nikogo.
Do zobaczenia w następnym poście,
Ania :)
Buziaczki <3



piątek, 16 maja 2014

#76 Bezludna wyspa cz.5

Bezludna wyspa cz.5


- Boże... On cię ugryzł...- wyszeptałam przerażona. W głowie mi się zakręciło. -Harry, ten wąż cię ukąsił!
Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam?! Był taki blady...
- Postaw mnie. - rozkazałam. Chłopak niechętnie, ale wykonał moje polecenie.
- Jak się czujesz? Boli cię coś? Masz halucynacje? Może nie masz czucia w ręce?- potok słów wylewał się z moich ust, zanim zdążyłam jeszcze przemyśleć co mówię.
- [T.I.], spokojnie.
- Jak mam być spokojna?! Jesteśmy na bezludnej wyspie, bez jakiegokolwiek lekarstwa, antidotum... Może ten wąż był jadowity?! I co teraz?! - krzyczałam rozhisteryzowana. O mój Boże, o mój Boże... Co mam robić?
- Ty płaczesz? - zdziwił się i starł palcem łzę spływającą po moim policzku.
- No kurcze, a co mam robić?! Nie wiem jak się leczy ukąszenie węża. Nie wiem jak powinnam się zachować, nie wiem ile czasu minęło od ugryzienia i nie wiem ile ci go zostało... - łkałam. Wiem, że pewnie moje słowa mogły go dobić, w końcu powiedziałam, że umiera. Ale... ja po prostu się tak strasznie boję... Nie chcę żeby umierał. Nie chcę, żeby mnie opuszczał. Zakochałam się w nim. Już na początku, tylko nie chciałam się do tego przyznać. Nawet przed sobą.
- Nikt jeszcze za mną nie płakał. Przyjemne uczucie. - stwierdził.
- Serio?! Ja tu panikuję, a ty mówisz, że to przyjemne uczucie?! Ugh z resztą nieważne. Odkąd tu przybiegliśmy minęło może z... nie wiem... dziesięć minut?- zastanawiałam się.
- Najlepsze dziesięć minut w moim życiu. - uśmiechnął się łobuzersko. Czułam jak moje policzki się rozgrzewają do czerwoności. Dałam mu lekkiego kuksańca w bok. Jak on może w takiej chwili myśleć o tym co robiliśmy przez te dziesięć minut? Ohhh... ogarnij się [T.I.]. Pamiętaj, on umiera!
- Ej... Oglądałam kiedyś taki film przygodowy... Czy to prawda, że trzeba wyssać jad węża? Tak, tak! To musi być prawda, w sumie to nawet logiczne. Ok, dziesięć minut, jad się rozprzestrzenia w ciągu jakichś 30 minut po całym ciele... Ten gościu z filmu mówił, że najlepiej to zrobić w ciągu 15 od ukąszenia... - zaczęłam gorączkowo myśleć.
- Czekaj, co ty chcesz zrobić? - zapytał niepewnie. Położyłam mu ręce na ramionach i dałam mu do zrozumienia, żeby usiadł na piasku. Ja uklękłam zaraz przed nim.
- Trzeba wyssać jad. - powiedziałam stanowczo patrząc w jego roziskrzone oczy.
- Chyba żartujesz. To niebezpieczne. - pokręcił głową.
- Niebezpieczne? Niebezpieczne to jest ugryzienie węża! Harry, daj spokój. - wywróciłam oczami.
- No ale... - zawahał się.
- No co? Boisz się, czy jak? Taa pewnie zaboli, ale przynajmniej przeżyjesz, prawda?
- Nie o to chodzi. Nie chcę byś się struła jadem.
- Harry, czas... - jęknęłam przypominając sobie, że mamy tylko piętnaście minut.
- Ale...
- Proszę! Kurcze, chcę żebyś żył!
- No, a ty...
- HARRY, JAK SIE NIE ZAMKNIESZ, TO ZDZIELĘ CIĘ PATYKIEM PO GŁOWIE I KORZYSTAJĄC Z TWOJEJ NIEPRZYTOMNOŚCI, WYSSĘ TEN GŁUPI JAD!
- Ok, ok!
- Dotarło?
- Dotarło. - teraz to on wywrócił oczami.
- Mam tylko jedno pytanie.
- No?
- Jak to się, do cholery, robi? - zapytałam spanikowana. Powiedziałam coś śmiesznego? Bo on wybuchnął śmiechem.
- Harry! Czas! - upomniałam go.
- No już.- wziął oddech, by się uspokoić. - Musisz rozciąć skórę i wyssać jad z krwi.
- Okey... - starałam się opanować drżenie głosu. Boże, błagam, pomóż.
- Ja znajdę coś ostrego. - powiedział i szybko podbiegł po jakiś kamień. Nie powinien chodzić, wtedy szybciej płynie krew w żyłach i roznosi truciznę. Uhh, matko jak mam to zrobić? Przecież ja mdleję na widok krwi, a teraz mam ją dosłownie wyssać?
- Jestem. - powiedział. Zdjął przez głowę koszulkę. Moje serce zamarło. T.o. c.i.a.ł.o. T.e. t.a.t.u.a.ż.e. T.e m.i.ę.ś.n.i.e...
Ogar, [T.I.]!!!! Chłopak szybkim ruchem rozciął skórę na ramieniu. Zacisnął powieki w krótkim przypływie bólu, a potem już na spokojnie usiadł przede mną. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Co ja gadam, nie mogłam oddychać!
- Wszystko ok? - zaniepokoił się i położył dłoń na moim kolanie w pocieszającym geście. Lekko skinęłam głową. Głos ugrzązł mi w gardle. Podniosłam się na tyle, aby moja głowa była na wysokości jego ramienia. Krew ciekła cienką strużką po jego barku. Zapach krwi... Automatycznie zrobiło mi się słabo. Matko, [T.I.], dasz radę... Po prostu przestanę oddychać. Tak, tak będzie najlepiej. Wstrzymałam więc oddech i się pochyliłam.
- Pamiętaj tylko, aby od razu wypluć krew z jadem, bo inaczej sama się strujesz, ok? - zatrzymał mnie jeszcze. Jego twarz wykrzywiał grymas. Pokiwałam głową. Wzięłam szybki oddech. Teraz albo nigdy. Przyłożyłam usta do opuchniętego i rozciętego miejsca. Wpiłam się po czym od razu wyplułam ciecz z buzi na bok. Jeszcze raz to samo. I jeszcze. Harry zaciskał pięści, pewnie z powodu bólu. Było mi go strasznie szkoda... Kolejny raz wpiłam się w jego ramię. Pewnie pomyślicie sobie, że z każdym kolejnym razem było już łatwiej, ale myślicie się. Metaliczny smak krwi sprowadzał mnie na krawędź mojej świadomości. To dziwne, że jestem jeszcze przytomna, bo czułam, a raczej NIE czułam swoich nóg, kręciło mi się w głowie. Kolejne plucie krwią... Boże, właśnie się bawię w wampira! Na samą tą myśl zrobiło mi się... niewyobrażalnie słabo.
- Harry... ja zaraz... - wydukałam gdy zniknął mi obraz sprzed oczu. Leciałam do tyłu. I nie mogłam nic na to poradzić... Straciłam kontrolę nad moim ciałem. Jakbym spadała w dół, w niekończącą się otchłań. Przegrałam swoją walkę. A kosztem tego mógł być Harry.

*****
- Obudź się wreszcie... Proszę, no! - czułam jak zacieśnia się ucisk na mojej dłoni. Strasznie bolała mnie głowa... A w ustach ten metaliczny smak krwi. Od razu zrobiło mi się nie dobrze. Zmusiłam się aby otworzyć oczy. Zamrugałam raptownie, aby uzyskać lepszy obraz. Kiedy czarne plamy już znikły widziałam wszystko dokładnie. Harry siedział ze spuszczoną głową obok mnie i trzymał mnie za rękę. Lekko poruszyłam palcami, a on natychmiast się poderwał i na mnie spojrzał z uśmiechem.
- [T.I.]!!! Ty żyjesz! - zawołał radośnie i rzucił się na mnie.
- Jeśli mnie... nie udusisz...- wybełkotałam. Chłopak od razu się ode mnie odsunął i pomógł mi usiąść. Teraz jedyna myśl jaka mi chodziła po głowie to ta, czy się udało.
- Jak się czujesz? Ile byłam nieprzytomna? Udało się? - pytałam nawet jeśli moje pytania były pozbawione sensu.
- Po pierwsze, czuję się dobrze, po drugie, spałaś do wieczora, po trzecie, musiało się udać. - uśmiechnął się, a ja odetchnęłam z ulgą. Ujęłam jego twarz w dłonie i założyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Słodki. Czuły. Romantyczny.
- Wiesz... Chyba się w tobie zakochałam... - wydukałam. Nie śmiałam mu spojrzeć w oczy i czułam jak moje policzki oblewa gorąco.
- Chyba? - uniósł mój podbródek zmuszając bym na niego popatrzyła. Starał się być poważny, ale oczy mu się śmiały. Super. Po co to mówiłam?
- Jeśli „chyba”, to ja nie mogę powiedzieć, że się w tobie zakochałem, bo jeszcze zrozumiesz, że ty jednak nie i ja będę miał problem, bo ja się naprawdę w tobie zakochałem. - powiedział uśmiechając się. Odpowiedziałam mu tym samym gestem i przyciągnęłam go do siebie mocno. Ależ mi ulżyło! On też coś do mnie czuje, to jak cudowny sen! Spełnienie marzeń!
Harry wziął mnie na ręce i zakręcił się, a ja się śmiałam. To najpiękniejszy dzień mojego życia!
- Zakochałem się w tobie. - przystanął i spojrzał na mnie poważnie. Moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi.
- Ja w tobie też. - przestałam się śmiać, by być równie poważną co on.
Uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie.
- Postaw mnie. - zachichotałam. Chłopak spełnił moją prośbę i postawił mnie na nogi. Od stopy po całej nodze rozszedł się przeraźliwy ból. Był tak silny, że aż zakręciło mi się w głowie. Jęknęłam czując, że upadam. Totalnie mnie zamroczyło. Harry chwycił mnie w ostatniej chwili i delikatnie ułożył mnie na piasku.
- [T.I.], co ci jest? Boże, co się stało? - był bardzo zaniepokojony
- Noga... - jęknęłam z bólem. Harry od razu złapał za moją kostkę. Bolało, bolało strasznie. Kompletnie paraliżowało mi kończynę.
- Nie! Przestań! - wrzasnęłam gdy chłopak próbował zdjąć opatrunek z mojej stopy powodując falę agonii.
- Wybacz [T.I.]. - powiedział po czym szybkim ruchem zerwał materiał. Nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak wydzierałam. Darłam się na całe gardło z bólu. Harry trzymał mnie za rękę, pozwalał abym mu ściskała dłoń prawdopodobnie miażdżąc mu palce. Kiedy się trochę uspokoiłam, by móc logicznie myśleć, zauważyłam, że Harry jest bardzo blady, a smutne oczy mu lśniły.
- Co... - nie dokończyłam. Spojrzałam na swoją nogę. Nie wyglądało to najlepiej. W zasadzie to było źle. Bardzo źle. Rana ropiała i to mocno. Aż nie mogłam na to patrzeć.
- Cholera, zabrudziłam ranę, prawda? - skrzywiłam się.
- Tak. Trzeba to jak najszybciej przeczyścić. - powiedział. Nie sprzeciwiałam się, choć wiedziałam jak mocno będzie boleć.

****

- Harry... - wymamrotałam z trudem.
- Csiii... Jestem tu. - pogładził mnie po głowie. Cóż, nic dziwnego, że słabo mówiłam. Krzyczałam tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Mam złe przeczucia co do nogi, zwykle skaleczenie nie powinno tak boleć.
- Zimno mi... - wychrypiałam. Małe ognisko nie dawało za dużo ciepła, już lepszy efekt (i znacznie przyjemniejszy) dawały opiekuńcze ramiona Harry'ego.
- Chyba masz gorączkę... - zmarszczył czoło gdy kładł dłoń na moim czole. Gorączkę? Przecież mi zimno!
- Uh, [T.I.], tutaj taka gorączka jest strasznie niebezpieczna... Trzeba ją zbić. Czekaj, zaraz wracam. - powiedział i szybko wstał. Pobiegł w stronę ciemnego morza, zdjął koszulkę i zamoczył ją w wodzie. Wrócił do mnie i położył mi materiał na czole.
- B-b-będzie ci zimno. - zadygotałam.
- Wystarczy się do ciebie przytulić. Aż parzysz! - zachichotał i na powrót ułożył się obok mnie otulając ramionami.
- D-dziękuję. - powiedziałam widząc, że stara się mnie trochę rozbawić, ale jest równie przejęty co ja. Tylko, że w jego oczach widziałam jeszcze strach. Nie rozumiem dlaczego... Robiło mi się coraz zimniej, czułam, że zasypiam.
- Za co? To ja dziękuję, że pozwalasz się przytulić.
- Nie... Dziękuję za wszystko. Znowu. - przekręciłam głowę, by na niego spojrzeć.
- [T.I.]. Nie mów tak. - powiedział zdenerwowany.
- Jak? - zdziwiłam się.
- Jakbyś się ze mną żegnała.
- N-nie żegnam się. - znowu zadrżałam pod wpływem dreszczy, które przyszły nagle całe moje ciało. Ruch spowodował okropny ból nogi. Skrzywiłam się i jęknęłam cicho. Chłopak przytulił się do mnie mocniej.
Powieki robiły się coraz cięższe, gdy Harry ciągle głaskał mnie delikatnie po głowie. Nagle chłopak zamarł w bezruchu, a jego ciało się napięło. Zerknęłam na niego ledwo przytomnym wzrokiem.
- Słyszysz to? - zapytał.
- C-co? - wydukałam. Poderwał się i podbiegł do naszego ogniska. Wziął jeden z płonących gałęzi i nim machał krzycząc. Dopiero teraz usłyszałam szum. A raczej ryk. Ryk motorówki. Próbowałam się podnieść do pozycji siedzącej, ale paraliżujący ból mi to uniemożliwił. Dźwięki motorówki były coraz głośniejsze, a Harry krzyczał, że jesteśmy ocaleni. W końcu zobaczyłam światła, dziób małego statku ratowniczego i kolorowe kamizelki ludzi na nim. Uśmiechnęłam się tylko, nie miałam siły się ruszyć.
To była tylko kwestia czasu, gdy podeszli do mnie ludzie razem z Harrym, podnieśli mnie i zanieśli na łódź. Mimo euforii, którą czułam w środku, zaczęłam odpływać. Słyszałam tylko zaniepokojony głos Harry'ego i innych ludzi, urywki rozmów.
- Bardzo wysoka gorączka. (…)
- Ile? Byliście tam 5 dni? (…)
- To zakażenie. (…)
- Ona traci przytomność! (…)
- Dziwne, że jeszcze żyje. Taki ból! Prawie nie do zniesienia. (…)
- Zróbcie coś! (…)

Co chwila zasypiałam, potem budziłam się i znowu odpływałam. Stopa tak mnie bolała jakby ktoś przypalał mi ją ogniem. Ktoś cały czas ją dotykał, coś z nią robił. Chciałam mu powiedzieć, że to boli, ale nie miałam siły. Z moich ust wydobywały się tylko od czasu do czasu ciche jęki. Czy to już mój koniec?


C.d.n…

_________________________________________________________________

Hejka!

Wybaczcie mi tak długą nieobecność :( Nie będę Wam wciskać jakiś głupich usprawiedliwień, nie ma sensu. Bardzo przepraszam, że Was tak zaniedbałam, jest mi przykro, a nawet wstyd. Przepraszam.

Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest? Jak nie, to wcale się nie dziwię. Zawaliłam, wiem. Mimo to, pisanie tego rozdziału sporo czasu mnie kosztowało i trudu, bo zupełnie nie miałam pomysłu xd Ostatecznie mam dwa scenariusze: złe i dobre. A wybór należy do Was! W komentarzach możecie napisać jakie zakończenie tej historii chcielibyście przeczytać :) I bardzo by mi to ułatwiło pracę, bo ja naprawdę nie mam zielonego pojęcia xd Sercu bliżej mi Happy End, ale zawsze tak się kończą moje opowiadania, wiec pomyślałam, że może wolicie coś nowego?

Czekam na opinie i jeszcze raz przepraszam za tak długa nieobecność.

Całuję,
Nicol <3

P.S. Serdecznie zapraszam na tego bloga :) http://harrykochakotki.blogspot.com/