- Aaa! – usłyszałam przeraźliwy krzyk kilkanaście metrów ode
mnie. Amy?! Czy to moja siostra?! Gdzie ona jest? Przecież jeszcze przed chwilą
była obok!
Rozejrzałam się wokół i z przerażeniem stwierdziłam, że nie
ma jej nigdzie w pobliżu.
- Tylko nie to! Amy, gdzie jesteś?! – krzyczałam. W odpowiedzi
usłyszałam kolejny wrzask mojej młodszej siostrzyczki. Muszę do niej iść –
pomyślałam i już chciałam wyjść z domu, gdy ktoś skutecznie mi to uniemożliwił,
chwytając mocno za rękę. Energicznie odwróciłam głowę i zobaczyłam Nialla,
mojego najlepszego przyjaciela od… zawsze.
- [T.I.], nawet o tym nie myśl! Zabijesz się! – powiedział
głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Ja po nią pójdę. – dodał łagodniej.
- I myślisz, że ci pozwolę? Niall, to moja siostra. Dam sobie
radę. – chciałam wyrwać się z uścisku jego ręki, ale on chwycił jeszcze
mocniej.
- Proszę, obiecaj, że się stąd nie ruszysz, dopóki nie zrobi
się bezpieczniej. [T.I.], zrób to dla mnie. Masz dla kogo żyć! – naciskał. Łzy
bezradności popłynęły z moich oczu. Dlaczego? Dlaczego życie musi być tak
ciężkie?
- Ty też masz. Dla mnie. – szepnęłam i przytuliłam go
najmocniej jak potrafiłam. Bałam się, tak strasznie się bałam, że go stracę!
- Wrócę, nie martw się. – zapewnił i uśmiechnął się
niewyraźnie, chcąc podnieść mnie trochę na duchu, ale to tylko przysporzyło mi
więcej obaw.
Chłopak szybko ubrał grubą kamizelkę biorąc do ręki jakiś
przedmiot. Odwrócił się w moją stronę i przez chwilę wpatrywał się w moje oczy,
po czym niespodziewanie wpił się w moje usta. Zaskoczona oddałam pocałunek.
Niestety równie szybko jak to zrobił, oddalił się.
- Kocham cię, [T.I.]. – powiedział na pożegnanie i wyszedł na
ulicę przepełnioną niebezpieczeństwami.
Teraz mi to dopiero powiedział? Jak on mógł! Chociaż z
drugiej strony wiedział co robi. Gdyby wyznał to wcześniej, to na pewno bym go
nie puściła. To jest niesprawiedliwe! Problemem innych ludzi jest to, co kupić
w markecie: czekoladę mleczną czy z orzechami? My natomiast o czekoladzie
możemy sobie tylko pomarzyć! Na ulicach całego kraju trwa wojna. Tak, dobrze
zrozumieliście, prawdziwa wojna. Niewinni ludzie giną, bo chcą być wolni. Ile
bym dała, żeby to wszystko się skończyło!
Ostrożnie wyjrzałam za okno, które nie miało szyb od czasu,
gdy zostały zbite przez armię wroga. Do dziś mam na ręce ślad po wbitym kawałku
szkła.
Niestety widoczność na zewnątrz była bardzo utrudniona przez
tumany kurzu, palące się przedmioty i przebiegających w panice ludzi. Zewsząd
dochodziły krzyki i przeraźliwy płacz. Osunęłam się po ścianie i zaczęłam się
modlić. Tylko to mi pozostało. Wierzę, że Bóg jest w stanie uratować moich
najbliższych, wierzę w to z całego serca.
Po dziesięciu minutach nie wytrzymałam. Musiałam ich znaleźć.
Teraz. Niall, wybacz – pomyślałam i opatulając się szczelniej podziurawionym
swetrem wyszłam ze zrujnowanego domu. Powoli przesuwając się wzdłuż ścian
kolejnych budynków, wyglądałam za moimi zgubami. Po kolejnych minutach, powoli
traciłam nadzieję. A co jeśli ktoś ich porwał i wywiózł daleko stąd? Chyba bym
tego nie przeżyła.
Nagle zobaczyłam znajomą sylwetkę skuloną w kącie. Wokół
leżało kilku nieżywych ludzi. Starałam się nie patrzeć na ten przeraźliwy
widok, ale musiałam być ostrożna i co chwila zerkałam pod nogi. Jak najszybciej
dotarłam do, jak się później okazało, Nialla.
- Niall?! Co ci się stało? Gdzie Amy? Znalazłeś ją? Proszę
powiedz coś! – starałam się być opanowana, ale cisnące się łzy i drżący głos jak
najbardziej nie były oczekiwanym efektem.
Miałam być silna! Obiecałam to mamie i tacie! Obiecałam to
Amy, a także Niallowi. Ale ja nie potrafię! To mnie przerasta…
- [T.I.] – szepnął słabo.
- Niall, chodźmy stąd, proszę! – uklękłam przy nim i
przytuliłam się. Poczułam jak coś rusza się pode mną. Odsunęłam się i
rozchyliłam lekko jego kamizelkę.
- Panie Boże, dzięki ci! – powiedziałam z radością
(niespotykaną na co dzień) i wzięłam do rąk moją siostrzyczkę tuląca kota. -
Amy, kruszynko! Czemu mi to robisz! Obiecaj, że nigdy już nie uciekniesz!
- Pseplasam – wychlipała – Kotek sie bal… - rozpłakała się.
- Ciii… - uspakajałam roztrzęsioną dziewczynkę. – Wszystko
będzie dobrze… - co jak mówię? Nic nie będzie dobrze!
Spojrzałam w stronę wpół leżącego chłopaka. Nie wyglądał
dobrze. Przyjrzałam się zaczerwienieniu na jego znoszonej koszuli.
- Tylko nie to! Niall, postrzelili cię? – zapytałam,
przyglądając się ranie na jego brzuchu.
- To nic takiego… - powiedział z wielkim wysiłkiem.
- Wstań, tu jest niebezpiecznie. Pomogę ci. – zaczęłam
podnosić przyjaciela.
- [T.I.]… ja dam radę sam… tylko chwilę odpocznę… momencik… -
szeptał zamykając i otwierając co chwilę oczy.
- Musimy iść teraz! Proszę, chodź! – błagałam, dławiąc się
przez łzy.
- [T.I.], nie plać – sepleniła Amy, uwieszona na moich
ramionach.
- Przepraszam Amy, już nie będę. – zapewniłam dziewczynkę.
- Weź najpierw małą. Musi być bezpieczna. – wychrypiał.
- Dobrze, ale zaraz wrócę. – westchnęłam, jak mogłabym go nie
posłuchać – w końcu ma rację. – Proszę, nie zasypiaj.
- Idź już. – machnął lekko ręką, ponaglając mnie.
Wzięłam Amy na barana i pobiegłam do domu. Postawiłam dziecko
na podłodze i kazałam jej zostać. Sama zaś wróciłam do Nialla.
- Teraz twoja kolej. – powiedziałam i ponownie uklękłam przy
chłopaku.
- Masz piękne oczy… - szepnął i uśmiechnął się.
- Kotku, nie czas na komplementy. Chodź! – pomogłam mu usiąść
i oprzeć się o ścianę. Syknął cicho z bólu. – Chcesz wody? Przyniosłam ci
trochę w… - przerwał mi.
- [T.I.], kładź się natychmiast! – powiedział nagle i zanim
zdążyłam jakkolwiek zareagować, podciął mi nogi, sprawiając, że natychmiast
runęłam na ziemię.
- Co się stało? – zapytałam zdziwiona.
- Ciii… leż! – uciszył mnie i pomazał mi twarz, ręce i
koszulkę swoja krwią.
Już chciałam coś powiedzieć, gdy usłyszałam zmierzającą w
naszą stronę, grupę żołnierzy. Kątem oka zerknęłam na Nialla, który miał
zamknięte oczy i spuszczoną głowę. W tej chwili zrozumiałam o co mu chodziło.
Poszłam w jego ślady i również udawałam martwą.
Mężczyźni minęli nas, śmiejąc się i mówiąc coś w nieznanym mi
języku. Gdy byłam pewna, że zniknęli za domami otworzyłam oczy i wstałam.
- Już sobie poszli. – wyszeptałam do ucha mojego przyjaciela.
– Dziękuję.
Niall również otworzył oczy i rozejrzał się wokół. Potem jego
wzrok wylądował na mnie. Uśmiechnęłam się i zaczęłam go podnosić. Stękał i
krzywił się niemiłosiernie, ale dał radę i po chwili stał niepewnie na nogach.
Następnie powoli, ale systematycznie zmierzaliśmy do schronienia. Było mi go
tak strasznie żal. Chciałabym odjąć mu tego straszliwego bólu, ale nie jestem w
stanie. Przechodzenie zdawało się trwać wieki. Oboje zestresowani rozglądaliśmy
się niespokojnie, wyglądając ewentualnego niebezpieczeństwa, ale w końcu
doszliśmy do celu. Położyłam nastolatka na czymś, co kiedyś było łóżkiem, ale
teraz można by się tylko domyślać, że nim kiedyś faktycznie było.
Od razu podbiegła do nas Amy i wtuliła się we mnie.
- Amy, przynieś opatrunki, dobrze? – poprosiłam ją, a sama
przygotowałam miskę z letnią wodą i ręczniki.
Niestety nie miałam w posiadaniu profesjonalnych,
wysterylizowanych rzeczy i zamiast środków odkażających musiałam posłużyć się
zwykła wodą, której jakość również podlegała wątpliwościom. Podeszłam z
powrotem do rannego i przysiadłam na brzegu łóżka, kładąc miskę obok. Odebrałam
od Amy wcześniej przygotowane opatrunki i rozłożyłam przed sobą. Spojrzałam na
roztrzęsionego chłopaka. Jest coraz gorzej! Przyłożyłam rękę do jego spoconego
czoła. Tak jak myślałam – miał gorączkę. Co chwila przechodziły go dreszcze.
Okryłam go kocami i zabrałam się za oczyszczanie rany.
- Niall, teraz może trochę bardziej boleć. Muszę ci to
przeczyścić. – zakomunikowałam mu, na co pokiwał lekko głową.
Mój wzrok na chwilę zatrzymał się na jego spierzchniętych
ustach, które jeszcze jakiś czas temu dotykały moich, a teraz zaciśnięte były w
jedną linię z bólu.
- Może się najpierw napijesz? – zapytałam.
- Nie, później. – odpowiedział podłamanym głosem.
- Dobrze. Mów mi kiedy mam przestać. – poprosiłam i zanim
wzięłam się do pracy, poprosiłam Amy by poszła do innego pomieszczenia i
pobawiła się tam.
Ostrożnie rozcięłam koszulę na brzuchu i odkryłam paskudną
ranę po kuli. Chwyciłam za pierwszy kawałek materiału, zmoczyłam w wodzie i
przyłożyłam do rany. Niall syknął z bólu i napiął mięśnie.
- Przepraszam, nie chciałam. – powiedziałam momentalnie.
- Nic się nie stało, rób swoje. – zapewnił mnie i uśmiechnął
się blado.
- Może zawołam kogoś innego? Ja nie dam rady. – jęknęłam
podłamana.
- Kogo? Żołnierzy? Oni ci nie pomogą. [T.I.], jesteś dzielną
dziewczyną. Pamiętaj, ze to nie ciebie boli. – żartował, próbując mnie
rozśmieszyć. Ach, cały on! Nic tylko by się wygłupiał. Ale to nie zabawa, to
życie, wojna.
- Wiesz, mega zabawny jesteś! – powiedziałam i normalnie
trzepnęłabym go, ale nie w tym momencie. Dopiero teraz poczułam, że faktycznie
trochę się rozluźniłam. Niby taki zwyczajny chłopak z niego, ale jest szalenie
inteligentny, a ja kocham tego szalonego człowieka.
- Tak, wiem. – uśmiechnął się głupkowato. Pokręciłam głową z
rozbawieniem i wróciłam do swojego wcześniejszego zajęcia.
Nie obyło się bez krzyków i jęków, ale udało mi się jako tako
oczyścić ranę.
- No, powiedzmy, że jest w miarę. Jak się czujesz? – zapytałam.
- Bywało lepiej. – westchnął.
- Napijesz się teraz? – zaproponowałam.
- Tak. – na jego słowo, nalałam do kubka wody. Podniosłam
delikatnie jego głowę i usiadłam, kładąc ją sobie na kolanach. Powoli poiłam
przyjaciela i patrzałam z bólem na jego słabe ciało.
W tym momencie nie było mowy o jakimkolwiek ruszaniu się
stąd. Niall był wykończony, a ja nie byłam wystarczająco silna by przenieść go
i Amy do punktu pomocy medycznej, o ile taki w ogóle istniał.
- Starczy, dziękuję [T.I.]. – powiedział.
Odłożyłam przedmiot na podłogę i głaskałam jego głowę,
patrząc się przed siebie na ścianę. Robiło się późno. Muszę ich czymś nakarmić.
W międzyczasie przyszła do nas moja mała pszczółka i również głaskała Nialla,
próbując zrozumieć, co takiego interesującego widzę w tej ścianie.
- [T.I.], pamiętasz co ci powiedziałem przed wyjściem? –
zapytał nagle chłopak. Myślałam, że śpi.
- Tak, jak mogłabym zapomnieć. – odpowiedziałam, mimowolnie
uśmiechając się.
- A czy ty… - nie dałam mu dokończyć.
- Też cię kocham. – powiedziałam pogodnie i pocałowałam go.
Niall przedłużył pocałunek.
Ten moment, był dla mnie prawdziwym oderwaniem od szarej
rzeczywistości. Niestety powróciłam do niej szybko, bo Amy zaczęła skuczeć, że
jest głodna.
- Muszę was na chwilę opuścić. Amy, zajmij się Niallem do
mojego powrotu. – poleciłam siostrze.
- [T.I], nie idź daleko i uważaj na siebie. – powiedział
chłopak, resztkami sił chwytając moją dłoń.
- Spokojnie, pójdę do tego opuszczonego sklepu kilkaset
metrów dalej. Może tam jeszcze coś będzie. – wyjaśniłam i kolejny raz tego dnia
wyszłam z domu na tę ponurą ulicę.
Muszę się sprężać – myślałam – nie mogę zostawiać na długo
Amy i Nialla. A co jeśli coś im się stanie? Chyba bym sobie nie wybaczyła!
Szybkim krokiem przemierzałam kolejne metry, coraz bardziej
przybliżając się do celu mojej wyprawy. Z bólem w sercu patrzałam na leżących
na ziemi martwych ludzi. Należy im się pochówek, ale to jest zbyt
niebezpieczne. Władze pod karą śmierci zabroniły tego. Dziwne, co nie? Tak, to
wszystko jest dziwne i zarazem przerażające. Z drugiej strony, nawet jeśli bym
chciała to i tak nie mam wystarczająco siły, a na pomoc sąsiadów nie ma co liczyć,
bo jedni zginęli, drudzy uciekli, a jeszcze inni są tak zajęci swoimi sprawami,
że mogliby nawet do mnie strzelić tylko po to by mieć chwilę spokoju. Także jesteśmy
tu sami. No może nie wliczając straży przechadzającej się co chwila po drodze.
Jeszcze godzinę temu toczyła się tu prawdziwa walka, ale pod
wieczór wszystko ucichło. Noc z pewnością nie jest sprzyjającą porą do strzelanin.
Poza tym kiedyś ci ludzie muszą odpocząć. O świcie zapewne usłyszymy huk broni
palnej. I tak codziennie od kilku miesięcy.
Nie wiem dlaczego jeszcze stąd nie uciekliśmy. Może dlatego,
że nadal wierzyłam w powrót rodziców? Jednak moja nadzieja słabnie z każdym
dniem. Gdyby Niall był zdrowy to może byśmy przemyśleli taką opcję, ale teraz
liczy się tylko to by przeżyć. :D
***
Cześć!
Oto pierwsza część imaginu o Niallu. I jak? Spodziewałyście się takiej tematyki? Szczerze, sama się nie spodziewałam, że coś takiego mi wyjdzie. Jestem raczej optymistką, ale gdy to pisałam byłam pod dużym wpływem wydarzeń z Ukrainy.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i napiszecie mi w komentarzach co o tym myślicie. Zgoda? :D
Jeszcze raz dziękuję Nicol! Jestem strasznie szczęśliwa, że mogę z Tobą prowadzić tego bloga.
Do napisania,
Ania :)