Bezludna
Wyspa cz. 6
-
Kochanie? [T.I.]? Ona się chyba budzi! - do moich uszu dobiegł czyjś głos.
Czułam, że ktoś trzyma mocno moją rękę. Nie chciało mi się otwierać oczu, tak
dobrze mi się spało...
-
Proszę pani? Słyszy mnie pani? - teraz przemówił inny głos. Zmusiłam się do
otworzenia oczu. Były trochę sklejone. Mocne światło mnie nieco oślepiło, ale
po chwili przyzwyczaiłam się do niego. Nade mną stały trzy osoby. Za rękę
trzymała mnie mama, była cała zapłakana. Po drugiej stronie łóżka stał tata, a
obok jakiś mężczyzna w białym fartuchu.
-
Jak się czujesz? - mama od razu zadała mi to pytanie, na co lekarz skarcił ją
wzrokiem.
-
Proszę pani, jak się pani czuje? - przemówił. Chciałam odpowiedzieć, ale z moim
ust wydobył się bliżej nie określony dźwięk.
-
Chce pani wody? - zapytał podając mi szklankę z czerwoną słomką. Pokiwałam
głową. Chłodna ciecz ocuciła mnie. W gardle nie było już tak wielkiej guli i
nie miałam sucho w ustach.
-
Dziękuję. - powiedziałam. Tak, było zdecydowanie lepiej.
-
Kochanie, tak się martwiliśmy! Nie! Umieraliśmy ze strachu! Tak się bałam, że
cię straciłam... - mama zaczęła płakać i mocno mnie przytuliła. Zaraz dołączył
się też tata.
-
Jest w porządku. - spróbowałam ich uspokoić.
-
Pani [T.I.], muszę panią poinformować o skutkach operacji, którą pani przeszła.
- przerwał ciszę lekarz, gdy tuliłam się do rodziców.
-
Jakiej operacji? - zdziwiłam się.
-
Miała pani bardzo groźne skaleczenie, w które wdało się zakażenie. Ponieważ
pani była nieprzytomna i mogło być tylko gorzej, od razu operowaliśmy za zgodą
pani rodziców.
Jak
na zawołanie przypomniałam sobie o nodze. Nie czułam teraz tego potwornego
bólu. W zasadzie... nic nie czułam. W ogóle nie czułam nogi!
-
O matko... - wydukałam myśląc o najgorszym.
-
Zabieg przeszedł pozytywnie. Mieliśmy problemy w czasie operacji, ale na
szczęście jest wszystko w porządku.
-
Pani serce zatrzymało się na parę sekund. - powiedział prosto z mostu, za co
został ukarany groźnym spojrzeniem matki - Ale szybko przystąpiliśmy do masażu
serca i udało nam się panią przywrócić. Reszta operacji przebiegła bez żadnych
problemów.
Wow...
Kolejny raz w tym tygodniu byłam jedną nogą po tamtej stronie! Hm, możliwe, że
pobiłam jakieś rekordy.
-
Cz-czyli co z moją nogą? - nie wiem, czy chcę słyszeć odpowiedź.
-
Nie musieliśmy jej amputować. Zakażenie było naprawdę groźne, ale udało się.
Najważniejsza jest teraz rehabilitacja. Przykro mi to mówić, ale na razie nie
może pani chodzić. Ma pani kategoryczny zakaz.
-
Na ile? - dopytywałam się.
-
Jakieś dwa tygodnie. Aż rana się trochę
zagoi i zdejmiemy szwy.
-
Kochanie, wszystko będzie dobrze. - mama mocniej ścisnęła moją rękę.
-
Najważniejsze jest, że już jesteś z nami. Naprawdę jestem pod wrażeniem jak
wykorzystałaś swoje umiejętności do przeżycia. Jestem z ciebie dumny. - tata
również złapał mnie za rękę.
-
Tak naprawdę byłoby ze mną bardzo kiepsko, gdyby nie... - dopiero sobie
przypomniałam! O matko! - HARRY! O rany, co z nim?! Gdzie on jest?! Coś się
stało?! O czym nie wiem?! Gdzie jest Harry?!
-
Kto? - mama zrobiła zdziwioną minę.
-
Harry! Mój Harry! - złapałam się za głowę w panice.
-
Ten chłopak co przyjechał razem z panią z wyspy? Proszę się uspokoić, to może
źle wpłynąć na pani zdrowie. - odezwał się lekarz.
-
Tak! - przytaknęłam zniecierpliwiona. Gdzie on jest? Chcę go zobaczyć!
Natychmiast!
-
Rodzina zabrała go do prywatnego
szpitala.
-
Co? Ale czemu? Coś nie tak z nim? - dopytywałam się.
-
Z tego co wiem, to był struty jadem węża. Ale szybko wykryto truciznę, to
działa tylko na jego korzyść. - powiedział.
-
Gdzie jest ten szpital? - spytałam od razu. Pojadę tam. Nic mnie nie zatrzyma.
-
W Londynie.
-
ŻE GDZIE?! - no chyba, że liczba mil... Oh, z Manchesteru do Londynu jest
jakieś pięć godzin drogi w najlepszym wypadku!
-
Tamten szpital specjalizuje się w odtruwaniu, jego stan był dosyć poważny. Miał
wielkie szczęście, że się pozbył większości jadu. Nadal nie wiem jak mu się to
udało. Myślę, że będzie z nim w porządku, to naprawdę dobry szpital. A przy tym
jaki drogi. - zaśmiał się przy ostatnim zdaniu - Cóż, bogatemu tylko lepiej.
Popatrzyłam
na niego nic nie rozumiejąc. Wszystkie informacje wirowały w mojej głowie
niczym tornado.
-
No, to w końcu Harry Styles.
-
Kto? - mój tata zupełnie nie wiedział o kogo chodzi.
- Harry Styles. Z One
Direction. Moje córki uwielbiają ten
zespół. - po raz kolejny zaśmiał się lekarz.
Harry. Styles. Z. One.
Direction. I po raz pierwszy w życiu
jestem na siebie zła za nie oglądanie telewizji czy siedzenie w internecie. O
One Direction słyszałam, oczywiście. Trudno o nich nie słyszeć w UK. Ale nigdy
im się specjalnie nie przyglądałam. Dla mnie całym światem są książki,
uwielbiam czytać i to zajmuje mój praktycznie cały czas. Nie przepadam za tv. W
internecie też nie przebywam za dużo. Laptopa używam raczej do odrabiania pracy
domowej i zamawianiu więcej książek...
-
Muszę iść, pacjenci czekają. Pielęgniarka przyjdzie by wykonać jeszcze badania
kontrolne. - poinformował mnie doktor i opuścił salę.
-
Jak się czujesz? - mama po raz kolejny zadała mi to pytanie.
-
Okey, głowa mnie trochę boli. - wzruszyłam ramionami.
-
Przynieść ci coś? Jesteś głodna? Chce ci się pić? A może coś na tą głowę? -
zasypała mnie pytaniami.
-
Kochanie, spokojnie. - tata położył mamie dłoń na ramieniu.
-
Oh, tak się bałam. - mama się rozpłakała.
-
Mamo, nie płacz, bo ja też będę płakać. - załkałam czując już łzy na
policzkach. Wszyscy razem przytuliliśmy się mocno raz jeszcze.
-
Państwo musicie już wyjść. Córka musi odpocząć przed badaniami. - pielęgniarka
pojawiła się w pokoju.
-
Dobrze, będziemy na korytarzu. - mama mocno ścisnęła mnie za rękę. Wyglądała na
bardzo zmęczoną. Miała głębokie wory pod oczami i chyba nawet parę nowych zmarszczek,
których nie pamiętam.
-
Mamo, ty też musisz odpocząć. - powiedziałam jej gdy zaczęła wstawać. Znając
ją, pewnie była cały czas w szpitalu, gdy byłam nieprzytomna.
-
W torbie przy łóżku masz poduszkę, dodatkowy koc, jakąś książkę, telefon,
słuchawki i parę innych rzeczy. - uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek.
-
Kochamy cię mocno, odpoczywaj. - tata pocałował mnie w czubek głowy. I wyszli
machając mi jeszcze.
-
Boli cię głowa? - pielęgniarka podeszła do pikającego urządzenia i zaczęła coś
zapisywać w notesie.
-
Tak. - przytaknęłam dotykając skroni jedną ręką.
-
Podam ci coś przeciwbólowego. - uśmiechnęła się i zaczęła majstrować przy
kroplówce. Gdy skończyła wyszła bez słowa. Zapowiada się naprawdę ciężki czas w
moim życiu. Harry to Harry Styles. Czy z nim wszystko w porządku? Czy
wyzdrowieje? Czy uda mi się z nim skontaktować? Czy... on nadal mnie lubi? Może
tam, na wyspie, tak mówił tylko dlatego, że nie było nikogo innego?
Wow,
mocny ten lek przeciwbólowy... Ostatnią rzeczą jaką widziałam zanim odpłynęłam
była uśmiechnięta twarz chłopaka o kręconych włosach.
*****
-
Dam radę sama. - powiedziałam tacie, gdy próbował pomóc mi z kulami. Usiadłam
na łóżku w moim pokoju i odłożyłam kule na bok. Tata pożegnał się ze mną, bo
musiał już wracać do pracy, urwał się tylko na chwilkę, by mnie przywieźć do
domu. Niedowiary... To już cały miesiąc i dopiero teraz jestem po raz pierwszy
w domu odkąd wróciłam do kraju. Cały miesiąc w szpitalu... Na dodatek te
okropne kule… Ugh, ręce mnie już tak bolą od nich, że chyba bardziej od nogi. Dobrze,
że szwy są już zdjęte i nie ma żadnych powikłań. Eh, jakoś nie mogę do końca
się tym cieszyć. Przez cały okres bycia w szpitalu nie dostałam ani jednej
wiadomości czy informacji o Harrym. W mojej sali telewizora nie było, a wi-fi
było płatne. A do tego wychodzi na to, że nie będę mogła jeszcze chodzić co
najmniej dwa tygodnie. To znaczy stawać na TEJ nodze.
-
Kochanie? Chodź, przenieś się na kanapę do salonu, zgoda? Muszę się tobą
nacieszyć. – mama uśmiechnęła się i pomogła mi wstać. Z niechęcią złapałam za
kule i poczłapałam jakoś do pokoju obok tylko na zdrowej nodze. Położyłam się
na kanapie, mama mnie szczelnie przykryła kocem i poprawiła poduszki, choć trzy
razy mówiłam, że jest w porządku.
-
Przyniosę ci coś do jedzenia, jesteś głodna? – zapytała od razu.
-
Nie za bardzo… - skrzywiłam się. Jedzenie w szpitalu było okropne, ale nie
mogłam nie jeść. Raz pielęgniarka siedziała przy mnie przez cały posiłek
sprawdzając czy wszystko zjadłam. To było straszne…
-
To może budyń?
-
Czekoladowy! – ucieszyłam się szczerze. O matko, jak ja dawno budyniu nie
jadłam! I to jeszcze mojej mamy… Ah!
-
Ależ oczywiście. – rodzicielka puściła mi oczko i skierowała się do kuchni.
-
Mamo! – zawołałam ją jeszcze – Czy mogłabyś mi włączyć telewizor? Nie sięgam do
pilota…
-
Jasne, skarbie. – podała mi szybko urządzenie i wyszła mamrocząc pod nosem: „Od
kiedy ona ogląda telewizję?”. Nie czekając ani chwili odpaliłam sprzęt i
znalazłam jakąś muzyczną stację. Niestety mówili tylko o nowym teledysku Taylor
Swift, co mnie zupełnie nie obchodziło. Szukałam dalej. Na muzycznych i
plotkarskich stacjach były tylko jakieś bzdety, nie to czego tak uporczywie
szukałam. Zawiedziona przełączyłam na wiadomości. Czuję się jakby mnie ominęło
parę lat, a nie tylko miesiąc. Tyle się dzieje na świecie…
Rozległ
się dzwonek sygnalizujący czyjeś przybycie. Chwyciłam już za rąbek koca, ale od
razu dobiegł mnie głos mamy:
-
Siedź, nie ruszaj się! Ja otworzę. – i zniknęła w korytarzu. Pewnie tata
zapomniał teczki albo jakichś dokumentów. Wsłuchałam się w głos reporterki,
która mówiła o jakiejś kolejnej bombie w Afganistanie.
-
[T. I.]? – ktoś wypowiedział niepewnie moje imię. Odwróciłam głowę i ujrzałam
swoją mamę, a zaraz obok wysokiego chłopaka w kapturze i czarnych okularach.
-
Masz gościa. – poinformowała mnie mama, jakbym jeszcze nie zajarzyła i opuściła
pomieszczenie.
Chłopak
zdjął okulary, a moim oczom ukazała się zieleń jego tęczówek.
-
Tęskniłem. – powiedział i podszedł bliżej. Na moich ustach rozkwitł ogromny
uśmiech. Mogłabym skakać ze szczęścia, gdyby nie to, że byłam przykuta do
łóżka. Chłopak w ekspresowym tempie znalazł się obok i się pochylił składając
na moich ustach na początku nieśmiały pocałunek, lecz gdy oddałam gest nieco
się rozluźnił.
-
Bałam się o ciebie. – wyszeptałam gdy oparł się czołem o moje i patrzyliśmy w
swoje oczy.
-
Ale teraz już wszystko będzie dobrze. Obiecuję. – przysiągł. A ja mu
uwierzyłam.
-THE END-
_________________________________________________________________
Tadaaaam!
A ten rozdział jest wyjątkowy, bo pisany 9- 11 kilometrów nad ziemią!!!!!! :O
Jak?
.
.
Bo w samolocie xd
Jak się podoba? Może być takie zakończenie? :) Chętnie poczytam Wasze opinie w komentarzach, o które serdecznie Was proszę ;*
No, w końcu Nicol coś dodała. Mam wyrzuty sumienia, że Ania cały czas utrzymuje tego bloga... To znaczy, nie to, żebym miała coś przeciwko, ona świetnie sobie daje radę, prawda? Jasne, że tak, wszyscy ją kochamy ♥ Mam wyrzuty sumienia, że ja tak rzadko coś dodaję :/ No, ale cóż... Jakoś nie idzie mi pisanie takich pojedynczych imaginów :(
Mam za to pomysł na takie małe fanfiction, co Wy na to? Czy wolicie krótkie, imaginy? Od razu mówię, nie specjalizuję się w takich "normalnych" opowiadaniach xd Chyba wolę fantasy :D Ale ten pomysł jest w miarę normalny, chyba jest odzwierciedleniem moich marzeń i planów na przyszłość ;)
Jakbyście chcieli lub byli zainteresowani, to ja z chęcią zabiorę się za spisywanie tego pomysłu. Co myślicie? Tylko ostrzegam uprzedzam, że będzie miała trochę tych rozdziałów xd
No nic, przesyłam całuski! Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku :)
Nicol <3