wtorek, 5 sierpnia 2014

#83 Louis cz.2



W mgnieniu oka znalazłem się na bardziej ruchliwej ulicy i wskoczyłem do taksówki stojącej na poboczu. Po drodze do domu przyglądałem się uważnie kruchej istocie leżącej na moich kolanach. Co teraz? Chyba powinienem odnaleźć jak najszybciej jej mamę. Jeśli zacznę poszukiwania od razu, to jest duże prawdopodobieństwo odnalezienia jej w krótkim czasie. Mała musi do niej wrócić.

***

Wszedłem do swojego mieszkania i położyłem śpiącą królewnę na kanapie. Wyprostowałem się i zacząłem głęboko zastanawiać się co ja mam robić z takim dzieciątkiem. Grzebałem w swojej głowie,  sięgając pamięcią do czasów, gdy miałem siostry w takim wieku, ale nic nie pamiętałem. Tylko gdzieniegdzie małe przebłyski pampersów i płaczu. O nie! Ona będzie płakać jak się obudzi! Przecież mnie nie zna! – w padłem w lekką panikę i obszedłem całą kuchnię w poszukiwaniu… nawet nie wiem czego. Z powrotem stanąłem nad niemowlakiem i chwyciłem się za głowę. Czemu to mnie trafiają się takie rzeczy?!  Dlaczego nie mogła tamtędy przechodzić pani z domu dziecka… właśnie! Tam ją oddam! Przynajmniej będzie miała odpowiednią opiekę. Klapnąłem na kanapę i odchyliłem głowę do tyłu. Niestety, mój ruch okazał się zbyt gwałtowny i już po chwili usłyszałem płacz. Zaczyna się…

***

- Ciii… nie płakuniaj… proszę!!! – od piętnastu minut próbuję uspokoić malucha, ale to na nic. Głowa mi już pęka, a sąsiedzi lada chwila przyjdą tu z taśmą klejącą. – O co ci chodzi? Jesteś głodna? – No tak! Pacnąłem się mentalnie w twarz. Że też wcześniej nie pomyślałem. Tylko co ona je? I jak ja mam się po to wybrać?

Długo myślałem, aż w końcu wpadłem na genialny pomysł – Niall! On mi pomoże!

- No, mała, nie płaczemy już. Zaraz zadzwonię do wujka Nialla i on ci przyniesie am am. – byłem z siebie taki dumny. W końcu wymyśliłem coś rozsądnego w sprawie tego dziecka.

- Hej Niall! Masz może chwilkę?

- Hej. No, tak. – odpowiedział. -  Lou, masz gości? – zapytał podejrzliwie.

- Nie, czemu pytasz? – udawałem zdziwienie.

- Bo gdzieś obok ciebie płacze dziecko. – nie dawał za wygraną.

- Ahh, no tak. Ja właśnie w tej sprawie… - nie wiedziałem jak mam mu to powiedzieć.

- Louis, w co tyś się wpakował? – brzmiał dość poważnie. Niall należy do ludzi, którzy od razu wiedzą, że coś jest nie tak.

- To długa historia… potem ci powiem. A teraz mam do ciebie olbrzymią prośbę. Czy mógłbyś kupić mi coś do jedzenia dla dwudniowego dziecka? – starałem się powiedzieć to naturalnie.

- Cooo?!  - zdołał jedynie powiedzieć.

- No… i jak byś mógł trochę szybciej, bo mi księżniczka zaraz wybuchnie… o matko, ale ona jest czerwona! – spojrzałem na rozpłakane niemowlę.

- Louis, nie wiem co kombinujesz, ale to się źle skończy.

- Nawet mi nie mów… serio wybuchnie?! – przeraziłem się.

- Coo?! Ty się dobrze czujesz?! – krzyknął.

- Ja?! To ona się drze jak opętana! – traciłem już cierpliwość.

- Dobra, nieważne. Zaraz będę. I weź zadzwoń po swoją mamę, bo coś czuję, że sami sobie nie damy rady… trzymaj tą swoją bombę. Na razie. – rozłączył się.

Mam w to mieszać mamę? W sumie jak nie ona, to kto ma mi pomóc? Przynajmniej ma doświadczenie…

- Noemi? Możesz odrobinę ciszej? Plisss… ja się nie umiem skupić w takim hałasie. – czułem się jakbym mówił do obrazu… a obraz… no właśnie… cały czas… się drze!

- Mamo? Przyjedziesz do mnie? – powiedziałem prosto z mostu, gdy tylko odebrała.

- Louiś? Co się stało, synuś? – ahh… tak za tym tęskniłem…

- Muszę zająć się dwudniowym dzieckiem. To taka nagła sytuacja i ja nie mam zielonego pojęcia jak. Pomożesz mi? – czułem jak głos mi się łamie.

- Oczywiście! Zaraz do ciebie przyjadę. Potrzebujesz czegoś? – zapytała zatroskana.

- Sam nie wiem. Jak przyjedziesz, to zobaczysz. – odpowiedziałem zrezygnowany.

- Dobrze. Już wychodzę. – w tym momencie usłyszałem jak drzwi mojego mieszkania się otwierają. Niall.

- Dzięki, jesteś kochana. – powiedziałem na koniec.

Odłożyłem telefon i z Noemi na rękach podszedłem do przyjaciela. Jego mina była bezcenna.

- Skąd je masz? – zapytał i pochylił się nad dzieciątkiem, uważnie mu się przyglądając.

- Opowiem ci wszystko jak ona się uspokoi. Masz to jedzenie? – naprawdę nie było sensu teraz to wszystko tłumaczyć.

- Tak, mam. Pani w aptece spojrzała na mnie jak na jakiegoś głąba, gdy o to spytałem, bo dzieci w takim wieku powinny być jeszcze w szpitalu z matką. A poza tym, one piją mleko. Nie mają na razie wygórowanych oczekiwań względem jadłospisu. – zaczął tłumaczyć. – Powiedziała mi jak to przygotować – pomachał mi przed twarzą pudełkiem z mlekiem w proszku – i dała butelkę. Kupiłem też smoczki, bo chyba ci się przydadzą.

- Dzięki, Niall. Jesteś niezastąpiony. – poczułem przypływ ulgi, mając już trochę większe pojęcie na ten temat.

- W to nie wątpię. – zaśmiał się. – Przygotuję butelkę. – ruszył w stronę kuchni.

- Pójdę z tobą, bo muszę się nauczyć. – podążyłem za nim.

5 minut później

- Gotowe! Teraz powinna się uspokoić. – Niall podał mi butelkę i razem usiedliśmy na kanapie.

- Pij mała. – powiedziałem delikatnie i przyłożyłem butelkę do dzieciątka.

Gdy zobaczyłem, że Noemi przyssała się do mleka, poczułem ogromną radość.

- Patrz, Niall, ona pije! – miałem wrażenie jakbym patrzył na ósmy cud świata.

- Widzę, widzę. – zaśmiał się pod nosem, równie ucieszony jak ja. – Zadzwoniłeś do mamy?

- Tak, już jedzie. – odprężyłem się.

To było takie cudowne, patrzeć jak malusieńkie dziecko leżące na moich rękach powoli zasypia, pijąc ciepłe mleko. W domu nastała cisza. Razem z Niallem przyglądaliśmy się tej kruszynce. Myślałem o jej matce i o tym co mi powiedziała. Musi upewnić się, że córka będzie bezpieczna… to znaczy, że ona ma kłopoty. Tylko jakie? Chyba nie z opieką nad dzieckiem, bo jestem w 100% pewny, że przed kimś uciekała. Czy oni ją dopadli? Chodziło im o dziecko, czy o nią? W jakim ona jest stanie? W prawdzie nie znam się na tym, ale 2 dni po porodzie chyba mało kto dobrze się czuje. Niestety, na żadne z tych pytań nie znam odpowiedzi i mam wrażenie, że szybko się nie dowiem.

***

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Mama! Już chciałem się poderwać, ale Niall mnie zatrzymał.

- Siedź! Ja pójdę. Jeszcze ją obudzisz, i co wtedy? – no tak, miał rację.

W oddali usłyszałem jak przyjaciel wita mamę w przedpokoju. No, chodźcie tu już! – niecierpliwiłem się. To ja zawsze byłem pierwszy w drzwiach.

- Witaj, synku. – powiedziała po cichu moja anielica i pocałowała mnie w policzek.

- Hej, mamo. Dobrze, że jesteś.

- Jejku, jaka ona jest śliczna! – zachwyciła się i usiadła obok. – No, to teraz mów jak to się stało.

- Ahhh… to było tak. Wracałem po próbie jedną z tych ciemnych ponurych uliczek. W pewnym momencie podbiegła do mnie dziewczyna i dała mi Noemi, mówiąc, że mam się nią zaopiekować do czasu, aż ona upewni się, że dziewczynka będzie bezpieczna. Jedyne co o niej wiem to, że urodziła się przedwczoraj i ma na imię Noemi. Potem dziewczyna odbiegła. Uciekała przed kimś, bo słyszałem jak jakaś grupa za nią podąża. Ja też uciekłem z dzieckiem, bo stanie w tym miejscu nie było dobrym pomysłem, szczególnie, że chyba jej szukają. – popatrzałem na śpiące niemowlę.

- Dobrze zrobiłeś, Lou. – Niall poklepał mnie po ramieniu.

- Jutro trzeba pójść z nią do lekarza, a potem zgłosić to na policję. – powiedziała mama. Ona jedyna trzeźwo myślała.

- Masz rację. A poza tym ja nie mogę się nią zajmować. Nie mam na to czasu i w dodatku w ogóle nie znam się na dzieciach. Jeszcze jej się coś przeze mnie stanie. Muszę ją oddać do domu dziecka albo gdzieś indziej. – myślałem na głos.

- Louis, nawet o tym nie myśl. Przecież ona tam nie będzie szczęśliwa, a poza tym obiecałeś coś tej dziewczynie. – oburzyła się.

- To co ja mam zrobić? Przecież ja ciągle wyjeżdżam. Całe dnie spędzam w studiach, na próbach, albo na koncertach. To się nie uda. Wtedy dopiero będzie nieszczęśliwa! Co to za ojciec, który nie ma czasu dla dziecka?! – dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałem. – To znaczy opiekun… - szybko sprostowałem. Chyba za bardzo się wczułem.

- Louis, proszę, nie gadaj głupot. Mówię ci, że dasz radę! Ja chyba najlepiej wiem do czego jesteś zdolny? – drążyła dalej.

- No, powiedzmy, że nawet dałbym sobie radę z opieką, ale co na to ludzie? Od razu będą gadać, że to moje dziecko i każdy wymyśli sobie inną teorię na to, skąd ono się u mnie wzięło. Potem prześledzą wszystkie dziewczyny z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia i będą robić wielkie dochodzenie. Nie, dziękuję. – myślałem realnie. Bo przecież dzieci nie biorą się z nikąd.

- Nie tym powinieneś sobie teraz zaprzątać głowę. A tak w ogóle, to od kiedy tak bardzo przejmujesz się opinią publiczną? – nie dawała za wygraną. Jednak miała rację. Najważniejsza jest w tym momencie Noemi i jej przyszłość, a przy mnie na pewno nic by jej nie groziło.

- To, co ja mam zrobić? – naprawdę nie wiedziałem.

- Ja na twoim miejscu zgłosiłabym całą sprawę na policję i niech szukają tej dziewczyny. Potem dałabym wniosek o adopcję Noemi. Na pewno ją dostaniesz. Wtedy mógłbyś z czystym sumieniem żyć z tym skarbem u boku. – popatrzała z miłością na dziewczynkę.

- Ahhh… chyba tak zrobię… - westchnąłem i popatrzałem na Nialla. Uśmiechał się od ucha do ucha.

Nastąpił moment ciszy, którą przerwał przyjaciel, mówiąc:

- No, to komu herbaty? – wstał z miejsca i rozejrzał się po nas.

- Poproszę. – odpowiedziała mama. Jej też humor dopisywał.

- Mi też zrób, jak możesz. – dodałem.

- Się robi! – zasalutował i ruszył do kuchni, stale podśpiewując: - Będę wujkiem, będę wujkiem… - Robił to specjalnie!
***
Dzień dobry, cześć i czołem! (pytacie, skąd się wziąłem?)
Dodaję tutaj dzisiaj drugą część Louisia.
U mnie super fajnie, idę spać na palmie.
Pytacie, jak to? Ja mówię: bo u mnie jeździ traktor.
Za głowę się łapiecie i ciągle się śmiejecie.
Ja mam frajdę wielką bo piszę jedną ręką.
Wymyślamy se rymy i dobrze się bawimy.
Idziemy na boisko, tam zrobimy disco! (i ognisko, bo jest blisko)
Koniec z żartowania, wyjaśniania czas się kłania.
TAAAADAAAMMM!!! 
Haha xD nie pytajcie, dlaczego to wymyśliłam i tu wstawiłam. (znowu rym -.- to przestaje być śmieszne, rymować już nie chcę!) Po prostu jestem trochę świrnięta (to przechodzi po świętach) :D Ale to takie fajne!
Mam pomysł! Niech każdy kto przeczyta ten wpis, wstawi komentarz w postaci rymu (może nie trzymać się kupy i nie mieć nic wspólnego z rozdziałem czy imaginem) ale będzie zabawa!!! Proszę, zróbcie to dla mnie! Bardzo chciałabym zobaczyć kto czyta moje wypociny i podziękować za wasz poświęcony na mnie czas. To dla mnie tak dużo znaczy! Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak każdy jeden komentarz na mnie działa. Potrafi nastawić mnie pozytywnie na caaałyyy dzień i chodzę potem taka dumna,  że pod moim postem są 3 komentarze :) cudowne uczucie <3 
Oczywiście jak nie umiecie nic wymyślić, to po prostu napiszcie co myślicie o imaginie (i moich walniętych pomysłach xD tak to jest jak się człowiekowi nudzi wieczorem...)
Tak więc, z niecierpliwością wyczekuję komentarzy i proszę, zaskoczcie mnie, jak wrócę za dwa tygodnie do domu :) to by było takie miłe z waszej strony <3
Do napisania,
Ania :D
p.s. Zapraszam na mojego drugiego bloga: Miłość cierpliwa jest gdzie również piszę opowiadanie. Może wam się spodoba?

6 komentarzy:

  1. Super imagin! Nie mam weny na rymy, ale już nie mogę się doczekać, aż dowiem się, kim jest ta matka Noemi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Maaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaatko !!!!!! U-W-I-E-L-B-I-A-M C-I-Ę !!!!
    Wybacz, że rymami nie walę, ale weny nie mam xD
    Ej no ja chcę już next <3
    kochammm <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że Ci się podoba :) to dla mnie bardzo dużo znaczy! dziękuję! <3

      Usuń
  3. Nie znam się na rymach. A co do imagina to jest super. Dopiero zaczęłam czytać, a już mi się spodobało. Weny życzę. :*

    OdpowiedzUsuń