Rozmawialiśmy do późna , ale trzeba było
się w końcu położyć. Jutro czeka nas dzień pełen wrażeń. Niall poszedł do
siebie, a mama zaoferowała, że zamieszka u mnie, dopóki nie nauczę się zajmować
Noemi. Spadła mi z nieba, bo właśnie tego potrzebowałem. Przygotowałem jej
łóżko w pokoju, który zawsze stał pusty, a potem „uzdatniłem” swoje, tak, by
Noemi mogła spać obok. Przysunąłem je do ściany i obłożyłem połowę kocami, żeby mała przypadkiem nie spadła.
Przygotowałem w kuchni butelkę gotową do podania w razie potrzeby i wziąłem
prysznic. Dziwnie się czułem, nie mając dziewczynki na oku. Kto by pomyślał, że
po kilku godzinach potrafię się tak przywiązać. Zacząłem rozmyślać nad tym, co
zmieni się w moim życiu z związku z dzieckiem. Pewnie dużo, ale nie można obawiać
się zmian. Kto wie, czy nie będą one na lepsze?
Następnego dnia
Usłyszałem w oddali płacz i leżąc na łóżku
półprzytomny, ciężko myślałem nad tym, czy on mi się śni. Oczywiście nastąpił
(zwykły u mnie) spóźniony zapłon i dopiero po dłuższym czasie rozmyślania nad
źródłem dźwięku doszedłem do wniosku, że to Noemi. Oderwałem się od poduszki
jak poparzony i wyszukałem niemowlę w stercie koców. Że też tak dużo ich
nawaliłem na to łóżko... Wziąłem na ręce moją księżniczkę i poszedłem do kuchni
po butelkę. Po dwóch minutach spokojne dziecko piło swoje śniadanie, o ile
można to było nazwać tym posiłkiem. Na dworze było jeszcze ciemno, a zegarek
wskazywał trzecią nad ranem.
- Wiesz o której mnie obudziłaś? – zacząłem
mówić delikatnie. – Jest bardzo wcześnie rano i normalni ludzie o tej porze
śpią. Ty też powinnaś spróbowaaaaać – ziewnąłem przeciągle. Rozsiadłem się na kanapie i wsłuchiwałem w
miarowe bicie serca maluszka. Zacząłem zastanawiać się nad tym czy Noemi nie
jest chora albo czy nie ma jakiś wad związanych z narodzinami poza szpitalem,
bez specjalistycznej opieki. Szczerze wątpię, że jej matka się tam stawiła. Nie
puściliby jej po 2 dniach, a wersja z ucieczką też nie wchodziła w grę, chociaż…
nie, na pewno nie. Jestem prawie pewny, że Noemi nie miała jeszcze nic
wspólnego z państwową opieką zdrowotną, co zapewne łączy się też z tym, że
według prawa ona nie istnieje. Jej mama zapewne nie biegała z nią po urzędach,
raczej ich unikała, chowała się. Ale ja nie mogę jej ukrywać. Nie ma takiej
opcji. Jestem jak na świeczniku i wszystko musi być zapięte na ostatni guzik.
Każdy jeden papierek będzie się musiał zgadzać. Trochę to potrwa, ale skoro
moja mama wierzy, że się uda, to tak będzie.
- Zawalczę o ciebie, księżniczko. –
zwróciłem się szeptem do dziewczynki.
Nie wiem jak mogłem jeszcze kilka godzin
temu chcieć ją oddać. Teraz wiem, że gdybym to zrobił, to już zawsze
zastanawiałbym się co ona robi, czy sobie radzi, czy ma przyjaciół, czy znalazła
mamę, czy miałaby lepiej ze mną? Jestem pewny swojej decyzji, bo ona,
pojawiając się raz w moim życiu, już na zawsze w nim pozostanie. Nawet, jeśli
uda się odnaleźć jej mamę. Nie zapomnę o Noemi.
Czuwałem przy niemowlęciu aż do rana. W tym
czasie przemyślałem miliony spraw. Jestem zadowolony ze swoich decyzji i nie
dopuszczę do tego, by coś poszło nie tak. Ahhh… i muszę koniecznie porozmawiać
z chłopakami z zespołu. Wyjaśnić im wszystko i przeorganizować plan naszej
dalszej pracy. Ten dotychczasowy odpada. Muszę mieć więcej czasu na zajęcie się
Nem.
- Louis, nie śpisz, kochanie? – usłyszałem za sobą
zmartwionej mamy.
- Hej, nie. Mała wcześnie wstała. –
uśmiechnąłem się.
- Teraz chyba będziesz wcześniej się kładł
i wcześniej wstawał. I pomyśleć, że to nie ja cię do tego zmuszę. – zaśmiała
się.
- Tak, masz rację. Ale ciebie też słucham.
– dodałem.
- Oczywiście, nie mówię, że nie. Tylko w
tej kwestii nigdy nie dochodziliśmy do porozumienia, Lou. – położyła mi rękę na
ramieniu. – Wiesz, bardzo cię kocham. Wyrosłeś na dobrego, mądrego człowieka. –
wyznała.
- Ehh… do takiego to mi jeszcze dużo
brakuje, ale miło z twojej strony. – westchnąłem. – I ja też cię kocham, mamo.
- W tym wypadku też mnie nie słuchasz. –
zaśmiała się i poczochrała moje włosy.
Postanowiliśmy, że zaraz po śniadaniu
pojedziemy załatwić coś w sprawie Noemi. Muszę to jak najszybciej rozwiązać.
Zadzwoniłem do reszty zespołu i poprosiłem o kilkudniową przerwę. Nie
powiedziałem jaki jest powód, za dużo opowiadania. Dowiedzą się jak wszystko rozwiążę,
albo jak Niall im wygada. W sumie, wszystko jedno.
Jeszcze przed udaniem się do urzędów, mama
i ja poszliśmy do sklepu po parę rzeczy dla dziecka. Nie miałem pojęcia, że
taka mała istota potrzebuje tak dużo. Oczywiście na razie kupiliśmy same podstawowe
przybory jak chociażby pampersy. W końcu nie mam żadnej gwarancji, że
dziewczynka zostanie ze mną.
Kilka godzin później
- Louis, Lou! Czekaj! – wołała za mną mama.
– To jeszcze nie jest przesądzone! Jeszcze masz szansę! – nie dawała za
wygraną.
- Jaką szansę?! – zatrzymałem się
gwałtownie kilkaset metrów od budynku policji. – Sama przecież słyszałaś co
powiedzieli. – starałem się nie krzyczeć. W każdej chwili ktoś mógł mnie tu
rozpoznać.
- Tak, ale nie wykluczyli możliwości, że
mógłbyś się nią zająć. – dogoniła mnie i stanęła naprzeciwko.
- Mamo, to nie ma sensu… - powiedziałem
zrezygnowany.
- Ty naprawdę chcesz się poddać bez walki?
Przecież zależy ci na Noemi! – kontynuowała.
- Jak na nikim innym… - powiedziałem pod
nosem. Jednak taka była prawda, tylko ona się dla mnie w tym momencie liczyła.
- Widzisz! Lou, dasz radę udowodnić im, że
to najlepsze rozwiązanie dla Nem. Pomożemy ci, synku. – przytuliła mnie mocno.
Byłem tak bardzo zdołowany decyzją policji
i urzędu. Rozumem, że muszą wyjaśnić sprawę zaginięcia matki i wszystkie
zaistniałe problemy z dzieckiem, takie jak zarejestrowanie go. Mam wrażenie, że
traktują Noemi jak samochód, zwykłą rzecz, którą można przekazywać z rąk do
rąk. Boję się, że takie ciągłe zmiany otoczenia źle na nią wpłyną. W dodatku
dochodzi jeszcze fakt, iż proces adopcyjny w najlepszym wypadku trwa 9
miesięcy. A w obecnej sytuacji może trwać jeszcze dłużej. Czasem mam wrażenie,
że prawo w naszym kraju nie jest przystosowane do możliwości ludzi. Jednak
jakie to by nie było trudne – zawalczę o Noemi.
Wróciliśmy do domu i zrezygnowani
usiedliśmy w salonie. Niall nie był pocieszony widząc brak niemowlęcia na
naszych rękach. Przyniósł nam herbatę i dosiadł się do nas w milczeniu.
- Może zadzwonić po chłopaków, żeby
przyszli? – nie wytrzymał blondyn. Widziałem, że chciał pomóc mi się oderwać,
ale zapraszając przyjaciół będę musiał od nowa wszystko im tłumaczyć i
jednocześnie przypominać sobie.
- Niall, nie wydaje mi się to dobrym
pomysłem. – zacząłem. – Nie mam siły o tym rozmawiać. – spojrzałem smutno na
przyjaciela. – Ale dzięki, że starasz się jakoś mnie rozerwać. – uśmiechnąłem
się blado.
- Moim zdaniem to ta sprawa powinna zostać
nagłośniona. Wtedy ludzie zewsząd nalegaliby, żebyś dostał prawo do opieki nad
Noemi. Sam wiesz jak władza ulega tłumowi. A w dodatku jesteś sławny na całym
świecie. Co jak co, ale chyba każdy chciałby należeć do twojej rodziny, a już w
ogóle być twoim dzieckiem. – rozgadał się. Na początku jego paplanina wydawała
mi się bez sensu, ale teraz jak tak o tym myślę, to on faktycznie ma rację.
- To nie jest głupi pomysł. – odezwała się
po raz pierwszy moja mama. Ona też bardzo przeżywa sprawę Nem. – Mogę się przez
przypadek wygadać. – zaśmiała się.
- Ahh… - westchnąłem. – wiecie co, na razie
wolałbym jednak żeby to wszystko zostało w tajemnicy. Jeśli teraz rozpęta się
burza wokół Nem, to nie pomoże mi to zbytnio w uporaniu się w spokoju z tą
sprawą. – powiedziałem.
Muszę to wszystko przemyśleć i dokładnie
przeanalizować każdy mały punkt w prawie, które dotyczy adopcji. Przygotuję się
najlepiej jak tylko będę mógł na zajmowanie się dzieckiem i udowodnię tym
wszystkim urzędom, że naprawdę zależy mi na Noemi. Choćbym nie wiem jak dużo
miał na to poświecić czasu, zrobię to, dla niej.
3 tygodnie później
- Ale pan nie rozumie! Dlaczego ona ma
siedzieć w jakimś domu dziecka, kiedy ma możliwość życia i rozwijania się w
normalnym domu. – traciłem cierpliwość. Czy ci urzędnicy mają choć odrobinę
serca?
- Nie, to pan nie rozumie! – podniósł głos.
– To wszystko nie jest takie proste. W dodatku jest pan sam, a to zupełnie inna
sytuacja. – chwyciłem się za twarz, by trochę się uspokoić.
- Dobra, załatwiajcie co tam trzeba, byle
jak najszybciej, a teraz chciałbym ją zobaczyć. – powiedziałem jak
najspokojniej się dało.
- Proszę pana, czy ja wyglądam panu na Św.
Mikołaja?! To nie koncert życzeń, tylko ośrodek adopcyjny! – bezczelny! Jak tak
można?! On Św. Mikołajem, w życiu! Nic już od niego nie chcę!
- Z pewnością nie jest pan Św. Mikołajem,
ani żadnym innym świętym, bo on spełniał marzenia dzieci, a pan je rujnuje!
Chyba się minąłeś z powołaniem, kolego! Żegnam! – wyrzuciłem z siebie i
wyszedłem.
Pfff… nie będzie mi jakiś bęcwał mówił, czy
mogę się zobaczyć z Nemi czy nie! Ale muszę wymyślić coś innego… Mam!
- Jestem genialny! – krzyknąłem, po czym
zorientowałem się, że dość dużo ludzi patrzy na mnie jak na jakiegoś idiotę.
Uśmiechnąłem się niewinnie i szybko ruszyłem do domu, by podzielić się swoim
pomysłem z resztą zespołu.
Zwołałem spotkanie i po pół godzinie
wszyscy siedzieli już na kanapach.
- No, to co to za sprawa, że nas zwołałeś?
– zapytał pogodnie Zayn.
- Tak więc, wiecie w jakiej sytuacji
jestem. – zacząłem, nalewając każdemu coli do szklanki. – W drodze do domu
wpadłem na świetny sposób, który umożliwi nie tylko mi, ale i wam poznanie
Noemi. – mówiłem podekscytowany. – wiecie o czym mówię?
- Nieee… może jaśniej? – odezwał się Harry.
Rozejrzałem się po twarzach reszty. Nic?!
Żadnego pomysłu? Co za tępi ludzie!
- Ahhh… ok. Sam wam powiem.
***
Cześć!
Nareszcie, udało się! Trzecia część nadeszła w bardzo zwolnionym tempie za co bardzo bardzo ale to bardzo przepraszam! W dodatku jest kiepska, za co też przepraszam. Ostatnio nie mam weny i czasu na pisanie. W ogóle! Wszystko odkładam na weekend, bo w tygodniu nie zdążam, a jak już nadejdą te długo wyczekiwane dwa dni wolnego to zawsze znajdzie się coś "ważniejszego" do roboty. Gdybym tylko miała wpływ na to co robię w weekend, ale zazwyczaj (zawsze) są to nakazy odgórne, więc nie mam za dużo do gadania.
Dobra, ja się wyżaliłam, teraz Wy. Jak tam nowa szkoła/klasa? Radzicie sobie jakoś? Macie dobrych przyjaciół/ki? Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że to najważniejszy czynnik, który wpływa na dobre samopoczucie w szkole. Ja poznałam trzy fajne dziewczyny w nowej klasie, ale mam problem z moją (chyba) najlepszą przyjaciółką. Nie powiem o co dokładnie chodzi (niektórzy zainteresowani wiedzą), ale to co w związku z nią czuje to ból. Uczucie, które ciągle wbija szpilki w moje serce i nasuwa pytanie - czy to naprawdę jest przyjaźń? Z całego serca nie życzę Wam, by wasza najlepsza koleżanka Was skrzywdziła, bo to boli jeszcze bardziej, niż jakby to była zwykła osoba z naszego otoczenia.
Chciałabym jeszcze przeprosić dziewczyny, na których blogi ostatnio nie wchodzę i nie komentuję. Jest mi bardzo głupio i chciałabym byście wiedziały, że naprawdę marzę o tym by zatopić się w lekturze Waszych opowiadań i imaginów (a nie "Króla Edypa" -,-)
Mam nadzieję, że mi wybaczycie wszystkie moje niedociągnięcia.
O komentarze nawet nie proszę, bo nie zasłużyłam, więc poproszę o coś innego. Czy możecie dołączyć się do modlitwy za chrześcijan prześladowanych w Iraku? Ja osobiście wierzę, że te modlitwy nie są bezcelowe i nasz najwspanialszy Bóg wysłuchuje każdej, nawet najkrótszej.
Pozdrawiam Was serdecznie, trzymajcie się tam,
Ania
Świetne!!!
OdpowiedzUsuńRewelacja!
OdpowiedzUsuńJuż Cię chwaliłam na Fb, a teraz mam mało czasu, więc dodaję tylko taki krótki komentarz :(
ALE CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA TO, CO SIĘ STANIE DALEJ!!! <3