środa, 17 września 2014

#85 Louis cz.3



Rozmawialiśmy do późna , ale trzeba było się w końcu położyć. Jutro czeka nas dzień pełen wrażeń. Niall poszedł do siebie, a mama zaoferowała, że zamieszka u mnie, dopóki nie nauczę się zajmować Noemi. Spadła mi z nieba, bo właśnie tego potrzebowałem. Przygotowałem jej łóżko w pokoju, który zawsze stał pusty, a potem „uzdatniłem” swoje, tak, by Noemi mogła spać obok. Przysunąłem je do ściany i obłożyłem połowę kocami,  żeby mała przypadkiem nie spadła. Przygotowałem w kuchni butelkę gotową do podania w razie potrzeby i wziąłem prysznic. Dziwnie się czułem, nie mając dziewczynki na oku. Kto by pomyślał, że po kilku godzinach potrafię się tak przywiązać. Zacząłem rozmyślać nad tym, co zmieni się w moim życiu z związku z dzieckiem. Pewnie dużo, ale nie można obawiać się zmian. Kto wie, czy nie będą one na lepsze?

Następnego dnia

Usłyszałem w oddali płacz i leżąc na łóżku półprzytomny, ciężko myślałem nad tym, czy on mi się śni. Oczywiście nastąpił (zwykły u mnie) spóźniony zapłon i dopiero po dłuższym czasie rozmyślania nad źródłem dźwięku doszedłem do wniosku, że to Noemi. Oderwałem się od poduszki jak poparzony i wyszukałem niemowlę w stercie koców. Że też tak dużo ich nawaliłem na to łóżko... Wziąłem na ręce moją księżniczkę i poszedłem do kuchni po butelkę. Po dwóch minutach spokojne dziecko piło swoje śniadanie, o ile można to było nazwać tym posiłkiem. Na dworze było jeszcze ciemno, a zegarek wskazywał trzecią nad ranem.

- Wiesz o której mnie obudziłaś? – zacząłem mówić delikatnie. – Jest bardzo wcześnie rano i normalni ludzie o tej porze śpią. Ty też powinnaś spróbowaaaaać – ziewnąłem przeciągle.  Rozsiadłem się na kanapie i wsłuchiwałem w miarowe bicie serca maluszka. Zacząłem zastanawiać się nad tym czy Noemi nie jest chora albo czy nie ma jakiś wad związanych z narodzinami poza szpitalem, bez specjalistycznej opieki. Szczerze wątpię, że jej matka się tam stawiła. Nie puściliby jej po 2 dniach, a wersja z ucieczką też nie wchodziła w grę, chociaż… nie, na pewno nie. Jestem prawie pewny, że Noemi nie miała jeszcze nic wspólnego z państwową opieką zdrowotną, co zapewne łączy się też z tym, że według prawa ona nie istnieje. Jej mama zapewne nie biegała z nią po urzędach, raczej ich unikała, chowała się. Ale ja nie mogę jej ukrywać. Nie ma takiej opcji. Jestem jak na świeczniku i wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Każdy jeden papierek będzie się musiał zgadzać. Trochę to potrwa, ale skoro moja mama wierzy, że się uda, to tak będzie.

- Zawalczę o ciebie, księżniczko. – zwróciłem się szeptem do dziewczynki.

Nie wiem jak mogłem jeszcze kilka godzin temu chcieć ją oddać. Teraz wiem, że gdybym to zrobił, to już zawsze zastanawiałbym się co ona robi, czy sobie radzi, czy ma przyjaciół, czy znalazła mamę, czy miałaby lepiej ze mną? Jestem pewny swojej decyzji, bo ona, pojawiając się raz w moim życiu, już na zawsze w nim pozostanie. Nawet, jeśli uda się odnaleźć jej mamę. Nie zapomnę o Noemi.

Czuwałem przy niemowlęciu aż do rana. W tym czasie przemyślałem miliony spraw. Jestem zadowolony ze swoich decyzji i nie dopuszczę do tego, by coś poszło nie tak. Ahhh… i muszę koniecznie porozmawiać z chłopakami z zespołu. Wyjaśnić im wszystko i przeorganizować plan naszej dalszej pracy. Ten dotychczasowy odpada. Muszę mieć więcej czasu na zajęcie się Nem.

- Louis, nie  śpisz, kochanie? – usłyszałem za sobą zmartwionej mamy.

- Hej, nie. Mała wcześnie wstała. – uśmiechnąłem się.

- Teraz chyba będziesz wcześniej się kładł i wcześniej wstawał. I pomyśleć, że to nie ja cię do tego zmuszę. – zaśmiała się.

- Tak, masz rację. Ale ciebie też słucham. – dodałem.

- Oczywiście, nie mówię, że nie. Tylko w tej kwestii nigdy nie dochodziliśmy do porozumienia, Lou. – położyła mi rękę na ramieniu. – Wiesz, bardzo cię kocham. Wyrosłeś na dobrego, mądrego człowieka. – wyznała.

- Ehh… do takiego to mi jeszcze dużo brakuje, ale miło z twojej strony. – westchnąłem. – I ja też cię kocham, mamo.

- W tym wypadku też mnie nie słuchasz. – zaśmiała się i poczochrała moje włosy.

Postanowiliśmy, że zaraz po śniadaniu pojedziemy załatwić coś w sprawie Noemi. Muszę to jak najszybciej rozwiązać. Zadzwoniłem do reszty zespołu i poprosiłem o kilkudniową przerwę. Nie powiedziałem jaki jest powód, za dużo opowiadania. Dowiedzą się jak wszystko rozwiążę, albo jak Niall im wygada. W sumie, wszystko jedno.

Jeszcze przed udaniem się do urzędów, mama i ja poszliśmy do sklepu po parę rzeczy dla dziecka. Nie miałem pojęcia, że taka mała istota potrzebuje tak dużo. Oczywiście na razie kupiliśmy same podstawowe przybory jak chociażby pampersy. W końcu nie mam żadnej gwarancji, że dziewczynka zostanie ze mną.

Kilka godzin później

- Louis, Lou! Czekaj! – wołała za mną mama. – To jeszcze nie jest przesądzone! Jeszcze masz szansę! – nie dawała za wygraną.

- Jaką szansę?! – zatrzymałem się gwałtownie kilkaset metrów od budynku policji. – Sama przecież słyszałaś co powiedzieli. – starałem się nie krzyczeć. W każdej chwili ktoś mógł mnie tu rozpoznać.

- Tak, ale nie wykluczyli możliwości, że mógłbyś się nią zająć. – dogoniła mnie i stanęła naprzeciwko.

- Mamo, to nie ma sensu… - powiedziałem zrezygnowany.

- Ty naprawdę chcesz się poddać bez walki? Przecież zależy ci na Noemi! – kontynuowała.

- Jak na nikim innym… - powiedziałem pod nosem. Jednak taka była prawda, tylko ona się dla mnie w tym momencie liczyła.

- Widzisz! Lou, dasz radę udowodnić im, że to najlepsze rozwiązanie dla Nem. Pomożemy ci, synku. – przytuliła mnie mocno.

Byłem tak bardzo zdołowany decyzją policji i urzędu. Rozumem, że muszą wyjaśnić sprawę zaginięcia matki i wszystkie zaistniałe problemy z dzieckiem, takie jak zarejestrowanie go. Mam wrażenie, że traktują Noemi jak samochód, zwykłą rzecz, którą można przekazywać z rąk do rąk. Boję się, że takie ciągłe zmiany otoczenia źle na nią wpłyną. W dodatku dochodzi jeszcze fakt, iż proces adopcyjny w najlepszym wypadku trwa 9 miesięcy. A w obecnej sytuacji może trwać jeszcze dłużej. Czasem mam wrażenie, że prawo w naszym kraju nie jest przystosowane do możliwości ludzi. Jednak jakie to by nie było trudne – zawalczę o Noemi.

Wróciliśmy do domu i zrezygnowani usiedliśmy w salonie. Niall nie był pocieszony widząc brak niemowlęcia na naszych rękach. Przyniósł nam herbatę i dosiadł się do nas w milczeniu.

- Może zadzwonić po chłopaków, żeby przyszli? – nie wytrzymał blondyn. Widziałem, że chciał pomóc mi się oderwać, ale zapraszając przyjaciół będę musiał od nowa wszystko im tłumaczyć i jednocześnie przypominać sobie.

- Niall, nie wydaje mi się to dobrym pomysłem. – zacząłem. – Nie mam siły o tym rozmawiać. – spojrzałem smutno na przyjaciela. – Ale dzięki, że starasz się jakoś mnie rozerwać. – uśmiechnąłem się blado.

- Moim zdaniem to ta sprawa powinna zostać nagłośniona. Wtedy ludzie zewsząd nalegaliby, żebyś dostał prawo do opieki nad Noemi. Sam wiesz jak władza ulega tłumowi. A w dodatku jesteś sławny na całym świecie. Co jak co, ale chyba każdy chciałby należeć do twojej rodziny, a już w ogóle być twoim dzieckiem. – rozgadał się. Na początku jego paplanina wydawała mi się bez sensu, ale teraz jak tak o tym myślę, to on faktycznie ma rację.

- To nie jest głupi pomysł. – odezwała się po raz pierwszy moja mama. Ona też bardzo przeżywa sprawę Nem. – Mogę się przez przypadek wygadać. – zaśmiała się.

- Ahh… - westchnąłem. – wiecie co, na razie wolałbym jednak żeby to wszystko zostało w tajemnicy. Jeśli teraz rozpęta się burza wokół Nem, to nie pomoże mi to zbytnio w uporaniu się w spokoju z tą sprawą. – powiedziałem.

Muszę to wszystko przemyśleć i dokładnie przeanalizować każdy mały punkt w prawie, które dotyczy adopcji. Przygotuję się najlepiej jak tylko będę mógł na zajmowanie się dzieckiem i udowodnię tym wszystkim urzędom, że naprawdę zależy mi na Noemi. Choćbym nie wiem jak dużo miał na to poświecić czasu, zrobię to, dla niej.

3 tygodnie później

- Ale pan nie rozumie! Dlaczego ona ma siedzieć w jakimś domu dziecka, kiedy ma możliwość życia i rozwijania się w normalnym domu. – traciłem cierpliwość. Czy ci urzędnicy mają choć odrobinę serca?

- Nie, to pan nie rozumie! – podniósł głos. – To wszystko nie jest takie proste. W dodatku jest pan sam, a to zupełnie inna sytuacja. – chwyciłem się za twarz, by trochę się uspokoić.

- Dobra, załatwiajcie co tam trzeba, byle jak najszybciej, a teraz chciałbym ją zobaczyć. – powiedziałem jak najspokojniej się dało.

- Proszę pana, czy ja wyglądam panu na Św. Mikołaja?! To nie koncert życzeń, tylko ośrodek adopcyjny! – bezczelny! Jak tak można?! On Św. Mikołajem, w życiu! Nic już od niego nie chcę!

- Z pewnością nie jest pan Św. Mikołajem, ani żadnym innym świętym, bo on spełniał marzenia dzieci, a pan je rujnuje! Chyba się minąłeś z powołaniem, kolego! Żegnam! – wyrzuciłem z siebie i wyszedłem.

Pfff… nie będzie mi jakiś bęcwał mówił, czy mogę się zobaczyć z Nemi czy nie! Ale muszę wymyślić coś innego… Mam!

- Jestem genialny! – krzyknąłem, po czym zorientowałem się, że dość dużo ludzi patrzy na mnie jak na jakiegoś idiotę. Uśmiechnąłem się niewinnie i szybko ruszyłem do domu, by podzielić się swoim pomysłem z resztą zespołu.

Zwołałem spotkanie i po pół godzinie wszyscy siedzieli już na kanapach.

- No, to co to za sprawa, że nas zwołałeś? – zapytał pogodnie Zayn.

- Tak więc, wiecie w jakiej sytuacji jestem. – zacząłem, nalewając każdemu coli do szklanki. – W drodze do domu wpadłem na świetny sposób, który umożliwi nie tylko mi, ale i wam poznanie Noemi. – mówiłem podekscytowany. – wiecie o czym mówię?

- Nieee… może jaśniej? – odezwał się Harry.

Rozejrzałem się po twarzach reszty. Nic?! Żadnego pomysłu? Co za tępi ludzie!

- Ahhh… ok. Sam wam powiem.
***
 Cześć!
Nareszcie, udało się! Trzecia część nadeszła w bardzo zwolnionym tempie za co bardzo bardzo ale to bardzo przepraszam! W dodatku jest kiepska, za co też przepraszam. Ostatnio nie mam weny i czasu na pisanie. W ogóle! Wszystko odkładam na weekend, bo w tygodniu nie zdążam, a jak już nadejdą te długo wyczekiwane dwa dni wolnego to zawsze znajdzie się coś "ważniejszego" do roboty. Gdybym tylko miała wpływ na to co robię w weekend, ale zazwyczaj (zawsze) są to nakazy odgórne, więc nie mam za dużo do gadania.
Dobra, ja się wyżaliłam, teraz Wy. Jak tam nowa szkoła/klasa? Radzicie sobie jakoś? Macie dobrych przyjaciół/ki? Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że to najważniejszy czynnik, który wpływa na dobre samopoczucie w szkole. Ja poznałam trzy fajne dziewczyny w nowej klasie, ale mam problem z moją (chyba) najlepszą przyjaciółką. Nie powiem o co dokładnie chodzi (niektórzy zainteresowani wiedzą), ale to co w związku z nią czuje to ból. Uczucie, które ciągle wbija szpilki w moje serce i nasuwa pytanie - czy to naprawdę jest przyjaźń? Z całego serca nie życzę Wam, by wasza najlepsza koleżanka Was skrzywdziła, bo to boli jeszcze bardziej, niż jakby to była zwykła osoba z naszego otoczenia.
Chciałabym jeszcze przeprosić dziewczyny, na których blogi ostatnio nie wchodzę i nie komentuję. Jest mi bardzo głupio i chciałabym byście wiedziały, że naprawdę marzę o tym by zatopić się w lekturze Waszych opowiadań i imaginów (a nie "Króla Edypa" -,-)
Mam nadzieję, że mi wybaczycie wszystkie moje niedociągnięcia. 
O komentarze nawet nie proszę, bo nie zasłużyłam, więc poproszę o coś innego. Czy możecie dołączyć się do modlitwy za chrześcijan prześladowanych w Iraku? Ja osobiście wierzę, że te modlitwy nie są bezcelowe i nasz najwspanialszy Bóg wysłuchuje każdej, nawet najkrótszej.
Pozdrawiam Was serdecznie, trzymajcie się tam,
Ania

2 komentarze:

  1. Rewelacja!
    Już Cię chwaliłam na Fb, a teraz mam mało czasu, więc dodaję tylko taki krótki komentarz :(
    ALE CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA TO, CO SIĘ STANIE DALEJ!!! <3

    OdpowiedzUsuń