Bezludna wyspa cz. 3
Na
moim policzku poczułam delikatne łaskotanie i przyjemne uczucie ciepła. Dopiero
teraz do moich uszu dobiegł szum oceanu i krzyk mew. A więc to nie sen... Mimo
wszystko postanowiłam nie otwierać oczu. Może ten koszmar jeszcze zniknie?
-„Hahaha,
wstawaj królewno.”- zaśmiał się Harry. Chwila, chwila... Uniosłam powoli swoje powieki i zerwałam się na równe
nogi jak oparzona. Oczywiście, za szybko wstałam i zakręciło mi się w głowie,
co poskutkowało ponownym przywitaniem się z piaskiem. Harry po prostu nie mógł
wytrzymać że śmiechu.
-„Nic...
ci... nie... jest...?”- wydukał pomiędzy napadami śmiechu. Najpierw się na
niego obraziłam, ale koniec końców, też się zaczęłam śmiać z samej siebie.
-„Dlaczego
tak się zerwałaś?”- zapytał loczek, kiedy się już trochę uspokoiliśmy. Na moich
policzkach pojawił się rumieniec. Odwróciłam głowę w stronę przeciwną do niego.
-„Umm...
Ja... Po prostu... się... wystraszyłam.”- wyjąkałam.
-„Oh,
spoko.”- wzruszył ramionami. Yeah! Nie zauważył! Misja 'ukryć czerwone
policzki': wykonana.- „To ja pójdę się troszkę rozejrzeć.”
-„Jasne.”-
przytaknęłam, cały czas siedząc tyłem do niego na wszelki wypadek.
-„Aa,
zapomniałbym.”- zatrzymał się i odwrócił. Z ciekawości spojrzałam w jego
stronę, bo moje policzki doszły już do pierwotnego, bledszego stanu. Harry
uśmiechnął się łobuzersko.-„Do twarzy ci z rumieńcami.”
Zaczął
się śmiać i odszedł szybko. Moja buzia była otwarta na oścież, a policzki na
nowo się rozgorzały. Ten... Ten... Co za dupek!!!
*****
-„Zaraz...
wyschnę...”- wychrypiałam. Gardło piekło od pragnienia, a nogi zaczęły odmawiać
posłuszeństwa.
-„Jeszcze
trochę...”- westchnął równie zmęczony Harry.
-„Gdzie
my w ogóle idziemy?”- zapytałam z trudem łapiąc oddech.
-„Po
raz setny powtarzam: szukamy czegoś do jedzenia lub picia.”- wywrócił oczami. Z
nudów zaczęłam się rozglądać po drzewach. Coś przykuło moją uwagę...
-„Harry!”-
ucieszyłam się tak bardzo, że aż zaczęłam skakać z radości.
-„O
nie, ty chyba masz gorączkę..”.- załamał ręce. Zmroziłam go wzrokiem i wskazałam
na palmę. Zdziwiony powędrował wzrokiem za moim palcem, a na jego twarzy
pojawiał się coraz większy uśmiech.
-„Przecież
to orzechy kokosu! Mamy już co jeść, a może i nawet pić!”
-„No
co ty nie powiesz? A widzisz co jest tuż obok?”- zapytałam jeszcze bardziej
podekscytowana.
-„Banany!”-
zawołał uradowany i przyciągnął mnie do siebie. Znalazłam się w jego objęciach.
Zaśmiałam się.
-„Cieszyć
się będziesz jak już uda się nam je ściągnąć”- odepchnęłam go lekko. Robiłam
wszystko, żeby tylko nie dopuścić do szkarłatnych rumieńców, ale mimo wszystko
pojawiły się na moich policzkach.-„ Musimy je jakoś zrzucić... Jest! Może tym
kamieniem?”- podniosłam z ziemi małą skałę i wymierzyłam w rosnące na wysokim
drzewie kokosy. Oczywiście, przeceniłam swoje umiejętności i kamień poleciał do
góry, po czym dwa razy szybciej zaczął spadać wprost na mnie. W ostatniej
chwili odsunęłam się (z małym krzykiem...) na bok. Harry po raz kolejny miał
powód do śmiechu i kimże by był, gdyby z niego nie skorzystał?
-„To
może ja spróbuje się wspiąć po te banany, co?”- podszedł (ciągle rechocząc pod
nosem) do drzewa.
-„Akurat
ci się uda.”- skrzyżowałam ręce na piersi.
-„Oby
się udało, bo inaczej umrzesz z głodu.”
-„Jest
jeszcze mój kamień...”
-„Tak,
następnym razem na pewno ci się uda... rozwalić sobie łeb!”
-„Oj,
bo ty jesteś lepszy?”
-„Hmm...
TAK.”
-„Oh,
jasne już ci wierzę.”
-„To
patrz!”- powiedział z determinacją i chwycił drzewo. Dostrzegłam lekkie wahania
w jego ruchach, ale postanowiłam się nie odzywać. Powoli, powolutku wspinał się
coraz wyżej.
-„Okej,
wygrałeś. Ale uważaj... to dość wysoko...”- wystraszyłam się trochę.
-„Dam
radę...”
-„Ale...”
-„Oj,
zamknij się i po prostu złap.”- krzyknął z góry. Wyciągnął rękę, aby dosięgnąć
żółtych owoców, ale niestety były za daleko.-„Jeszcze trochę...”
-„Harry...”-
stęknęłam spanikowana. Co jak co, ale to dobre trzy metry nad ziemią... Co
jeśli spadnie? Co jeśli sobie coś zrobi?
-„To
ja tu się wspinam, nie ty.”- wywrócił oczami i podciągnął się trochę wyżej.
Jego uwagę puściłam mimo uszu. Ze zdenerwowania zaczęłam nerwowo zagryzać
wargę. –„Jest!”
-„Hura!
Rzuć je do mnie!”- stanęłam tuż pod ogromną kiścią bananów. Harry po kilku
próbach zrzucenia owoców, w końcu odniósł sukces. Ja natomiast dostałam kilkoma
bananami po głowie, ale mniejsza o to. Gorzej jest z...
-„Nie
ma mowy!”
-„Ale
Harry...”
-„Nie!
Nie mogę!”
-„Musisz
jakoś zejść!”
-„NIE!”
Cóż...
Okazało się, że Harry ma lęk wysokości. I za nic w świecie nie chce (albo nie
może...) zejść.
-„Dlaczego
nie mówiłeś od razu?!”- zdenerwowałam się.
-„Musimy
cos jeść, prawda?!”
-„Ja
mogłam się wspiąć po te banany…”
-„No
od razu. Na pewno by ci się udało.”
-„Wiesz,
ja przynajmniej bym jakoś zeszła.”
-„Ugh,
zamknij się!”
-„Spokojnie,
każdy ma jakieś lęki…”- postanowiłam go trochę uspokoić. Eh… Mężczyźni i ta ich
duma.
-„Nie
pomagasz.”- odparł i lekko poprawił swoją pozycję trzymając się pnia drzewa.
Kurcze, długo tak nie wytrzyma. W końcu straci siły i spadnie.
-„Harry,
musisz teraz zejść, póki masz jeszcze czucie w dłoniach.”
-„Bardzo
zabawne.”
-„Mówię
poważnie.”
-„Coś
nie za bardzo.”
-„Ugh!
Może… spróbuj się ześlizgnąć po pniu.”- zaproponowałam. Kark mnie już boli od
tego patrzenia się w górę…
-„I
co jeszcze?! Spadnę i do tego z rozpędu!”
-„To…
no nie wiem… yyy… złap się jakiejś liany i jak Tarzan zjedź na dół.”- wiem, że
nie powinnam, ale to moja jedyna okazja do ponabijania się z pana „idealnego”.
Mu zawsze wszystko wychodzi i zawsze musi postawić na swoim i w końcu się na
tym przejechał.
-„TO
NIE JEST ŚMIESZNE!”- warknął. Kurcze… naprawdę muszę mu jakoś pomóc. Sam nie da
rady. A potem będę go mogła tym dręczyć. Tak jest. [T. I.] – wcielenie zła.
-„Już
wiem. Idę do ciebie.”- krzyknęłam do niego i chwyciłam się pnia. Do odważnych
świat należy!
-„Zwariowałaś?!”
-„Sam
sobie nie poradzisz…”- sapnęłam powoli wciągając się po pniu.
-„Dobra,
będziesz u góry, a potem co? Oboje tu utkniemy!”
-„A
widzisz? Przemyślałam to. Ja się wspinam po tym kokosie. Jak będę u góry będę
mogła pomóc ci zejść, a przy okazji wezmę orzechy.”- powiedziałam z
determinacją. Byłam już w połowie drogi.
-„[T.
I.], złaź! Zabijesz się zaraz!”
Zignorowałam
jego rozkaz i podciągnęłam się jeszcze trochę. Drzewo zadygotało
niebezpiecznie, a ja spojrzałam do góry lekko wystraszona. I wtedy wpadłam na
pomysł.
-„Żyjesz
jeszcze?”
-„Jak
chcesz sprawdzić to musisz spojrzeć w dół.”
-„Nie
ma mowy!”
-„A
więc nie żyję.”
-„Możesz
przestać? Ta sytuacja naprawdę nie jest przyjemna.”
Poczułam
uderzenie prosto w głowę. Z moich ust wydostał się okrzyk, po czym spadłam na
dół.
-„[T.
I.]!!!!”- Harry wrzasnął za mną. Nie ruszałam się, a oczy pozostawiłam
zamknięte. Już po chwili poczułam dotyk Harry’ego na moich ramionach.-„Jezu,
błagam, odezwij się!”
-„Udało
się…”- uśmiechnęłam się krzywo.
-„CO?!”-
wkurzył się.-„Powaliło cię?! Wiesz ile osób rocznie zabija taki spadający
kokos?!”
-„Taaa,
ale tylko z większej wysokości. Oj, nie gniewaj się. Udało mi się ciebie
ściągnąć.”- byłam z siebie zadowolona, ale cała obolała. Nie dość, że ten kokos
naprawdę nieźle mnie rąbnął to jeszcze skaleczyłam się w nogę upadając na
kamień. Ja wam mówię! Ten kamień! On to wszystko zaplanował już wcześniej!
Najpierw prawie spadł mi na łeb, a potem specjalnie znalazł się pod tą palmą!
-„Jesteś
głupia.”- westchnął z rezygnacją i mnie podniósł.
-„Ej…
postaw mnie.”- zamrugałam raptownie. Kurcze, ten kokos to chyba nie był taki
dobry pomysł… Cały świat wirował mi przed oczami.
-„Wracamy
na plażę.”- oznajmił. Ja spoczęłam w jego ramionach z kiścią bananów na brzuchu
i trzema kokosami. Chciałam iść sama, aby trochę odpoczął po takim wysiłku
fizycznym, ale mi nie pozwolił. W połowie drogi powrotnej odpłynęłam.
C.d.n…
_____________________________________________
Hej hej! :3
Wpadłam tylko na parę minut, bo muszę przeczytać jeszcze lekturę na jutro (czyt. streszczenie...).
Mam nadzieję, że się Wam podobała 3 część Bezludnej wyspy :) Ukazujemy, że nasz "Pan Idealny" wcale nie jest taki idealny xd
No, ja tu dodaję tropikalną wyspę, słońce, gorąco, a u mnie śnieg. Hah! Ja lubie śnieg, nawet bardzo, ale niestety bardzo łatwo sie poslizgnąć... (Czyt. Ja sie wywaliłam. Cztery razy... Boli... T-T )
Ja juz lecę, no i zapraszam do siebie na 61 część "Rozśpiewanej historii" :) LINK
Wasza Nicol <3
Super im...
OdpowiedzUsuńMogłaś się chociaż wywalić na Drakie...
Hahaha!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego imagina ; )
Harry jako Tarzan bojący się zejść z drzewa...
Haha.
Ale ten kamień złośliwy! Specjalnie uszkodził dziewczynie nogę! Cham wredny! xd
Świetny i niecierpliwie czekam na następną część : )
Zapraszam na pierwszy rozdział :3
Usuńyou-and-i-story.blogspot.com
Hahah! Cudo Kochana cudo!
OdpowiedzUsuńImagin przegenialny! Harry najlepszy HIHI xd