wtorek, 21 stycznia 2014

#61 Bezludna wyspa cz. 3

Bezludna wyspa cz. 3


Na moim policzku poczułam delikatne łaskotanie i przyjemne uczucie ciepła. Dopiero teraz do moich uszu dobiegł szum oceanu i krzyk mew. A więc to nie sen... Mimo wszystko postanowiłam nie otwierać oczu. Może ten koszmar jeszcze zniknie?
-„Hahaha, wstawaj królewno.”- zaśmiał się Harry. Chwila, chwila... Uniosłam  powoli swoje powieki i zerwałam się na równe nogi jak oparzona. Oczywiście, za szybko wstałam i zakręciło mi się w głowie, co poskutkowało ponownym przywitaniem się z piaskiem. Harry po prostu nie mógł wytrzymać że śmiechu.
-„Nic... ci... nie... jest...?”- wydukał pomiędzy napadami śmiechu. Najpierw się na niego obraziłam, ale koniec końców, też się zaczęłam śmiać z samej siebie.
-„Dlaczego tak się zerwałaś?”- zapytał loczek, kiedy się już trochę uspokoiliśmy. Na moich policzkach pojawił się rumieniec. Odwróciłam głowę w stronę przeciwną do niego.
-„Umm... Ja... Po prostu... się... wystraszyłam.”- wyjąkałam.
-„Oh, spoko.”- wzruszył ramionami. Yeah! Nie zauważył! Misja 'ukryć czerwone policzki': wykonana.- „To ja pójdę się troszkę rozejrzeć.”
-„Jasne.”- przytaknęłam, cały czas siedząc tyłem do niego na wszelki wypadek.
-„Aa, zapomniałbym.”- zatrzymał się i odwrócił. Z ciekawości spojrzałam w jego stronę, bo moje policzki doszły już do pierwotnego, bledszego stanu. Harry uśmiechnął się łobuzersko.-„Do twarzy ci z rumieńcami.”
Zaczął się śmiać i odszedł szybko. Moja buzia była otwarta na oścież, a policzki na nowo się rozgorzały. Ten... Ten... Co za dupek!!!

*****
-„Zaraz... wyschnę...”- wychrypiałam. Gardło piekło od pragnienia, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
-„Jeszcze trochę...”- westchnął równie zmęczony Harry.
-„Gdzie my w ogóle idziemy?”- zapytałam z trudem łapiąc oddech.
-„Po raz setny powtarzam: szukamy czegoś do jedzenia lub picia.”- wywrócił oczami. Z nudów zaczęłam się rozglądać po drzewach. Coś przykuło moją uwagę...
-„Harry!”- ucieszyłam się tak bardzo, że aż zaczęłam skakać z radości.
-„O nie, ty chyba masz gorączkę..”.- załamał ręce. Zmroziłam go wzrokiem i wskazałam na palmę. Zdziwiony powędrował wzrokiem za moim palcem, a na jego twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech.
-„Przecież to orzechy kokosu! Mamy już co jeść, a może i nawet pić!”
-„No co ty nie powiesz? A widzisz co jest tuż obok?”- zapytałam jeszcze bardziej podekscytowana.
-„Banany!”- zawołał uradowany i przyciągnął mnie do siebie. Znalazłam się w jego objęciach. Zaśmiałam się.
-„Cieszyć się będziesz jak już uda się nam je ściągnąć”- odepchnęłam go lekko. Robiłam wszystko, żeby tylko nie dopuścić do szkarłatnych rumieńców, ale mimo wszystko pojawiły się na moich policzkach.-„ Musimy je jakoś zrzucić... Jest! Może tym kamieniem?”- podniosłam z ziemi małą skałę i wymierzyłam w rosnące na wysokim drzewie kokosy. Oczywiście, przeceniłam swoje umiejętności i kamień poleciał do góry, po czym dwa razy szybciej zaczął spadać wprost na mnie. W ostatniej chwili odsunęłam się (z małym krzykiem...) na bok. Harry po raz kolejny miał powód do śmiechu i kimże by był, gdyby z niego nie skorzystał?
-„To może ja spróbuje się wspiąć po te banany, co?”- podszedł (ciągle rechocząc pod nosem) do drzewa.
-„Akurat ci się uda.”- skrzyżowałam ręce na piersi.
-„Oby się udało, bo inaczej umrzesz z głodu.”
-„Jest jeszcze mój kamień...”
-„Tak, następnym razem na pewno ci się uda... rozwalić sobie łeb!”
-„Oj, bo ty jesteś lepszy?”
-„Hmm... TAK.”
-„Oh, jasne już ci wierzę.”
-„To patrz!”- powiedział z determinacją i chwycił drzewo. Dostrzegłam lekkie wahania w jego ruchach, ale postanowiłam się nie odzywać. Powoli, powolutku wspinał się coraz wyżej.
-„Okej, wygrałeś. Ale uważaj... to dość wysoko...”- wystraszyłam się trochę.
-„Dam radę...”
-„Ale...”
-„Oj, zamknij się i po prostu złap.”- krzyknął z góry. Wyciągnął rękę, aby dosięgnąć żółtych owoców, ale niestety były za daleko.-„Jeszcze trochę...”
-„Harry...”- stęknęłam spanikowana. Co jak co, ale to dobre trzy metry nad ziemią... Co jeśli spadnie? Co jeśli sobie coś zrobi?
-„To ja tu się wspinam, nie ty.”- wywrócił oczami i podciągnął się trochę wyżej. Jego uwagę puściłam mimo uszu. Ze zdenerwowania zaczęłam nerwowo zagryzać wargę. –„Jest!”
-„Hura! Rzuć je do mnie!”- stanęłam tuż pod ogromną kiścią bananów. Harry po kilku próbach zrzucenia owoców, w końcu odniósł sukces. Ja natomiast dostałam kilkoma bananami po głowie, ale mniejsza o to. Gorzej jest z...
-„Nie ma mowy!”
-„Ale Harry...”
-„Nie! Nie mogę!”
-„Musisz jakoś zejść!”
-„NIE!”
Cóż... Okazało się, że Harry ma lęk wysokości. I za nic w świecie nie chce (albo nie może...) zejść.
-„Dlaczego nie mówiłeś od razu?!”- zdenerwowałam się.
-„Musimy cos jeść, prawda?!”
-„Ja mogłam się wspiąć po te banany…”
-„No od razu. Na pewno by ci się udało.”
-„Wiesz, ja przynajmniej bym jakoś zeszła.”
-„Ugh, zamknij się!”
-„Spokojnie, każdy ma jakieś lęki…”- postanowiłam go trochę uspokoić. Eh… Mężczyźni i ta ich duma.
-„Nie pomagasz.”- odparł i lekko poprawił swoją pozycję trzymając się pnia drzewa. Kurcze, długo tak nie wytrzyma. W końcu straci siły i spadnie.
-„Harry, musisz teraz zejść, póki masz jeszcze czucie w dłoniach.”
-„Bardzo zabawne.”
-„Mówię poważnie.”
-„Coś nie za bardzo.”
-„Ugh! Może… spróbuj się ześlizgnąć po pniu.”- zaproponowałam. Kark mnie już boli od tego patrzenia się w górę…
-„I co jeszcze?! Spadnę i do tego z rozpędu!”
-„To… no nie wiem… yyy… złap się jakiejś liany i jak Tarzan zjedź na dół.”- wiem, że nie powinnam, ale to moja jedyna okazja do ponabijania się z pana „idealnego”. Mu zawsze wszystko wychodzi i zawsze musi postawić na swoim i w końcu się na tym przejechał.
-„TO NIE JEST ŚMIESZNE!”- warknął. Kurcze… naprawdę muszę mu jakoś pomóc. Sam nie da rady. A potem będę go mogła tym dręczyć. Tak jest. [T. I.] – wcielenie zła.
-„Już wiem. Idę do ciebie.”- krzyknęłam do niego i chwyciłam się pnia. Do odważnych świat należy!
-„Zwariowałaś?!”
-„Sam sobie nie poradzisz…”- sapnęłam powoli wciągając się po pniu.
-„Dobra, będziesz u góry, a potem co? Oboje tu utkniemy!”
-„A widzisz? Przemyślałam to. Ja się wspinam po tym kokosie. Jak będę u góry będę mogła pomóc ci zejść, a przy okazji wezmę orzechy.”- powiedziałam z determinacją. Byłam już w połowie drogi.
-„[T. I.], złaź! Zabijesz się zaraz!”
Zignorowałam jego rozkaz i podciągnęłam się jeszcze trochę. Drzewo zadygotało niebezpiecznie, a ja spojrzałam do góry lekko wystraszona. I wtedy wpadłam na pomysł.
-„Żyjesz jeszcze?”
-„Jak chcesz sprawdzić to musisz spojrzeć w dół.”
-„Nie ma mowy!”
-„A więc nie żyję.”
-„Możesz przestać? Ta sytuacja naprawdę nie jest przyjemna.”
Poczułam uderzenie prosto w głowę. Z moich ust wydostał się okrzyk, po czym spadłam na dół.
-„[T. I.]!!!!”- Harry wrzasnął za mną. Nie ruszałam się, a oczy pozostawiłam zamknięte. Już po chwili poczułam dotyk Harry’ego na moich ramionach.-„Jezu, błagam, odezwij się!”
-„Udało się…”- uśmiechnęłam się krzywo.
-„CO?!”- wkurzył się.-„Powaliło cię?! Wiesz ile osób rocznie zabija taki spadający kokos?!”
-„Taaa, ale tylko z większej wysokości. Oj, nie gniewaj się. Udało mi się ciebie ściągnąć.”- byłam z siebie zadowolona, ale cała obolała. Nie dość, że ten kokos naprawdę nieźle mnie rąbnął to jeszcze skaleczyłam się w nogę upadając na kamień. Ja wam mówię! Ten kamień! On to wszystko zaplanował już wcześniej! Najpierw prawie spadł mi na łeb, a potem specjalnie znalazł się pod tą palmą!
-„Jesteś głupia.”- westchnął z rezygnacją i mnie podniósł.
-„Ej… postaw mnie.”- zamrugałam raptownie. Kurcze, ten kokos to chyba nie był taki dobry pomysł… Cały świat wirował mi przed oczami.
-„Wracamy na plażę.”- oznajmił. Ja spoczęłam w jego ramionach z kiścią bananów na brzuchu i trzema kokosami. Chciałam iść sama, aby trochę odpoczął po takim wysiłku fizycznym, ale mi nie pozwolił. W połowie drogi powrotnej odpłynęłam.


C.d.n…


_____________________________________________

Hej hej! :3

Wpadłam tylko na parę minut, bo muszę przeczytać jeszcze lekturę na jutro (czyt. streszczenie...).

Mam nadzieję, że się Wam podobała 3 część Bezludnej wyspy :) Ukazujemy, że nasz "Pan Idealny" wcale nie jest taki idealny xd

No, ja tu dodaję tropikalną wyspę, słońce, gorąco, a u mnie śnieg. Hah! Ja lubie śnieg, nawet bardzo, ale niestety bardzo łatwo sie poslizgnąć... (Czyt. Ja sie wywaliłam. Cztery razy... Boli... T-T )

Ja juz lecę, no i zapraszam do siebie na 61 część "Rozśpiewanej historii" :) LINK

Wasza Nicol <3

4 komentarze:

  1. Super im...


    Mogłaś się chociaż wywalić na Drakie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha!
    Uwielbiam tego imagina ; )
    Harry jako Tarzan bojący się zejść z drzewa...
    Haha.
    Ale ten kamień złośliwy! Specjalnie uszkodził dziewczynie nogę! Cham wredny! xd
    Świetny i niecierpliwie czekam na następną część : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na pierwszy rozdział :3
      you-and-i-story.blogspot.com

      Usuń
  3. Hahah! Cudo Kochana cudo!
    Imagin przegenialny! Harry najlepszy HIHI xd

    OdpowiedzUsuń